To nie będzie rok wielkich spektakli. Nauczmy się doceniać gry AA [Felieton]
W 2021 roku branża może i nie ucierpi finansowo, ale gracze mogą poczuć się nienasyceni "rozrywkowo". Pandemia najbardziej zahamowała prace nad produkcjami AAA. I liczę, że właśnie ta sytuacja pozwoli na przewartościowanie dotychczasowego podejścia do gier, szczególnie tych mniejszego kalibru.
28.02.2021 13:25
Wielu z nas ostrzyło sobie zęby na nadchodzące, skrojone pod nową generację widowiska. Nasz apetyt wziął się przede wszystkim z wyobrażenia, co mogą nam dać konsole next-genowe. To one miały położyć kres deficytu mocy PS4 i Xbox One, które od długiego czasu hamowały możliwość wprowadzenia technologicznych innowacji w rozgrywce i świecie przedstawionym gier.
Jak dowiedzieliśmy się na początku zeszłego roku, tuż przed wybuchem pandemii, międzygeneracyjny rozkrok miał trwać jeszcze do 2022 r. Nawet jeśli wiadomość ta rozczarowała wielu, jest to stan rzeczy jak najbardziej spodziewany.
Jednak casus "Cyberpunka 2077" i spektakularnej klapy na konsolach poprzedniej generacji, pogłębił wśród wielu graczy niechęć do utrzymywania przy życiu nadchodzących gier w wersjach past-genowych.
Niemała garstka osób oczekiwała wręcz od twórców "Halo Infinite" porzucenia wersji Xbox One, co zresztą byłoby niefair (wobec posiadaczy X1) i szczęśliwie do tego nie doszło.
To wszystko pokazuje dobitnie, że jednak istnieje w nas ciągle niezaspokojona, nasilająca się potrzeba uświadczenia spektaklu z ogromnym rozmachem i bez dawnych ograniczeń.
Żyjemy teraz w czasach wielkiego paradoksu. Z jednej strony branża gier nabiera gargantuicznych rozmiarów, a pandemia jej wyjątkowo służy, tam gdzie inne formy rozrywki tracą. Z drugiej - podaż nie nadąża za popytem.
Chleba, igrzysk i wodotrysków
W tym roku chyba nie będzie ich za wiele. Miodowy miesiąc dla konsol już dawno wygasł, w czym nie pomagało dość skromne, z perspektywy produkcji AAA, okienko wydawnicze na premierę. Chcielibyśmy teraz poczuć, że nasze z trudem zakupione sprzęty są coś warte.
Phil Spencer w zeszłym roku przeczuwał, że pandemia nie odbije się tak mocno na procesie tworzenia gier przewidzianych na rok 2020, ale za to jej skutki będą już mocno odczuwalne w 2021 r. Mija ledwie drugi miesiąc nowego roku, a prorocze słowa już stają się faktem.
Początek 2021 od razu przywitał nas zapowiedzią obsuwy "Hogwarts Legacy" na rok następny, a w międzyczasie usłyszeliśmy o przesunięciu "Gran Turismo 7" i "Vampire: The Masquerade - Bloodlines 2" (tutaj wraz z odsunięciem dewelopera). Nawet niedawno wypowiadające się o planach Sony na rok 2021, milczało w sprawie premiery "God of War: Ragnarok".
Te wszystkie przesunięcia zaczęły się tak na dobre przy końcówce zeszłego roku. Ubisoft pod koniec października przesunął bezterminowo "Far Cry 6" i "Rainbow Six: Quarantine".
Wszystko więc wskazuje na to, że pomimo apetytu na megaprodukcje, będziemy musieli zadowolić się jedynie ich garstką. A jeśli coś do tej pory niezapowiedzianego się ukaże, to raczej już na sam koniec roku. I raczej nie w ilości hurtowej.
Pod górkę przede wszystkim mają tutaj twórcy gier AAA - czyli właśnie deweloperzy, od których oczekujemy chleba, igrzysk i graficznych wodotrysków godnych tuzina teraflopsów pod "maskami" PS5 i XSX. To właśnie prace nad tymi wielkimi projektami uległy w największym stopniu spowolnieniu. Dla mniejszych studiów od gier AA nadzorowanie pracy na mniejszą skalę i dzielenie obowiązków na mniej liczne zespoły jest z kolei łatwiejsze.
Zobacz także
Osobiście oczekuję, że jeśli otrzymamy jeszcze w ostatnim kwartale "Starfield" i "Horizon: Forbidden West" oraz jeszcze maksimum 1-2 niespodzianki, to będzie szczyt tego, co będzie mogła w obecnych warunkach dostarczyć nam branża. I pozostaje się nam raczej z tym faktem pogodzić, choć nie znaczy to, że zostaniemy całkiem na lodzie.
Szansa dla twórców gier AA
Od dłuższego czasu powtarzam, że segment "AA" jest znacznie ciekawszy pod kątem nastawienia na czystą rozgrywkę i ciekawe mechanizmy niż "AAA".
Wiele takich produkcji bywało mniej lub bardziej ignorowanych dlatego, że nie posiadały całej tej napompowanej otoczki, graficznych bajerów czy też nie powielały ugruntowanej hollywoodzkiej formuły.
Przy takich "Wasteland 3" (tu recenzowałem) czy "Gears Tactics" spędziłem jedne z lepszych chwil w 2020 r., a uwagi poświęcono im w mediach - szczególnie w kontekście konsol - jak na lekarstwo. Ta druga z gier praktycznie w ogóle nie istniała medialnie. Jest to moim zdaniem problem systemowy, trwający od dłuższego czasu.
A teraz - chcąc nie chcąc - solą ziemi gamingu w 2021 r. będą tytuły właśnie "AA". Kto do tej pory trzymał je na boku, będzie musiał wreszcie się nimi zainteresować - albo rozgoryczenie i rozczarowanie brakiem blockbusterów będzie trwać w najlepsze.
Będziemy musieli się nauczyć traktować premiery tak skądinąd nieźle zapowiadających się gier, jak "Returnal", "Warhammer 40K Darktide" czy nawet konsolowego portu "MechWarrior 5" jako WYDARZENIA.
Mnie to odpowiada - dla mnie styczność z "The Medium" była nie lada przeżyciem. Może będzie to też okazja do docenienia tego kalibru tytułów na szerszą skalę. Nie samymi blockbusterami człowiek żyje.
Skromniejszy 2021 to też szansa na ogrywanie zaległości, a dzięki takim rozwiązaniom, jak opisywanemu niedawno przez nas FPS Boost będzie to wygodniejsze i przyjemniejsze.
Nowe szaty gry
Z drugiej strony, będzie to też oznaczało większą liczbę wznowień gier z zeszłej generacji, ale w nieco upiększonych szatach. I znając życie, zapewne w części z nich nie będzie dało się zaktualizować wersji gry z poprzedniej generacji za niewielką opłatą, lecz trzeba będzie je kupować na nowo (z czym nie mam problemu jeśli zmiany są znaczące i wymagały wiele pracy).
A wydawało się, że era leniwych remasterów, czy też "rimejków rimejku" już za nami – tym bardziej, że często sama kompatybilność wsteczna konsol potrafi zrobić lepszą robotę "z automatu" . Nie wszystko jednak tutaj rysuje się tak pesymistycznie. Kilka remasterów zapowiada się całkiem ekscytująco, w tym "Nier" czy "Diablo 2".
To pokazuje, że niezwykle istotne w tych czasach jest posiadanie dobrego studia odpowiadającego za remastery i remaki. To właśnie tego typu produkcje mogą z powodzeniem ugasić nasze pragnienie w oczekiwaniu na nowe blockbustery. Podejrzewam, że spora część wielkich wydawców dziś żałuje, że nie ma takich ekip w swoich szeregach.
Osobiście uważam, że przejściowa sytuacja na rynku może przełożyć się w wielu aspektach pozytywnie na cały rynek oraz odbiorców.
Mam nadzieję, że więcej osób odważy sięgać się po produkcje AA, a przy okazji doczekamy się wielu aktualizacji do gier z poprzedniej generacji, które przez ograniczenie do 30 FPS nie mogły rozwinąć w pełni swoich skrzydeł.
A przy okazji może całkowicie już przypieczętujemy fakt, że 60 FPS jest już niezbędne we współczesnym gamingu.