Jest powód, dla którego polskie gry historyczne nie mają prawa się udać
Uzmysłowiła mi to niezbyt udana książka.
"Krew i honor" Michała Zygmunta nie daje mi spokoju. Zwykle z książek, które mi się nie podobają, szybko rezygnuję. Ale tutaj jest inaczej. Czytam dwa, trzy rozdziały, w końcu denerwuję się na styl narracji czy dialogi bohaterów, odkładam. Mija kilka dni i sytuacja się powtarza.
Pewnie dawno bym sobie odpuścił, ale… nie mogę. A wszystko to przez fabułę.
Akcja "Krew i honor" zaczyna się w Warszawie w latach 30. XX wieku. Zagrożenie nazizmem jest coraz bardziej realne, ale główny bohater - przynajmniej na początku - nie zawraca sobie tym głowy. Skupia się na rozrywkowym życiu, przez które wpada w kłopoty.
Ta awanturnicza powieść sięga po historyczne zdarzenia i postaci, by stworzyć coś nowego i dla wielu kontrowersyjnego. Jedna z pierwszych scen w książce to bal, na który zawitała ówczesna warszawska śmietanka, z podrywającym młodziaka Jarosławem Iwaszkiewiczem na czele. Bohater, Jakub Berg, zostaje skarcony za to, że śmiał pomyśleć o tym, iż mógłby odebrać "ofiarę" pisarzowi.
Naprawdę nie wiem, w którą stronę to zmierza. Ale mimo mojej niechęci ze względu na opis (Berga "czekają przemoc i romantyczne uniesienia, komunistyczna konspiracja i Żołnierze Wyklęci"), zamierzam kontynuować lekturę tej "brawurowej parodii polskiej historii", jak ujęła to Kinga Dunin.
Nietypowe jak na polskie warunki podejście do historii pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego rodzime "patriotyczne" gry są zwyczajnie nieciekawe. Z okazji 1 sierpnia w sieci pojawi się wiele wspominek o polskich historycznych produkcjach. Mają wspólny mianownik - są średnie. I sytuacji nie ratuje nawet fakt, że fabuła opowiada o wydarzeniach, które są nam bliskie i znane.
No właśnie. Weźmy nadchodzącą wojenną grę - "Land of War - The Beginning". Według twórców to "pierwsza gra o tematyce II wojny światowej" skupiająca się na latach 1939 - 1940. Autorzy wymieniają m.in. bombardowanie Wielunia, bitwę pod Mokrą, bitwę pancerną u boku gen. Orlika, jak również całokształt kampanii wrześniowej 1939 roku.
Bombardowanie Wielunia, które nawet w Polsce jest poniekąd zapomniane, czy arsenał nieznanych, polskich broni brzmią jak recepta na przyciągnięcie publiki. Tylko czy na pewno?
Zadajmy sobie ważne pytanie. Czym różni się walka z nazistami pod Mokrą od oblężenia Stalingradu, starć we francuskim lesie czy dowolnym innym zakątku globu, gdzie wojna też trwała? Wszędzie cierpieli ludzie, wszędzie dochodziło do tragicznych zdarzeń. Wszędzie mamy identyczne czy chociaż bardzo podobne emocje i ludzkie dramaty. Samo w sobie to, bądźmy szczerzy, nie ma prawa nikogo zaskoczyć. W końcu cały czas strzelamy do złych żołnierzy, nasłanych przez jeszcze gorszego Hitlera.
Jasnym jest, że dobrze ogląda się, gdy gra wykonana jest z hollywoodzkim rozmachem, do jakiego przyzwyczaiły nas serie "Battlefield" czy "Call of Duty". Dlatego debiut Polaków nie ma szans przebić tej dawno temu już ustawionej poprzeczki. "Land of War - The Beginning" będzie ciekawostką, ale nic poza tym. I trudno też oczekiwać, aby ktoś z zagranicy miał zwrócić na nią uwagę. Czy Wy wydalibyście w dniu premiery pieniądze na przeciętnie wyglądającą strzelankę tylko dlatego, że tło gry opowiada o mało znanym epizodzie wojny w odległym kraju?
"Młodzi też muszą dowiedzieć się o polskiej historii". Zgoda. Ale może niekoniecznie z gier komputerowych. Tym bardziej że nie do końca udana produkcja może tylko zniechęcić do poznawania tematu. Po "Uprising 44" w życiu nie chciałbym dowiadywać się, o co chodziło w powstaniu warszawskim. Dziwicie się? Z ważnego tematu zrobiono parodię.
Co innego "Warsaw", które może rozgrywką nie wciągało na długie godziny, ale przedstawiło znane mi wydarzenie od zupełnie innej strony. Styl graficzny, gameplay - wiem, że zdania na temat "Warsaw" są podzielone, ale życzyłbym sobie więcej podobnych gier o polskiej historii.
Jednak "Krew i honor" Michała Zygmunta to znacznie lepsza wskazówka co do tego, jak mogłyby wyglądać historyczne gry. Potrzebują fermentu, zamieszania, pójścia pod prąd. Może nawiązania do aktualnych czasów, ale pod płaszczykiem opowiadania o dawnych wydarzeniach? Dla wielu przez lata ideałem opowiadania o historii była grupa Lao Che i ich płyta "Powstanie warszawskie". Najwyższy czas zmienić źródło inspiracji na zespół Hańba, który sięga po wiersze Tuwima i Broniewskiego, ale dodaje do tego swoje wersy, przeróbki, a co za tym idzie - opinie.
Z podobnych względów tak ciekawe jest uniwersum Jakuba Różalskiego. Ale sam nie wiem, czy gra "Iron Harvest", strategia, która jeszcze powstaje i już doczekała się otwarte bety, to odpowiedni gatunek, by ożywić jego pracę.
Po obejrzeniu serialu Amazona zagrałbym w przygodówkę, powolną, leniwie się toczącą - jak gry polskiego studia Different Tales. Nawiązania do historii, a w tle imponujące prace, przedstawiające dobrze znaną polską wieś zakłóconą pozornie niepasującymi mechami.
Niemniej jednak to jest właśnie to, o czym marzę - by polską historię pokazywać od innej strony. Potraktować ją jako źródło inspiracji, a nie kodeks, według którego należy postępować.
II wojna światowa nam się "przejadła". Jesteśmy z nią świetnie zaznajomieni. Dopóki polskie studio nie będzie miało środków, by powalczyć na efektowność i efekciarstwo rodem z Activision czy EA, lepiej nie brać na barki tak ciężkiego tematu. Lepiej spróbować podejść do niego od innej strony: odważną fabułą, być może "naciąganiem" faktów, kontrowersyjnym stylem. To nic obrazoburczego - przecież Quentin Tarantino robi to od dawna.