Six Days in Fallujah bez politykowania. To po co oni robią tę grę? [Opinia]
Six Days in Fallujah wraca, ale nowym twórcom najwyraźniej towarzyszyć będzie zdecydowanie inne podejście do swojego dzieła niż autorom oryginału.
16.02.2021 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przy okazji zapowiedzi powrotu "Six Days in Fallujah" Peter Tamte, dyrektor generalny studia Victura, dosyć odważnie stwierdził, że "czas rzucić wyzwanie przestarzałym stereotypom na temat tego, czym mogą być gry wideo".
Jednak z wywiadu udzielonego niedawno redakcji "Polygonu" wynika, że nie oznacza to, że będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju publicystycznego dzieła niczym "Spec Ops: The Line".
- Nie będziemy oceniać, czy sama wojna była dobrym, czy złym rozwiązaniem - wytłumaczył Tamte.
Twórca porównał podejście jego ekipy do sytuacji żołnierzy, którzy po prostu muszą wykonać rozkaz, a nie zastanawiać się nad jego moralnymi bądź politycznymi konsekwencjami. Wolą więc skupić się na samym przedstawieniu pola bitwy, a nie innych aspektach.
Przypomnijmy, że tytułowe sześć dni w Faludży odnosi się do wyjątkowo krwawej bitwy, która rozegrała się między 7 a 16 listopada 2004 r. Połączone siły Stanów Zjednoczonych i Iraku starły się wtedy z sunnickimi ekstremistami i Al-Kaidą. Śmierć poniosło ponad 2 tysiące osób. 800 z nich było cywilami.
Pewnie właśnie z tego powodu Neil Druckmann na Twitterze skomentował, że "jeśli twoja gra dotyczy poważnych spraw, to automatycznie staje się polityczna".
Wszystko jest polityką? Właśnie ze względu na temat oryginalne "Six Days in Fallujah" od samego początku wzbudzało kontrowersje.
Ojciec zmarłego w Iraku żołnierza Royal Marine uważał, że "gloryfikowanie [konfliktu] pod postacią gry wideo świadczy o kiepskiej ocenie sytuacji i złym guście". Krytyka była na tyle duża, że Konami zdecydowało się wstrzymać produkcję "Six Days in Fallujah". Dopiero po 11 latach studio Victura wróciło do tematu.
Czy polityka w grach jest możliwa?
"Six Days in Fallujah" ciekawie wpisuje się w od niedawna rozgorzałą na nowo dyskusję, czy twórcy powinni angażować się w polityczne i często budzące skrajne emocje tematy. Sporo wątpliwości wzbudziły nawiązania do polskiej rzeczywistości w "The Medium". Studio wycofało się z kontrowersyjnych dla niektórych haseł.
Zobacz także
Być może nowe "Six Days in Fallujah" nie chce iść drogą starej wersji lub serii "Call of Duty" - wszak zaraz po zapowiedzi "Call of Duty: Modern Warfare" pojawiły się sugestie, że wydawca naciska na kontrowersyjne sceny, które mają zwrócić uwagę mediów. O ile Activision może skorzystać na medialnym szumie i kontrowersje im nie zaszkodzą, tak w przypadku mniejszej ekipy sprawa wygląda inaczej. "Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz" wydaje się być rozsądną taktyką.
Porównywanie "Six Days in Fallujah" z "The Medium" czy innymi grami, które próbowały w jakiś sposób zaangażować się w polityczno-ideologiczne spory, może być problematyczne. Mówimy bowiem o grze na podstawie prawdziwych wydarzeń, w których zginęli ludzie - i to nie tylko żołnierze, ale również bezbronni cywile.
"Zróbcie se grę o Smoleńsku"
Nie oznacza to jednak, że podobnych kontrowersji nie brakowało. Jeden temat wywołali nawet Polacy, autorzy gry "Kursk", nawiązującej do wciąż niewyjaśnionej katastrofy radzieckiej łodzi podwodnej.
- To nie jest właściwy moment - mówił Polygamii Konstantin Govorun, szef rosyjskiego oddziału sieci serwisów IGN - Wielu krewnych i przyjaciół wciąż wspomina swoich bliskich. Przykładowo z amerykańskim filmem o tragedii sowieckiego K-19 ludzie w Rosji nie mają większych problemów. Niedawna gra "Kholat" (autorstwa Polaków z IMGN.PRO - red.) też jest ok, bo opowiada o historii sprzed ponad 50 lat.
- Tytuł to po prostu "Kursk", co sugeruje, że deweloper chce podbić sprzedaż wykorzystując dobrze znaną tragedię w roli marketingowego narzędzia. Byłoby dużo lepiej, gdyby wymyślili inny tytuł i nie używali nazwisk załogi. Wszyscy i tak wiedzieliby, że chodzi o Kursk, ale nie byłoby tyle złości - dodawał Govorun.
Póki co wydaje się, że twórcy "Six Days in Fallujah" próbują upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nawiązują do prawdziwego wydarzenia, ale zaznaczają, że nie mają zamiaru wybić się na kontrowersji.
I właśnie stąd moje pytanie w tytule. Mamy 2021 rok, 19 lat dzieli nas od straceńczego szturmu na plażę Omaha w stareńkim "Medal of Honor: Allied Assault". Sądzę, że nie jestem jedyny, który oczekuje, że dziś gorzkie i trudne tematy wojenne doczekają się komentarza czy próby interpretacji, a nie tylko pokazu siły i techniki.
Jeśli twórcy chcą pokazać swoją wersję, bardziej ludzką, to może lepszą drogą jest stworzenie uniwersalnej historii, bez wykorzystania tragedii obu stron konfliktu i nawiązywania do niej w tytule? Droga, którą zaproponował rosyjski dziennikarz w przypadku wydarzeń rozgrywanych w grze "Kursk", wydaje się uczciwszym kompromisem.
Zobacz także
Trudno oceniać "Six Days in Fallujah", bo o samej grze wiemy niewiele. Pewna ostrożność może jednak martwić. A raczej nie ostrożność, tylko pomysł na marketing. Wciąż nośny temat - w tym przypadku tytuł, który dawniej wywołał zamieszanie - a jednocześnie ochota, aby być przezroczystym, aby wszyscy byli zadowoleni.
Z polskiego podwórka mamy przykład "Uprising 44" i tego, jak potraktowano Powstanie Warszawskie. Oczywiście sama gra była fatalna pod względem technicznym, ale bardziej raził fakt, że w okupowanej Warszawie nie było widać śladu nazistowskiego buta, a o "wyzwoleńczych" działaniach radzieckich wojsk, czekających po drugiej stronie Wisły, scenarzyści zapomnieli. Do tego może prowadzić próba uniknięcia kontrowersji.
Bardzo lubię wracać do wypowiedzi, udzielonej nam przez Artura Ganszyńca z Different Tales, gdy "Werewolf: The Apocalypse - Heart of the Forest" otrzymało Paszport Polityki.
Podzielam optymizm, bo sam chcę wierzyć, że tak właśnie jest. Patrząc jednak na ostatnie wydarzenia z branży, można odnieść wrażenie, że nasza rzeczywistość wcale nie różni się od tej sprzed 11 lat, kiedy "Six Days in Fallujah" wygaszono.