Lata lecą, a gry sieciowe nadal toksyczne - zwłaszcza dla kobiet. Czas na zmiany [Opinia]
Mam wolny wieczór i chcę go miło spędzić w CS:GO. Odpalam mecz i liczę na beztroską zabawę. Tymczasem gra rzuca monetą i trafiam na ekipę, która wyzywa mnie za każde niepowodzenie. Ale i tak mam sporo szczęścia. Jestem facetem.
Może i w realu częściej zachowujemy się jak normalni ludzie, ale za woalem monitora i ksywki w wielu odzywają się najgorsze instynkty prosto z korytarza w podstawówce. Znaleźć słabszego, wyśmiać, popisać się świeżo poznanymi bluzgami. Przeznaczyć swój cenny, wolny czas na bycie chamem.
Nigdy tego nie rozumiałem i nigdy nie umiałem się przed tym bronić. Szukałem w grach sieciowych okazji do ćwiczenia skilla czy beztroskiego gadania głupot, a nie wyżywania się. Nawet jeśli toksyczna sytuacja zdarzała się raz na 100 meczy - i tak wkurzała. Ale hej, nie poznałem nawet ułamka tego, co i młode dziewczyny, i dorosłe kobiety, gdy odezwą się w grze i zdradzą tym samym, że nie są facetami. Przeczytajcie uważnie.
Mamy 2021 rok i elementarne problemy. Jakiegokolwiek brudu bym sam nie usłyszał, nie ociera się to o poziom poniżenia, jakie gracze-mężczyźni potrafią zgotować graczom-kobietom.
"Gwizdy i śmiechy, a później zaczynają się o zgrozo odzywać - pokaż cycki, wyślij snapa, idź do kuchni, o widzisz, nawet zabić dobrze nie potrafisz, przecież byś nie grała gdybyś nie szukała okazji" - pisze Klaudia o swoich doświadczeniach w graniu z losowo dobieranymi składami w "CS:GO". Brawa za odwagę! O takich rzeczach zdecydowanie warto głośno mówić.
Jednocześnie opisane wyżej przypadki to absolutnie nic nowego. To sytuacje, z którymi mierzą się internautki od dawna. "Faceci wiele robią, żeby nie wpuszczać kobiet do świata esportu" - pisał niemal 3 lata temu w artykule o kondycji żeńskich lig Łukasz Michalik.
I to oczywiście sytuacja, w której po raz kolejny można wypisać na klawiaturze te Duże Słowa o "skandalu", "oburzeniu", "braku kultury" i "co by rodzice powiedzieli". Można też kolejny raz apelować, co czynię, żeby nie tylko samemu wyleczyć się z nienawistnego języka, ale też upominać i wywierać presję na innych graczach.
Jednocześnie takie oddolne działania w kwestii pewnej mentalności to zawsze kropla w morzu. Może nadchodzi moment, w którym to właściciele tych gier i platform, na których się w nie gra, powinni zabrać głos i podjąć pewne decyzje. Nie da się?
Mamy przecież całkiem świeży przykład z sieci wzięty. Oto Twitter banuje prywatne konto Donalda Trumpa. Gigant (Twitter, nie Trump) podjął decyzję, którą jednych wkurzył, innych rozbawił ("dopiero teraz się odważyli?"), ale na pewno pokazał, że nie można korzystać z jego przestrzeni do dzielenia się kłamstwami z milionami odbiorców.
Może czas na duże kroki ze strony Steama, Epic Games, Riotu, Blizzarda i Activision? Na odgórne regulacje czy wzmocnioną moderację zapewne nie ma co liczyć. Ale wielka kampania ze znanymi twarzami? Na pewno jest sporo do zrobienia. I na pewno każdy może zacząć od siebie i swojego otoczenia - także tego poza grą.
Post z Facebooka wrzucamy za zgodą autorki.