Minął tydzień #2. A w zasadzie rok. I nadal gram w tę samą grę [FELIETON]

The Last of Us 2
The Last of Us 2

16.08.2021 14:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

To ostatni gwizdek przed jesienną lawiną premier, żeby odchudzić kupkę wstydu albo wbić brakujące platyny. A przy okazji nieco się wzruszyć.

Ostatnio miałem growy kryzys. Niby ciągle w coś grałem, ale nie klikało. The Ascent ma fenomenalny setting, świetnie wygląda w ruchu, kusi miastem, detalami i staroszkolnym sznytem, ale na dłuższą metę po prostu mnie nie wciąga. Bywa i tak. Może wrócę.

Microsoft Flight Simulator traktuję z kolei bardziej jako medytację niż grę. Włączasz, siadasz za kokpitem i lecisz. Jak śpiewał zapomniany poeta przed laty: "Tylko ja i moja przestrzeń". Wielce to relaksujące, a w połączeniu z głodem wyczekiwanego urlopu jawi się jako czysty eskapizm. Ach ten Nowy Jork… Wróćmy jednak na ziemię.

Próbowałem dać się porwać niczym niezmąconej rozwałce, jaką zaproponowała beta Back 4 Blood. Ale tam z kolei brakuje głębi, większej współpracy z kompanami i zaskakujących momentów. Znacznie lepiej poszło z powrotem do gry Hades. Ale o tym za tydzień.

No i jest jeszcze Last Stop, do którego zachęca mnie Dominik. Nadrobię. Słowo.

Przeżyjmy to jeszcze raz. Ale trudniej

Zacząłem przetrząsać prywatną bibliotekę w poszukiwaniu czegoś, co poruszy głowę i serce. I wtedy przyszło olśnienie. Przecież miałem sprawdzić, jak wygląda The Last of Us 2 na PS5! Ba. Miałem przy okazji podjąć kolejną próbę podniesienia swojej żałosnej liczby platyn. Ruszyłem więc w drogę. Tym jednak razem podnosząc poziom trudności do najwyższego.

Nie będę pisał tu drugiej recenzji. Tę pierwszą, dla wielu kontrowersyjną, mogliście już na łamach Polygamii przeczytać. The Last of Us 2 nadal stanowi dla mnie kwintesencję tego, jak powinno się pisać gry, jak opowiadać interaktywne historie i jak przepuszczać graczy przez emocjonalną wyżymaczkę.

Nie ma tu mowy o tworzeniu swoich postaci. Nie wybierzemy ich umiejętności ani charakteru. Niosą na plecach własne kamienie, mierzą się z prywatnymi demonami. Przy okazji ponosząc konsekwencje podjętych wcześniej decyzji. Tak, to do ciebie drogi Joelu.

I początkowo pomyślałem: napiszę o tym, jak zmienia się The Last of Us 2, gdy podejmiecie rękawicę wysokiego poziomu trudności. Bo zmienia się diametralnie. Ale wtedy dotarłem do retrospektywnej sceny. UWAGA, BĘDZIE SPOILER. Tej, w której Joel zabiera młodziutką Ellie do opuszczonego muzeum w ramach urodzinowego prezentu.

Wyprawa na Księżyc

Najpierw razem z nią wespniemy się po grzbiecie wielkiego dinozaura, zgarniemy reprymendę za skok do wody, by za chwilę z dziecięcą fascynacją słuchać i czytać o kolejnych triceratopsach i pterodaktylach. Potem czeka nas wystawa dotycząca amerykańskiego podboju kosmosu. I to, co dzieje się tutaj, proszę państwa, to magia czystej krwi i dowód mistrzostwa w opowiadaniu historii. Lub jak wolą amerykanie: storytellingu.

Ellie wybiera hełm astronauty, by za chwilę zasiąść w kokpicie repliki kapsuły kosmicznej. Od Joela dostaje kasetę magnetofonową z nagranym pierwszym wylotem człowieka na księżyc. Zakłada słuchawki, naciąga na głowę hełm, włącza i zamyka oczy.

Jedyne, co widzimy, to twarz Ellie i delikatne refleksy na hełmie. Ten niepozorny moment, z sekwencją odliczania do startu rakiety w tle i całą paletą emocji pokazanej jedynie za pomocą mimiki twarzy Ellie jest tyleż subtelne, co poruszające. A przy okazji przypomina o ostatnich chwilach dziecięcej naiwności, magii wyobraźni, stojącej w całkowitej kontrze do ekstremalnie brutalnego świata, w jakim przyszło żyć bohaterom The Last of Us 2.

W połączeniu z fenomenalną muzyką, montażem i wyczuciem kadru dostajemy scenę, która w hollywoodzkim świecie otrzymałaby wszystkie Oscary świata. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

The Last of Us 2 to wciąż mistrzostwo

Zdziwiło mnie, jak mocno i głęboko zapadła mi ta scena w pamięć. W The Last of Us 2 nie brakuje momentów, które trudno zapomnieć. Ale przechodząc grę ponownie, właśnie na tę czekałem najbardziej. I to właśnie ona znów wzruszyła mnie najmocniej.

I nadal w The Last of Us 2 gra mi się po prostu dobrze. Nadal wciąga mnie żmudna eksploracja, ekscytuje (zwłaszcza na wysokich poziomach trudności) cicha eksterminacja wrogów i wciąż czytam każdą notatkę znalezioną w szufladach. Nie tylko ze względu na rzeczoną platynę.

Przyłapałem się też na jeszcze jednej myśli. Minął ponad rok od premiery The Last of Us 2. Bardzo dobry rok, dodajmy. A jednak nic od tamtej pory nie chwyciło mnie za serce i gardło tak mocno.

Wzruszył się i pracuje nad regularnością Paweł Hekman.

*Minął tydzień to (prawie) cotygodniowy felieton made in Polygamia.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (15)
Zobacz także