Tytułowe sześć dni w Faludży odnosi się do wyjątkowo krwawej bity, która rozegrała się miedzy 7 a 16 listopada 2004 r. Połączone siły Stanów Zjednoczonych i Iraku starły się wtedy z sunnickimi ekstremistami i Al-Kaidą. Śmierć poniosło ponad 2 tysiące osób. 800 z nich było cywilami.
Od samego początku powstawanie gry "Six Days in Fallujah" twórcy współpracowali z setką żołnierzy oraz cywili, którzy brali udział we wspomnianych wydarzeniach. Wszystko po to, by stworzyć jak najbardziej autentyczne wrażenia.
"Czas rzucić wyzwanie przestarzałym stereotypom na temat tego, czym mogą być gry wideo" – tłumaczy Peter Tamte, dyrektor generalny studia Victura. Warto przy tym dodać, że pomysł na powstanie takiej gry wyszedł od Eddy'ego Garcii, jednego z rannych podczas bitwy. Jednak w 2009 r. o grze dowiedzieliśmy się nie z powodu jej premiery, a wycofania ówczesnego wydawcy – Konami. Powodem były "protesty, telefony i maile", które gigant miał otrzymywać z prośbami o wstrzymanie produkcji.
Po 11 latach gra jednak wraca. Medium nieco od tamtej pory wydoroślało (przynajmniej taką mam nadzieję) i w branży na pewno znajdzie się miejsce dla tytułów dotykających historii współczesnej.
Twórcy nie mówią jeszcze o dacie premiery, ani platformach, na które "Six Days in Fallujah" miałoby trafić. Obecnie można ją znaleźć wyłącznie na Steamie. Ale połączenie gry-dokumentu, dotykającego współczesnej historii, ale nie pomijającej solidnej rozgrywki brzmi bardzo obiecująco.