The Medium wciąga historią i hipnotyzuje muzyką [Recenzja]
The Medium miało wystartować razem z nową generacją. Miało być pokazem siły Xbox Series X. Finalnie okazało się czymś zupełnie innym.
27.01.2021 15:02
Marianna ma powracający sen. Widzi w nim mężczyznę stojącego na pomoście. Mierzy z broni do dziecka. Pada strzał.
Marianna ma też dar. Jest tytułowym medium. Świat dzieli się dla niej na dwa: fizyczny i duchowy. W tym drugim, pomaga udręczonym zjawom w przejściu na drugą stronę. W pierwszym jest sierotą z mglistym wspomnieniem dzieciństwa, o którym nie daje zapomnieć poparzona ręka i twarz.
Marianna jest do tego w żałobie. Została zaadoptowana przez właściciela zakładu pogrzebowego w centrum Krakowa. Śmierć zawsze była obok niej. I teraz odebrała ukochanego ojca zastępczego.
Na początku był pogrzeb
I dokładnie tego dnia Marianna otrzymuje tajemniczy telefon od równie tajemniczego głosu. "Przybądź do hotelu Niwa" – słyszy. I choć nie w głowie jej takie historie, wsiada na motocykl i jedzie. Pewnie chce zapomnieć o pogrzebie. Albo ma przeczucie.
Zatrzymajmy na chwilę Mariannę. Zanim Niwa ją (i nas) pochłonie. Prolog do gry to szybka lekcja sterowania w "The Medium". Sterowania specyficznego bo wyjętego z poprzedniego wieku. W pas się kłania pierwsze "Fatal Frame" czy "Silent Hill". Kamera na sztywno zawieszona w wybranych przez ekipę Bloober Team miejscach ma swoje wady i zalety.
Z jednej strony pomaga w sprawniejszym budowaniu napięcia i ciekawym kadrowaniu, z drugiej odbija się czkawką w momentach, gdy trzeba działać szybko. A nawet jeśli tempo jest spacerowe, idąc w prawo w jednym ujęciu, w kolejnym idziemy w lewo.
Taki sposób pokazywania "The Medium" ma jeszcze jedno zadanie – nadanie grze większej filmowości. Bo najnowsze dzieło krakusów to rzecz zdecydowanie do oglądania. Złośliwi powiedzą, że to w zasadzie symulator chodzenia, ale ja bym się na tę łatkę nie obrażał. Więcej tu bowiem nawiązań do zapomnianych przez świat przygodówek "point & click". Choć chodzenia jest też dużo. Czasem nawet zbyt dużo. Wróćmy jednak do Marianny.
Zaczynamy od prozy życia: trzeba znaleźć spinkę do krawatu zmarłego ojca. Przechadzamy się zatem po mieszkaniu nieboszczyka. Wielki ukłon należy się Blooberom za sprawne oddanie realiów mieszkaniowych Polaków końca lat 90. Nie obędzie się bez nieśmiertelnych meblościanek, maryjnych obrazków, na podwórku stoi poczciwa i solidnie nadgryziona zębem czasu nyska, a i do budek telefonicznych (tarczowych!) przyjdzie nam nawet zajrzeć.
Wcześniej nakarmimy kota i dowiemy się, że Jacek (zmarły ojciec Marianny) był wielokrotnie odznaczanym działaczem Solidarności. Swoje korzenie Bloober Team pokazuje na każdym kroku i należą się za to wielkie brawa. Lekkim zgrzytem jest brak konsekwencji. Gazety walające się to tu, to tam, pisane są w języku angielskim, nagłówki na jednej z tablic pamiątkowych już po polsku. Ale to detal.
Dwa światy
Prolog, który przenosi nas za chwilę do domu pogrzebowego, przyzwyczajając do największej "atrakcji wieczoru" i powodu, dla którego "The Medium" mogło ukazać się dopiero na konsolę nowej generacji - przebywanie Marianny w dwóch światach jednocześnie.
Dla porządku: nie jest to tryb włączany przez nas i wyłączany w dowolnym momencie. Zawsze wiąże się z konkretnym momentem w opowiadanej historii i zawsze połączone jest zagadką do rozwiązania. Przykład pierwszy z brzegu. W świecie realnym schody są zarwane, w duchowym istnieją. Możemy zatem na chwilę skupić naszą uwagę na tym drugim (działa to na krótki moment), sprawić, że winda obok wspomnianych schodów zacznie działać i wrócić do zastygniętego ciała Marianny.
Bardzo to sprytne i widowiskowe. Obawy budzi jednak granie na mniejszych ekranach. Ja "The Medium" przechodziłem na Samsungu QLED 55" Q80T i problemów żadnych nie miałem, ale wyobrażam sobie takowe na małym ekranie komputera czy laptopa.
Punktem rozpędzającym fabułę jest wizyta w hotelu Niwa. Wielki, opuszczony i w znacznym stopniu popadający w ruinę obiekt wypoczynkowy gdzieś na rogatkach Krakowa robi piorunujące wrażenie. Przy okazji obfituje w piętrzące się tajemnice, a to związane z II wojną światową, a to z SB czy pewną baletnicą.
Żadnej z tych historii nie poznamy wprost. Marianna odczytuje bowiem wspomnienia "zakodowane" w przedmiotach. Raz będzie to porzucony but, kiedy indziej pluszowy miś albo zegarek. Słyszy wtedy głosy i opisuje emocje im towarzyszące. Wymaga to skupienia i spokojnego chłonięcia klimatu. Jeżeli szukacie gry akcji – trafiliście pod bardzo zły adres.
Nie taki horror straszny
Nieco zawiodą się również osoby upatrujące w "The Medium" krwawego horroru. Gra operuje na niedomówieniach. To my mamy sobie wyobrazić tragedie, jakie spotkały napotkane dusze. To od nas zależy, czy w ogóle chcemy je poznać. Możemy bowiem zbierać skrawki notatek, przeglądać rozrzucone pocztówki, ale zapoznanie się z nimi nie jest konieczne. "The Medium" bliżej do opowieści z dreszczykiem, mieszanki fantastyki z thrillerem niż horroru pokroju "Coś" Johna Carpentera. Z filmowych porównań nasuwa się "Sierociniec" Bayony. A więc trop jak najbardziej szlachetny.
Akcji w grze jest jak na lekarstwo. I ogranicza się do ucieczki lub chowania przed zagrożeniem. Bloober nieco się tu powtarza, pokazując patenty znane z chociażby "Observera". Poza tym - powtórzę - zbieranie informacji z okazjonalnym szukaniem elementów, które pomogą przejść nam dalej.
Nie brakuje tu jednak sekwencji ciekawych. W późniejszym etapie staniemy przed domkiem dla lalek. W środku znajdziemy małe lusterko i trzy miejsca, w których możemy je powiesić. Jego położenie w świecie fizycznym nie zmienia nic. Ale w duchowym pozwala wejść do innego pomieszczenia. Czasem bowiem Marianna nie porusza się w dwóch wymiarach, a tylko w jednym. Wszystko za pomocą luster.
W materiałach promocyjnych i zapowiedziach niewiele mówi się i widzi Marcina Dorocińskiego. Nie bez powodu. Jego postać to jeden wielki spoiler. Dlatego z obowiązku wspomnę, że w grze się pojawia i nie został z niej wycięty, jak polscy aktorzy z amerykańskich filmów. Mało tego, dostał sporo "czasu antenowego" i zdążycie go poznać z bardzo bliska.
Ładnie, ale nie pięknie
Oprawa wizualna, do pewnego stopnia, powala. Świat duchowy, mocno inspirowany sztuką Beksińskiego jest niepokojący, pomysłowy i bardzo organiczny. Niejednokrotnie przyjdzie nam rozciąć nożem (jego zdobycie to jedyny jump scare w grze – piekielnie skuteczny) przejścia uszyte z ludzkiej skóry czy sprawiające wrazenie"żywych" ściany.
Świat realny w niczym jednak nie ustępuje. Krajobrazy, choć w całości korytarzowe, sprawiają wrażenia przepastnych. Nie brakuje też wielu detali. Gorzej z animacją samej Marianny. Ta wygląda niestety na wyjętą nawet nie z poprzedniej generacji, ale nawet z czasów PS3/X360. Zęby zgrzytnęły na niektórych zbliżeniach.
Zdarzają się też okazjonalne, ale zauważalne spadki animacji na Xbox Series X. Jak wspomniałem w leadzie - gra miała być pokazem siły XSX. Coś tu ewidentnie nie zagrało. Być może pojawi się jakiś patch, który sytuację poprawi, ale niesmak pozostanie.
Problemem bywa też czasem kamera, która rzadko, ale wprowadza niepotrzebny chaos. Zupełnie niezrozumiała jest też dla mnie możliwość biegania. Raz jest, a raz jej nie ma. Jak wena w Kalibrze 44.
A skoro już się czepiam. Jedna rzecz irytowała szczególnie – backtracking. W większości zrozumiały i uzasadniony mechaniką gry. Ale w paru momentach miałem wrażenie, że ktoś próbuje przeciągnąć czas rozgrywki. I trochę potrafię to zrozumieć – grę można bez problemu ukończyć w osiem godzin. Z drugiej, znów zęby zgrzytnęły.
Poproszę CD albo chociaż winyl
Na koniec zostawiłem sobie element godny wszystkich pochwał/nagród/odznaczeń. ŚCIEŻKA DŹWIĘKOWA (duże litery zamierzone). Historii samej w sobie nie sposób odmówić ciekawego klimatu i atmosfery niepokoju. Ale największe zasługi ma tu duet Arek Reikowski / Akira Yamaoka. Wedle wszelkich wypowiedzi pierwszy odpowiadał za muzykę świata realnego, drugi duchowego. I każdy wywiązał się z tego zadania mistrzowsko. Całość jest subtelna, ale sugestywna zarazem. Mnóstwo tu fortepianu, odrobina syntezatorów, do tego sporo ciszy i przestrzeni. Efekt? Naprawdę powalający. Jeżeli czytają nas w Hollywood (a dlaczego nie!), to do tych dwóch panów już powinien ustawiać się sznur producentów.
Jest nawet zapadający w pamięć motyw przewodni, budzący skojarzenia z muzyką Danny'ego Elfmana z najlepszych czasów jego współpracy z Timem Burtonem. Jeśli tylko Bloober zdecyduje się na wydanie soundtracku na jakimkolwiek nośniku fizycznym – pierwszy składam zamówienie.
Nie tylko ja zasiadłem do "The Medium". Po grę Bloober Team sięgnął również Piotr Urbaniak z siostrzanych dobrychprogramów. Poprosiłem o pierwsze wrażenia.
"Wreszcie gra z Polski, której akcja nie jest wyrzucana w jakieś odległe zakątki świata, pomyślałem. Szkoda, że bez polskojęzycznego dubbingu, ale to już insza inszość. Swoistą polskość czuć od "The Medium" na każdym kroku i chyba to właśnie urzekło mnie w tym tytule najbardziej, abstrahując już od samego gameplayu. Na horror trochę zbyt mało ciarek, ale jako eksploracyjny thriller, balansujący gdzieś pomiędzy "Fatal Frame" a "Heavy Rain", nowa produkcja Bloobera jest zdecydowanie warta uwagi".
Do gry przysiadła też Klaudia Stawska. Oto jej pierwsze wrażenia z 3 godzin grania.
"Gry, które mi przychodzą na myśl, to raczej "Tajne akta Tunguski" i "Heavy Rain". Więc w ogóle nie klimat horroru, jakiego się spodziewałam…. Sama historia zapowiada się ciekawie, ale kuleje jej reżyseria, przez co nie jest tak straszna, czy emocjonująca jak chcieli twórcy. A najbardziej uderzył mnie "mały detal" - gra dzieje się w Polsce, ale wszystkie napisy, gazety, pocztówki są po angielsku.... zaburza to immersję".
Nie wszystko się Blooberom udało. Historia niepotrzebnie w kilku momentach zwalnia, zwolennicy swobody w grach w zasadzie nie mają tu czego szukać. Efekt końcowy to jednak ciekawa mechanika dwóch światów, spójna i wciągająca opowieść i fenomenalna muzyka.
Ocena 4/5
Producent: Bloober Team
Wydawca: Bloober Team
Platforma: Xbox Series X, PC
Data premiery: 28 stycznia 2021
Graliśmy na XSX. Grę udostępnił nam Microsoft.