Watch Dogs: Legion znów zaprasza do Londynu. Czy dodatek Bloodline jest wart waszego czasu? [RECENZJA]
Bloodline to długo wyczekiwany dodatek do gry Watch Dogs: Legion. I jeżeli do tej pory nie graliście w część trzecią serii, lepszego momentu do nadrobienia nie będzie.
Dodatek oferuje w końcu konkretnych bohaterów i nie bawi się w nużącą zabawę „agentem może być każdy NPC”. Ale czy ta jedna zmiana sprawia, że całość jest lepsza w odbiorze? Zapraszam na grilla!
Watch Dogs kiedyś i dziś
Na pierwszą część czekałem i przyniosła mi umiarkowany zachwyt. Było ponuro, Aiden (główny bohater) nie był zbyt skomplikowany, ale za to miał jakąś tam historię na barkach. Możliwości hakowania t wyróżniały tę produkcję i choćby umiejętność „wygaszania miasta” bardzo mi się podobała.
Watch Dogs 2 to już zupełnie inna bajka. Tym razem bohaterem był wesoły Marcus działający w grupie zwanej DedSec. Ponure Chicago z jedynki ustąpiło miejsca kolorowemu San Francisco. No i tym razem bohater miał do dyspozycji drona, którym mógł hakować dużo sprawniej niż Aiden za pomocą smartfona.
I bach. Trójka znowu zmienia klimat. Ponownie jest ponuro, historia uderza w wysokie tony, ale w grze brakuje głównego bohatera, którym teraz jest po prostu społeczeństwo - Legion. Reklamowany przez Ubi system "graczem może być każdy NPC" w mojej opinii był… dziwny, nieintuicyjny, zrobiony chyba tylko po to, by mieć jakiś "ficzer".
I teraz wydano najnowsze DLC do Watch Dogs: Legion o tytule Bloodline. Oferuje ono konkretnych bohaterów znanych z pierwszej i drugiej części. Bardziej spójną fabułę i więcej tego samego Londynu co wcześniej.
Londyn wita. Znowu
Dodatek Bloodline zabiera nas do znanego z podstawowej gry Londynu, na chwilę przed wydarzeniami, których jesteśmy świadkami grając w Watch Dogs: Legion. Mamy więc już stolicę Anglii przedstawioną po zamachach, gdy Albion zagarnął kontrolę nad miastem.
Twórcy serwują nam te same lokacje, co znane w podstawie i nie wprowadzają tam żadnych zmian. Więc jeżeli rozgryźliście sposób dostania się do punktu A, stosując rozwiązanie B, to w zasadzie tutaj zrobicie to samo. Jest jedno "ale". Choć odwiedzamy w większości znane już miejsca, to fabuła nie łączy się z tą znaną z podstawy. Co oznacza, że można spokojnie zagrać w Bloodline bez znajomości podstawy. Nie zepsujecie sobie w ogóle zabawy, jeżeli chcielibyście zacząć przygodę z trójką właśnie od dodatku.
W zasadzie to chyba nawet najlepszy sposób rozpoczęcia tej przygody. Od dodatku. Ponieważ choć DLC działa zupełnie oddzielnie od podstawowej części gry (w menu wybieramy oddzielną zakładkę z dodatkiem) to bohaterów „Bloodline” później można zwerbować do swojej grupy jako agentów, co zdecydowanie wpływa na pozytywny odbiór całości. I w ten sposób spełnia się obietnica Ubi, że Wrenchem (w polskiej wersji Śruba), bądź Aidenem będzie można ukończyć podstawową zawartość trzeciej części. Szkoda, że dopiero teraz.
Watch Dogs kłania się własnej historii
Jak pewnie wszyscy już wiedzą, w dodatku kierujemy dwiema znanymi już postaciami. Legendarnym herosem z Chicago, czyli Aidenem Piercem (aka Fox lub Lis) oraz poskręcanym jak obudowa starego PC-ta Wrenchem, członkiem ekipy DedSec znanym z drugiej części. Oczywiście poza nimi, pojawiają się również inni bohaterowie serii, i każdy, kto choć trochę się związał z drugoplanowymi postaciami znanymi z poprzednich odsłon, nie raz uśmiechnie się pod nosem. Tutaj plusik.
Wraz z bohaterami wraca także sposób ich narracji. Grając Lisem z Chicago, fabuła i nastrój jest ponury i pełen zgorzknienia. W końcu taki jest Aiden. Z kolei grając Wrenchem, postacią bardzo groteskową, sypiącą głupimi tekstami, jak magik kartami z kapelusza, nastrój zdecydowanie się łagodzi, ustępując humorowi znanemu z drugiej części.
Co bardzo fajne, obie postacie mają inny wachlarz umiejętności. Aiden, jak wspomniałem na samym początku, może „wygasić” najbliższe otoczenie. Ma też bonus do zadawanych obrażeń oraz możliwość spowalniania czasu. Natomiast Wrench, dysponuje przywołaniem drona, którego może dosiąść niczym Zielony Goblin oraz granaty EMP. Obaj mogą również rozwijać umiejętności znane z podstawowej wersji gry, takie jak hakowanie dronów, czy ukrywanie zwłok. By je odblokować, musimy wykonywać zadania dodatkowe.
Ach, te zadania dodatkowe
Tych na szczęście jest niewiele. Bo raptem 16 side-questów, ale ich poziom odbiega od głównego wątku. Niemalże wszystkie (niezależnie czy przewidziane dla Aidena, czy Wrencha) są na jedno kopyto. Ot przyjechać na miejsce, pohakować, otworzyć drzwi, wykraść dane, trochę postrzelać. Nie spotkamy tam niczego, czego byśmy nie widzieli w dotychczasowych odsłonach. Owszem. Jest jedno zadanie specjalne, które jest misją dodatkową i naprawdę można się na nim ubawić. Jest fajnie podane, mechanika zaskakuje, a całość ma bardzo atrakcyjny flow. Niestety, pozostałe misje to zwykłe wypełniacze. Ani historia w nich zawarta nie jest pasjonująca, ani voice-acting nie porywa, a same scenki są bardzo statyczne.
Nie to, żeby wątek główny był wirtuozerią fabularną, ale jednak trzyma jakiś poziom. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ogrywam je jedynie po to, by odblokować wszystkie umiejętności, a nie by poznać historię.
Być może chciałem je wykonać również dlatego, że w dodatku Bloodline, nie ma żadnych innych „Ubi-potykaczy”. Dobrze słyszeliście! Grając w to rozszerzenie, nie spotkacie wież do odblokowania, setek mini-zadań czy widokówek do zebrania! Na mapie, owszem są rozsiane pojedyncze znajdźki z opisami świata czy uzupełnieniem fabuły, ale znajdują się one jedynie w obszarach odwiedzanych misji. Dziwnie, ale może to i lepiej.
Nie graliście w Watch Dogs Legion? Zacznijcie od DLC
Bloodline to niezła zagwozdka do oceny. W mojej opinii prostuje nieudany system rekrutowania bohaterów i narzuca protagonistę. Fabuła też prezentuje się atrakcyjniej, w porównaniu do mało autentycznej historii z Watch Dogs: Legion. Miasto i jego kreacja jest nadal piękne, o czym pisałem na blogu Archigame i co do tego wątpliwości nie mam.
Niestety, ani Watch Dogs: Legion, ani DLC Bloodline nie oferuje nic nowego w warstwie gameplay'u. Odniosłem nawet wrażenie, że postacie mają mniejszą swobodę poruszania w stosunku do poprzedniej części. I w tym przypadku po prostu brakuje nowości.
Z drugiej strony, jeżeli do tej pory nie graliście w Watch Dogs: Legion to rozpoczęcie przygody od Bloodline wydaje się świetnym pomysłem, ponieważ nic z fabuły podstawy wam nie zostanie zdradzone, a ponadto od początku będziecie mogli grać jedną z dwóch fajnych postaci, a nie przypadkowym Mateuszem Walczakiem, elektrykiem, który prowadzi bloga "W 80 piw dookoła świata".
Ocena 3,5/5