Recenzja: The Legend of Zelda: Breath of the Wild
21.01.2019 11:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Hyrule Castle (The Legend of Zelda: Breath of the Wild OST)
Przełamaniem tego schematu była wydana w 2013 roku na konsole 3DS gra The Legend of Zelda: A Link Between Worlds. Nintendo postawiło w tej części na eksperyment, pozwalając graczom na pokonanie gry w nieliniowej kolejności. Dodatkowy ekwipunek, klasycznie zdobywany wraz z rozwojem fabuły, można wynająć w każdym momencie, co wprowadziło powiew świeżości do serii. W Breath of the Wild Nintendo poszło o krok dalej.
Grę zaczynamy w komnacie, w której budzi się nasz główny bohater. Na początek przechodzimy tutorial, podczas którego zdobywamy wszystkie narzędzia potrzebne do rozgrywki. A później... skaczemy w przepaść do ogromnego świata poniżej, w którym nie ma żadnych ograniczeń poza naszą własną wyobraźnią. Chcemy spędzić kilkadziesiąt godzin, badając każdą świątynię w grze? Chcemy pobiec prosto do zamku Hyrule, pokonać głównego antagonistę i ukończyć grę w godzinę? Oba podejścia są możliwe i oba sprawiają niesamowitą frajdę - coś, co można zresztą powiedzieć o zdecydowanej większości aspektów Breath of the Wild. Nintendo stworzyło grę open world, w której każda najmniejsza część świata jest pewnym trybikiem wielkiej machiny gameplayu. I każda z tych części graczowi może zarówno pomóc, jak i przeszkodzić. Mnogość rozwiązań każdej sytuacji, na które natrafiamy w grze jest imponująca i porównywalna z tym, co zrobił Kojima w Metal Gear Solid 5.
Gra w wersji na Nintendo Switch pod względem technicznym wygląda świetnie - zarówno w wersji stacjonarnej, jak i w wersji przenośnej. Gdy weźmiemy Switcha w nasze ręce, gra potrafi stracić płynność przy większej ilości obiektów znajdujących się na ekranie. Poza tym nie zauważyłem żadnych problemów pod względem technicznym. Graficznie gra wygląda świetnie, pomimo ograniczonych możliwości konsoli. Strona dźwiękowa gry również stoi na wysokim poziomie. Utworów muzycznych jest niewiele, ale niektóre zapadają na długo w pamięć (chociażby motyw z Zamku Hyrule... niesamowity!).
Gra nie jest idealna. Niektóre rzeczy do zebrania są irytująco powtarzalne, a jednocześnie są jedynym remedium na jeden z głównych problemów gry. Mowa o ograniczonym miejscu w ekwipunku, który dodatkowo dość szybko ulega zniszczeniu. Dodatkowo nawigacja po menu nie jest idealna. Wielokrotnie pomimo wielu godzin gry zbyt długi czas zajmowało mi dojście do tego miejsca w menu, o które mi chodziło. Nintendo również pierwszy raz zdecydowało się na voice acting w swojej grze - ze średnim skutkiem. Ale to kolejny odważny krok Nintendo zrobiony w Breath of the Wild i jestem ciekaw, co pod tym względem firma zaproponuje nam w swoich kolejnych produkcjach.
Jest takie przysłowie - “Daj człowiekowi rybę - będzie najedzony przez jeden dzień. Daj człowiekowi wędkę - będzie najedzony przez lata”. Nintendo zdecydowanie wręcza tutaj graczowi wędkę. Odkrywanie, na jakie sposoby można jej użyć zdecydowanie należy do najlepszych momentów w grach komputerowych wydanych w 2017 roku. Po ciężkim okresie Wii U nowa Zelda to triumf Nintendo i baza pomysłów i rozwiązań, na podstawie których reszta branży przez najbliższe lata będzie tworzyć swoje gry z otwartym światem.