Wiedźmin: Pogromca Potworów. Zaraza, ile trzeba się tu nachodzić [Pierwsze wrażenia]
Pierwsze zapowiedzi mobilnej gry Wiedźmin: Pogromca Potworów wzbudziły we mnie ambiwalentne uczucia, choć rozumiałem decyzję z biznesowego punktu widzenia. Teraz czas powiedzieć: sprawdzam.
Darmowa gra mobilna z mikropłatnościami, w dodatku osadzony w bogatym i popularnym wiedźmińskim uniwersum to przecież finansowy samograj. Ale z drugiej strony nie dawało spokoju pytanie: czy naprawdę potrzebujemy kolejnego klona Pokemon Go? Nadszedł czas weryfikacji.
Wiedźmin musi nosić wygodne buty
Od razu ustalmy jedno. Wiedźmin: Pogromca Potworów ma z Pokemon Go niewiele wspólnego. Owszem obie gry korzystają z geolokalizacji, map Google i na nasz świat fizyczny nakładają sztuczki znane szerzej jako rozszerzona rzeczywistość, ale na tym w zasadzie koniec. Dlatego idąc ze smartfonem w dłoni możemy na pobliskim parkingu spotkać utopca, sukkuba czy inną babę cmentarną.
Ale po kolei. Jak w każdym solidnym RPG-u nie obędzie się bez stworzenia postaci. Wybieramy płeć, wygląd oraz imię przyszłego Wiedźmina lub Wiedźminki i ruszamy na trakt. Dosłownie. Grając w Pogromcę Potworów, warto wybrać ekwipunek nie tylko swojego bohatera, ale samemu również włożyć wygodne buty. Spokko i CD Projekt Red wyszli ze słusznego założenia, że wystarczający długo siedzieliśmy w domach i mobilnym Wiedźminem, zachęcają do ruchu. A to oznacza naprawdę długie spacery.
Aby spotkać Margit, ekspertkę w dziedzinie elfiej kultury, musiałem udać się na prawie kilometrowy spacer. Wielki plus za to. Gra nie dość, że zyskuje na losowości, a przy okazji możemy lepiej poznać okolice, w których mieszkamy. Wasze krokomierze w smartfonach i smartwatchach będą dzwoniły.
Jeżeli nie podobają nam się rejony, w które Wiedźmin: Pogromca Potworów nas zabiera, bez obaw. Istnieje opcja ponownego rozmieszczenia zadania na mapie. Nie działa to za każdym razem, ale liczę, że po oficjalnej premierze ulegnie to poprawie.
W zasadzie tylko raz natrafiłem na mały zgrzyt, kiedy gra wysłała mnie na poszukiwanie gniazd endriag, wylądowałem w podziemnym parkingu jednego z hipermarketów. Niezbyt bezpieczna to lokalizacja, przyznacie.
Po drodze co rusz mijamy kolejne potwory, które możemy, choć nie musimy, atakować. Co ciekawe, bestie same nie rzucą się na nas. Po drodze możemy zbierać zioła, które są niezbędnymi elementami przyszłych olejków i eliksirów (o nich za chwilę).
Grosza daj Wiedźminowi
Drugim ważnym elementem (poza spacerami) jest walka. Ta budzi niestety bardzo mieszane uczucia. Do dyspozycji mamy szybki lub silny atak, blok i odparowanie ciosu, potwora możemy też dodatkowo potraktować petardą lub znakiem. W praktyce sprowadza się do dość chaotycznej naparzanki. W dodatku niezbyt łatwej.
Pierwszego mocniejszego stwora (gryfa, żeby być bardziej precyzyjnym), udało mi się ubić dopiero po kilkunastu próbach. Kluczowe okazało się przygotowanie odpowiednich eliksirów, w tym przypadku zwiększających moją wytrzymałość i wykorzystaniem stosownych olejów na miecz. Poziom trudności jest wysoki, co stanowi obosieczną broń. Z jednej strony zmusza do kombinowania i gra nie powinna się szybko znudzić, z drugiej otwiera bardzo szeroko furtkę dla mikrotransakcji.
W grze posiadamy wirtualną walutę, za którą możemy kupić nową zbroję, miecze czy gotowe mikstury. Ich zdobycie oznacza jednak żmudny grind. Dlatego, jak w większości innych tytułów, portfel możemy uzupełnić fizyczną gotówką.
Tu wyciąganie rąk po kasę graczy się nie kończy. Nasz Wiedźmin posiada własne i przenośne stanowisko alchemiczne, które służy do przygotowywania mikstur i przedmiotów. Sęk w tym, że im bardziej skomplikowany eliksir, tym dłużej przyjdzie nam na niego poczekać. Czas można oczywiście skrócić. Domyślacie się zapewne w jaki sposób…
Wiedźmin z potencjałem
Ponarzekałem, ale jest też za co chwalić. Podobać się w Pogromcy Potworów może warstwa fabularna. Na naszej drodze spotkamy szereg interesujących osobowości: wspomnianą Margit czy mało rozgarniętego handlarza ze Skeligge, który "postanowił się włóczyć za mną". Wizualnie gra jest bardzo spójna z oprawą znaną z Wiedźmina 3: Dziki Gon, od czcionki tekstu zaczynając, przez ścieżkę dźwiękową, wygląd potworów przez głosy postaci. Jak na grę mobilną, robi to wrażenie.
Całkiem nieźle prezentuje się drzewko rozwoju naszego Wiedźmina. Możemy skupić się na walce wręcz, rzucaniu znaków lub umiejętności warzenia mikstur. Przebogato wygląda też bestiariusz, nie brakuje też dziennych i tygodniowych wyzwań.
Wiedźmin: Pogromca Potworów jest cały czas w fazie testowej, ale premiera w zasadzie za rogiem. A jednym z problemów, który towarzyszył mi podczas gry to prędkość ruchu postaci. Bardzo często aplikacja wyświetlała komunikat, z którego wynikało jasno: chodzę tak szybko, że prawdopodobnie prowadzę auto. W efekcie pojawiała się informacja ostrzegająca przed graniem za kółkiem. Komunikat słuszny, ale akurat w tych sytuacjach chybiony.
Na czym grać w Wiedźmina?
Wiedźmin: Pogromca Potworów zadebiutuje na smartfonach z Androidem oraz iOS już 21 lipca. Teoretycznie ma działać na wszystkim. Sam testowałem grę na telefonie Oppo Reno5 5G, który sprawdzał się w tym przypadku wyśmienicie. Bateria nie grzała się przesadnie, a sama aplikacja pracowała stabilnie na najwyższych ustawieniach.
Trudno się jednak temu dziwić. Bateria 4300 mAh robi jednak swoje, a i procesor Snapdragon 765G sprawdza się nie najgorzej. Mówimy też o smartfonie ze średniej półki cenowej, a to oznacza, że granie w Wiedźmina: Pogromcę Potworów nie wymaga telefonu-bestii za ponad 5 tysięcy złotych.
Nie sposób po tych kilku godzinach i kilku wbitych poziomach jednoznacznie ocenić grę Wiedźmin: Pogromca Potworów, ale na tym etapie tytuł zapowiada się zachęcająco.