Biomutant. W tej grze jest wszystko! Ale nie wszystkich zachwyci [Recenzja]
Kung-fu! Strzelanie! Baśniowy klimat! Możliwość tworzenia własnych broni! Proekologiczny przekaz! Biomutant ma naprawdę wszystko. Pytanie brzmi: czy to na pewno czyni z niej udaną grę?
24.05.2021 17:02
"Biomutant" to produkcja, o której wiele osób myślało: to jeszcze nie wyszło? Inni zastanawiali się nawet czy nie zdążyli przypadkiem tytułu ukończyć. Na oba pytania odpowiedź brzmi: nie. "Biomutant" wychodzi dopiero teraz. Warto przy tym dodać, że ta zgryźliwość nie jest nieuzasadniona.
Studio Experiment 101, uformowało się w 2015 r., stworzyli je byli pracownicy Avalanche Studios i w zasadzie od pierwszego dnia zaczęli prace nad "Biomutantem". Mowa o grze, która chce być uznawana za pełnoprawnego erpega AAA. Sęk w tym, że w studiu pracuje kilkanaście osób. Czy jest to zatem sztuka możliwa? Odpowiedź jest skomplikowana.
Biomutant, czyli kto?
Odpowiadając krótko – zwierzak. Może przypominać Rocket Racoona z filmu "Strażnicy Galaktyki", ale nie musi. Opcji personalizacji, jak przystało na grę RPG, jest masa. Łącznie z gęstością i długością futerka. Do wyboru mamy jedną z sześciu ras, określaną przez kod genetyczny (tu klasyka gatunku, czyli: siłą, zręczność, żywotność, inteligencja i charyzma), a także odporność na jedno z czterech zagrożeń: gorąca, biologicznych zanieczyszczeń, radioaktywności i mrozu. Na końcu wybór najistotniejszy - klasa. Dla miłośników walki dystansowej jest snajper i komandos, dla fanów bezpośrednich starć - strażnik, skradający się sabotażysta oraz korzystający z dodatkowych mocy psioniczny maniak.
Swoją produkcję twórcy całkiem trafnie określają mianem "osadzonej w otwartym świecie postapokaliptycznej baśni kung-fu". To, czego proces tworzenia postaci o niej nie mówi, to umiejętność walki wręcz lub za pomocą broni białej wszelkiej maści. Wiemy zatem, że czeka nas sporo walki. Wypadałoby wiedzieć, o co walczymy. Tu sprawa jest skomplikowana.
Z jednej bowiem strony ścigamy stwora, który pozbawił nas matki, z drugiej zaś trafiamy do świata, którego centrum stanowi drzewo życia, atakowane przez Światożerców, stwory, powstałe na gruzach zanieczyszczonej planety. Na tym nie koniec. Świat zamieszkują skłócone ze sobą plemiona. Jedne chcą wspomóc i uratować umierające drzewo życia, wprowadzając pokój, inne interesuje jedynie zniszczenie i dopełnienie apokalipsy. Czy też postapokalipsy. W centrum tego wszystkiego staje nasz czworonożny futrzak.
Historia łączy lekką narrację, prowadzoną w duchu filmów przyrodniczych. Polski dubbing robi tu bardzo dobrą robotę, ale polecam sprawdzić oryginał, w którym aktor od biomutanta mógłby spokojnie robić za dublera Davida Attenborougha. Warto również dodać, że to w zasadzie jedyny głos, jaki w grze usłyszymy. Całość uzasadniono różnorodnością języków w grze, jednocześnie zręcznie przykrywając niedostatki budżetowe, które udało się w ten sposób zaoszczędzić.
Biomutant to gra o wielu obliczach
Trudno nie opisywać "Biomutanta" przez pryzmat innych gier. Zapożyczeń jest bowiem cała masa. Trzeba jednak oddać twórcom, że - w przeciwieństwie do niektórych studiów - nie boją się mówić o swoich inspiracjach wprost: "Tak, kochamy "The Legend of Zelda: Breath of the Wild" i tak, chcieliśmy wykorzystać patenty, które Nintendo opracowało na potrzeby swojej gry". I podobnie jak w przypadku przygód Linka, tak i u tu otrzymujemy przepastną krainę, gotową do zwiedzania w zasadzie od ręki.
Ostatnia "Zelda" kłania się w pas m.in. w możliwości szybowania na lotni. Jest też drzewo życia w centrum mapy (tam był zamek), podgryzane przez nikczemne istoty. Każdą trzeba pokonać, korzenie wyswobodzić, a potem zdzielić głównego bossa z karata.
Tu jednak podobieństwa się kończą. Sam wygląda świata bardziej przypominał mi "Horizon Zero Dawn". I w zasadzie nie tylko on. "Biomutant" niesie proekologiczne przesłanie, pokazując, dokąd może doprowadzić gremialne zaśmiecanie planety.
Czworonożny bohater oraz mnogość broni sprawiają, że wyczuwalne są tu również echa "Ratcheta & Clanka". Z kolei wspomniane kung-fu (choć w grze nazywane wung-fu) oraz jego mechanika budzą skojarzenia z serią "Batman: Arkham" czy nawet "Devil May Cry". Skala i głębia walki jest nieco inna, bardziej autorska, dlatego warto się przy niej zatrzymać dłużej.
Wrogów możemy bowiem okładać nogami i pięściami, ciosy łączyć w spektakularne kombosy (których uczymy się stopniowo), całość przeplatając użyciem broni palnej, białej lub miotanej oraz mocy psionicznych. Opcji jest mnóstwo i całość wymaga małpiej zręczności, ale daje też sporą satysfakcję. Zwłaszcza w starciu z większą liczbą wrogów lub minibossów, których na naszej drodze stanie całe mrowie.
Od razu ważna kwestia. "Biomutanta" ogrywałem na solidnym gamingowym laptopie z podłączonym padem od konsoli Xbox Series X. I o dziwo - tę mnogość opcji udało się z sukcesem przenieść i okiełznać na konsolowe poletko. Przynajmniej pod tym względem.
Biomutant to nie tylko walka
Świat w grze jest przepastny i zróżnicowany. Jest też pełen pozornych śmieci, które możemy przekuć (dosłownie) w ulepszenia ekwipunku, broni lub stworzenia czegoś od nowa. Możliwości są olbrzymie, a efektem rzeczy cudaczne. Jak chociażby Łyżwoskręt Kłodolog, czyli mieszanka młota, piły do drewna i broni biologicznej. Albo Dąb Skrencak, który ma coś w sobie z kija hokejowego i piły tarczowej, do tego mrożącej wrogów.
Ulepszać można również niemal każdy element garderoby. A jeśli komuś mało szeroko pojętego craftingu, to z czasem rozwiniemy umiejętności towarzyszącego nam automatona, czyli robota-pasikonika, który posłużą nam za latarkę, szybowiec czy zapewni wsparcie lekkim ostrzałem.
Mało? To dorzućmy do tego liczne środki transportu. Nie będę wymieniał wszystkich, nie chcąc psuć nikomu zabawy z ich odkrywania, ale powiedzmy, że zwykły wierzchowiec, zbroja rodem z filmu "Obcy" czy wodny pojazd o dźwięcznej nazwie Ślizgosiupnia to tylko kropla w morzu.
Zobacz także
Biomutant nie jest ideałem
Techniczna strona nie jest największym atutem gry "Biomutant". O ile szerokie kadry i przepastne plenery wyglądają imponująco, czasem wręcz zapierają dech swoim przepychem i kuszą chęcią rzucenia się w nieznane, tak przy bliższym kontakcie całość wypada przeciętnie. Ambicje twórców widać i czuć na każdym kroku. Podobnie jak – niestety – budżetowe niedostatki. Napotykane wioski praktycznie niczym się od siebie nie różnią, wrogowie, choć kolorowi, zlewają się w jedną papkę armatniego mięsa. Najgorsze jednak, że pod względem wizualnym, nawet bossowie wypadają dość przeciętnie.
Dość szybko pojawia się też poczucie powtarzalności zadań, a typowe "fedexy" z czasem stają się zmorą. Pierwsze oznaki znużenia pojawiły się u mnie w okolicy 10 godziny grania. Szkoda to tym większa, że eksploracja świata ma w sobie całe pokłady miodności.
Problemem jest również poziom trudności. Doświadczeni gracze nie powinni w ogóle włączać "Biomutanta" na innym poziomie niż najwyższym. Wrogowie nie grzeszą inteligencją, gromadnie prosząc się o kolejne ciosy, a minibossowie bardzo szybko wyczerpują paletę niespodzianek. Co innego główni bossowie. Z nimi przeprawa bywa ciekawa, wymagająca i pomysłowa. Zwłaszcza w momencie kiedy trzeba - w sensie dosłownym - zanurkować w ich trzewiach.
Mam też spore obawy, których niestety nie udało się sprawdzić w praktyce, jak "Biomutant" poradzi sobie na konsolach starszej generacji. Graficznie bowiem gra nie zachwyca, ale wyobrażam sobie, że liczba wrogów i efektów na ekranie, może wywołać na bazowym PlayStation 4 czy Xbox One niemałą czkawkę.
Pomimo wielu minusów i potknięć nie sposób "Biomutanta" nie polubić. Czuć w grze miłość do całego medium, twórcy zręcznie łączą baśniowość i historię z morałem. Brawa należą się osobom odpowiedzialnym za spolszczenie, które z kolei stanowi ukłon w kierunku języka polskiego: handlarze "pif-pafami" czy "nosigratami" należą do moich faworytów.
I co najważniejsze, twórcom z całego gąszczu inspiracji, udało się stworzyć grę autorską, z ciekawym, zachęcającym do zwiedzania światem. W dodatku, dla miłośników zaglądania w każdy zakamarek, zapowiada się tytuł na kilkadziesiąt godzin.
Ocena 3,5/5
Platforma: PC, PS4, Xone
Producent: Experiment 101
Wydawca: THQ Nordic
Data premiery: 25.05.2021
Wersja PL: dubbing + napisy.
Grę do recenzji podrzucił Koch Media Poland, polski dystrybutor gry.