Porozmawiajmy o Nintendo Switch OLED. Czy to ten Pro, na którego czekaliśmy?
Ileż było przecieków, ileż spekulacji, ileż domysłów. I choć Nintendo Switch OLED jest na pewno świetnym rozwiązaniem dla tych, którzy jeszcze pstryczka w domu nie mają, tak pozostali mogą czuć się wystawieni do wiatru.
Najpierw prześledźmy raz jeszcze wszystkie szczegóły, związane z nowym Nintendo Switch. Konsola faktycznie będzie posiadała większą przekątną, która wcześniej wynosiła 6,2 cala, a teraz "urosła" do pełnych 7 cali. Nie oznacza to jednak, że centralna część pstryczka się zmieniła. Zmniejszeniu uległy ramki, które już w dniu premiery raziły swoją wielkością. Jakiś to jednak progres jest.
Nowy Switch to też nowy ekran, który zdradza już sama nazwa. A więc OLED, który przejmie schedę po wcześniejszym LCD. Wieść gminna niesie, że wyświetlacz zaprojektował Samsung, choć oficjalnych danych w tej sprawie brak. Fajnie, że OLED? Pewnie, że fajnie. Tak jak fajnie było w 2012 r. kiedy, kiedy mogliśmy podobny wyświetlacz znaleźć w konsolce Sony PS Vita.
Ciosem w serca tych, którzy wierzyli w istnienie Nintendo Switch Pro, jest brak rzeczonego Pro. Lepszy i nowocześniejsze ekran nie przełoży się nijak na lepszą rozdzielczość. To nadal 720 p w trybie przenośnym i 1080 p po zadokowaniu konsoli. Wszystkiemu winny brak lepszych bebechów. Serce Nintendo Switch nadal ma te same, a jest nim układ SoC NVIDIA Tegra. Za to przybyło pamięci wewnętrznej z 32 do 64 GB.
Nintendo Switch i nowości
Big N nie byłoby tą samą firmą, gdyby nie rzuciło garścią nowości. Wirtualnie (bo konsoli jeszcze nie mamy) zaglądamy pod tylną klapkę, a tam obok miejsca na HDMI oraz USB-C pojawiło się gniazdo Ethernet. Poprawie miał ulec również dźwięk z głośników stereo, które znajdziecie na pleckach konsoli.
Wiecie czego jeszcze brak? Poza lepszymi bebechami oczywiście? Bluetootha. Jeżeli marzy wam się granie na Switchu i korzystaniu z bezprzewodowych słuchawek, szykujcie się na uciążliwe dongle wszelkiej maści.
Nowe Nintendo otrzyma też nową-starą baterię. Czyli tę, która pojawiła się wraz z wejściem na rynek modelu v2. To oznacza, że Switch OLED ma wytrzymać na jednym ładowaniu od 4,5 do 9 godzin, w zależności od gry, w którą gracie czy jasności ekranu. W praktyce oznacza to 4 godziny przy Legend of Zelda: Breath of the Wild.
Te same pozostaną joy-cony, co ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony nie będziemy potrzebować nowych kontrolerów, z drugiej, Nintendo zupełnie ignoruje problem ich dryfowania. Szkoda. Sama konsola nieco wyładniała, zwłaszcza stacja dokująca, ponadto jest dostępna również w wariancie białym (będzie się dobrze komponować obok PS5).
Miało być Nintendo Switch Pro, wyszło minimum
Miała być konsola Nintendo Switch Pro, wyszło Nintendo Switch Minimum. Trudno pozbyć się wrażenia, że Japończycy poszli na łatwiznę, poprawili drobnicę, zupełnie ignorując, chociażby drastyczne spadki animacji, chociażby w Hyrule Warriors: Age of Calamity.
W listach pytacie: kupować zatem Nintendo Switch OLED 8 października? Odpowiedź jest skomplikowana. Jeżeli nie posiadacie jeszcze "pstryczka" ze wszech miar: TAK. Dostaniecie wyborną konsolę hybrydową ze stosem gier, których nie znajdziecie nigdzie indziej.
Jeżeli natomiast Nintendo Switch albo Nintendo Switch Lite posiadacie – tu sprawa się komplikuje. Nie mam bowiem przekonania, że te 0,8 cala jest warte 350 dolarów. Ciągle nie wiemy, ile wersja OLED będzie kosztować w Polsce, ale można w ciemno strzelać, że z łatwością i solidnie przekroczy 1500 zł.
Wybaczcie truizm, wiem, że Nintendo nie kupuje się dla wizualnych wrażeń, osobiście nie interesują mnie też porty na Switcha. Od tego mam PS5 i XSX. Ale liczyłem jednak na jakiekolwiek wzmocnienie. Na odległym horyzoncie majaczy Legend of Zelda: Breath of the Wild 2, Bayonetta 3 czy nowy Metroid, a ja drżę na myśl czy będzie je na czym uruchomić. Nintendo Switch Pro rozwiałoby te obawy. A tak pozostaje czekać. Chyba że Big N zagra wszystkim na nosie i nie powiedziało jeszcze w tej sprawie ostatniego słowa…