EA zmarnowało potencjał Star Wars. Czy Ubisoft da radę? [Opinia]
Ogłoszenie współpracy na linii Lucasfilms Games–Ubisoft nie oznacza końca "Gwiezdnych Wojen" od Electronic Arts. Mało tego. Nie oznacza też zerwania umowy, która swoją datę ważności ma do 2023 r. Co będzie dalej? Wszystko w rękach EA i Ubisoft.
"Jesteśmy dumni z naszej wieloletniej współpracy z Lucasfilm Games, która będzie jeszcze kontynuowana przez wiele lat. Nasze utalentowane zespoły stworzyły jedne z najbardziej udanych gier w historii serii Star Wars" – brzmi oficjalne oświadczenie ze strony Electronic Arts. Gdy w 2013 r. Disney ogłaszał dziesięcioletnią współpracę z EA, wszyscy liczyli na wielkie gry. Z czego może być dumne EA?
EA kontratakuje
Zacznijmy od plusów. Wydało bardzo dobre "Star Wars Jedi: Upadły Zakon" oraz świetne "Star Wars: Battlefront". Tyle z tych jednoznacznych sukcesów, a dalej… Dalej robi się kontrowersyjnie. "Battlefront II" to rewelacyjna gra. Dziś. Ale w dniu premiery nie zgadzało się w niej zbyt wiele rzeczy, żeby wymieniać ją jako "jedną z najbardziej udanych w historii serii Star Wars".
Do tego mobilne "Galaxy of Heroes", dobre, ale niszowe "Squadrons" i dodatek do "Simsów". Ocenę tego zostawienia pozostawiam wam.
Według Jasona Schreiera (z czasów jego pracy w Kotaku), w tak zwanym międzyczasie EA zdążyło wyrzucić do kosza trzy inne projekty. Żaden z nich nie ujrzał światła dziennego, ale poznaliśmy ich tytuły robocze. Chodzi o "Ragtag", "Orca" oraz "Viking".
Pierwszy miał być liniową przygodą od Amy Henning ("Uncharted"), drugi grą z otwartym światem od nieistniejącego już Visceral ("Dead Space" - pamiętamy!), a trzecia produkcją bardziej kameralną.
Jeśli wierzyć plotkom, EA pracuje obecnie nad kontynuacją "Upadłego Zakonu" i trzecim "Battlefrontem". Czas mają do 2023 r., bo właśnie wtedy umowa z Disneyem wygasa.
Ubisoft: Nowa nadzieja
Co prawda w trakcie jej podpisywania mówiono o ewentualnym przedłużeniu, ale wejście do gry Ubisoftu zmniejsza takie szanse. Na pewno też oznacza koniec monopolu, ale nie musi być równe z końcem współpracy z EA. O tej zadecydują zapewne wyniki sprzedaży kolejnych tytułów.
Ale termin ważności wyłącznościowej licencji mówi nam jeszcze jedno – Ubigra w świecie "Gwiezdnych Wojen" zadebiutuje najwcześniej w 2023 r. A to oznacza, że możemy nastawiać się na tytuł skierowany wyłącznie na konsole nowej generacji.
Projekt jest już podobno na początkowym etapie prac, a z tematyką zmierzy się studio Ubisoft Massive, czyli ludzie odpowiedzialni za serię "The Division" z Julianem Gerightym na czele (reżyserem również "The Crew 2"). Otwarto-światowa produkcja od Ubi powstaje na silniku Snowdrop.
Co nam to mówi? Na pewno tyle, że za grę bierze się ekipa, która potrafi robić open-worldy. "The Crew 2" może przesadnym hitem nie było, ale w swojej kategorii sprawdza się bardzo dobrze. Zwłaszcza w ekipie. Z kolei "The Division" to pokaz świetnej kreacji świata i niezłego systemu lootu. Zwłaszcza w ekipie. I to może być problem dla niektórych.
Już "The Divison 2" wiele traciło, gdy przychodziło do grania w pojedynkę. Ale wystarczył jeden "żywy" towarzysz i całość nabierała rumieńców, stając się jednym z lepszych loot shooterów w moim osobistym rankingu.
Nie sądzę też, żeby Ubisoft Massive zamierzało pójść w kierunku Asasynów/Far Cry'ów/Watch Dogsów. Ubi ma w swoich przepastnych zasobach specjalistów od takich gier. Tu ewidentnie rodzi się inny pomysł. Czy będzie czymś więcej niż reskinem "The Divison"? Oby.
Na koniec rzecz najważniejsza – otwarcie skarbca z licencjami na gry ze świata "Gwiezdnych Wojen" dla Ubisoftu to jednocześnie wyraźny sygnał dla innych producentów. Tak, do was mrugam drogie Obsidian…
Wybierz najlepsze sprzęty technologiczne tego roku i wygraj 5 tys. złotych! Wejdź na imperatory.wp.pl i zagłosuj.