Age of Empires IV to ukoronowanie fenomenu, który po 20 latach jest wciąż żywy
Grali studenci, grali entuzjaści historii, grali fani budowania miast, grali i politycy - jak były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. I nic dziwnego - "Age of Empires", strategiczna gra od Microsoftu, była ze wszech miar wyjątkowa.
10.04.2021 18:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Według przeprowadzony w 2020 roku badań niemal połowa Polaków ma styczność z grami. Jest również wiele osób, które przyznają się tylko do tego, że grały "w młodości" albo "za dzieciaka". Od kiedy pamiętam, jedną z naczelnych gier, wspominanych przez najrozmaitsze roczniki, były strategia "Age of Empires".
12 wielkich cywilizacji antycznego świata. Stawianie od zera drobnej osady, wydawanie prostych poleceń zbieraczom, którzy karnie rąbali drewno, zbierali jagody i walili kilofem w złotonośne kamienie. Wszystko po to, by wybudować piękne miasto, opracować technologiczne nowinki, godne świata epoki brązu czy żelaza, i w końcu stworzyć potężną armię.
Tak pamiętali to ci, którzy mieli styczność z wydanym pod koniec 1997 roku "Age of Empires", olśniewającą swoją oprawą graficzną i rozmachem grą strategiczną. Ci, którzy sięgnęli po wydane 2 lata później "Age of Empires II", mają podobne wspomnienia, tylko zamiast Greków i Hetytów zarządzali Celtami, Saracenami czy cywilizacją Bizancjum.
W połowie lata 90. mogliśmy ścigać się, strzelać do demonów, rozwiązywać tajemnicze zagadki. Ale sukces wydanej przez sam Microsoft serii odkrył gigantyczną niszę gier, w których budujemy i dowodzimy armią. I chociaż prekursorów nie brakowało (takich jak "Command & Conquer", "Warcraft" czy "Civilization"), dopiero tutaj wszystko stało się ładne, namacalne i polane kojącym, historycznym sosem.
Pierwsza "Age of Empires" to była wędrówka cywilizacji od prymitywnych osad po potęgę późnego antyku. Wędrówka nakreślona trochę koślawą linią, jeśli chodzi o zgodność z faktami, ale dająca niesamowite poczucie immersji - przenikania do świata gry i świata historii. Starcie oddziału 30 wojowników jawiło się jako bitwa. Zniszczony przez wroga wielki galeon na morzu jako tragedia. Trwająca nawet kilkadziesiąt minut budowa piramidy czy koloseum jako wielkie osiągnięcie.
Bazarowe realia
Z grami z serii "Age of Empires" był zasadniczy problem - były pieruńsko drogie, nawet jak na zbójeckie ceny gier, jakie serwowały młodej III RP sklepy. Kilka lat później polscy wydawcy znacząco opuścili ceny, ale w takim 1998 roku nie dało się kupić "Ery Imperiów" za mniej niż 200 złotych. Do dwóch części ukazały się jeszcze osobno wydane dodatki, kosztujące około 170-180zł. Cała "kolekcja" kosztowałaby łącznie przeszło 700 złotych! To wszystko w realiach kończących się lat 90., gdy średnia pensja nieznacznie przekraczała 1000 zł.
Zdecydowana większość Polaków poznawała serią z bazarowych wydań i przegrywanych kopii. Cena - 20zł za jedno CD. Niektóre gry rozłożono na 4-5 dysków, tu udało się zmieścić całość na jednym.
"Szczęśliwcy" otrzymali nawet polską wersję gry. W latach 90. większość poznawała je po angielsku, tłumaczenia była absolutną rzadkością. A co dopiero dubbing czy lektor! A tu był pełen komplet. Tłumaczenie nie tylko nieporadne, ale kaleczące język na każdy sposób oraz lektor zza wschodniej granicy, którego za nic nie dało się zrozumieć. Takich "tłumaczeń zza Buga" było więcej i dziś traktowane są jako zabawny folklor tamtej bazarowej epoki.
Podbój świata
W "Age of Empires", popularnie zwanym "ejdżem", mógł odnaleźć się każdy. Okraszona historycznymi wydarzeniami kampania była jak dodatek do historycznych filmów kostiumowych. Z kolei losowo generowane scenariusze pozwalały tak dobrać parametry, żeby gra była tak łatwą zabawą w budowanie domków, jak i hardkorową walką z czasem o ziemię i surowce.
Dla kreatywnych był prościutki w użyciu edytor map, w którym dosłownie malowało się elementy krajobrazu. Dla żądnych rywalizacji - tryb sieciowy. Wokół tego ostatniego powstawały w Polsce liczne strony internetowe z forami dyskusyjnymi i z ciekawostkami.
Sukces serii był błyskawiczny. Pierwsza część stworzonej przez Ensembles Studio gry przez 3 lata sprzedawała się 3 milionach egzemplarzy. Sequel dobił do 2 milionów w zaledwie parę miesięcy! Rynek zaczęły zalewać inspirowane nią produkcje. Jeszcze przez lata pomniejsze firmy powtarzały ustanowione przez Microsoft Studios wzorce, wplatając w to raz elementy fantastyki, raz historyczne fakty.
Samo studio zamieniło się w fabrykę strategicznych hitów. Powstał klon strategii oparty w całości o świat "Gwiezdnych wojen" ("Star Wars Galactic Battleground"), jak i pośrednia kontynuacja inspirowana antycznymi mitami ("Age of Mythology"). Ale najlepsze miało dopiero przyjść.
W 2005 roku Microsoft odświeżył nie do poznania serię. "Age of Empires" III wrzucało nas w czasy nowożytne, a więc odkrycia geograficzne i pełzającą militarno-przemysłową rewolucję. Gra zalewała nas nowościami - od bardziej zróżnicowanych cywilizacji, poprzez nowe rozwiązania, aż po szczegółową grafikę. Na naszych oczach odłamki z niszczonych statków rozpadały się na kawałki i wpadały z pluskiem do wody. Takiej jakości strategie jeszcze nie widziały.
Powodzenie było tak duże, że Bruce Shelley, projektant odpowiedzialny za całą serię, dostał zielone światło na tworzenie kolejnych dodatków, które przenosiły nas w świat indiańskich plemion i cywilizacji dalekiego wschodu. Mało tego. Dodawana do kolekcjonerskiej edycji gry książka wprost zapowiadała, że powstanie także część z numerem IV i V, opowiadające o wojnach światowych i kosmicznych.
Żadna z tych gier nigdy nie powstała.
Wieki ciemne
Bruce'a Shelleya spotkałem osobiście kilka lat później. Nie był już częścią dawnego zespołu, bo Ensembles Studio przestało istnieć, tylko reklamował nową część "The Settlers", czyli wprost konkurencyjnej produkcji, pochodzącej z serii również kultowej w Polsce i znanej głównie z lat 90.
- Nie rozumiem, czemu Microsoft nie chciał kontynuacji. "Age of Empires III" miało świetne oceny i świetnie się sprzedało - opowiadał mi z nutką żalu Shelley. Dla legendarnej marki nadeszły wieki ciemne.
Bez chęci stworzenia nowej dużej gry, za to z apetytem na dochody, Microsoft postanowił eksploatować markę do bólu i z dala od grona dotychczasowych fanów. Stworzono więc przeróbkę starej gry na przenośną konsolę Nintendo. Powstało "Age of Empires Online", w dobie szału na lekkie, darmowe (ale i tak wysysające z nas pieniądze) produkcje. Powstały pseudo-produkcje na komórki, które dawno umarły i nie są już dostępne.
Pójście na łatwiznę nie popłaciło, a Microsoft nie tylko posypał głowę popiołem, ale i wyciągnął porządną lekcję z tej, nomen omen, historii. W 2017 roku zapowiedział, że odświeży graficznie debiut sprzed 20 lat, a chwilę później, że to samo zrobi z każdą kolejną częścią. I tak - stworzy "Age of Empires IV".
Renesans
"Definitywne edycje", jak nazwał to producent, wyszły znakomicie. Nowa szata graficzna prezentuje się wspaniale, a każda z gier doczekała się też pomniejszych usprawnień. A dziś, po 16 latach czekania, w końcu mogliśmy zobaczyć, jak wygląda nowe dzieło w akcji.
W "Age of Empires IV" wrócimy do czasów średniowiecza. Tym razem twórcy obiecują już solidne skupienie się na historycznych realiach, na celebrowaniu przeszłości i ukazaniu wielkich wojowników czy przywódców w akcji.
"Chcemy zhumanizować historię". "Jest tak wiele doniosłych wydarzeń, które nie zostały opowiedziane". "Chcemy zachować balans pomiędzy popkulturą a realiami" - wykrzykują wyraźnie podekscytowani twórcy gry podczas specjalnego pokazu prasowego, na który została zaproszona Polygamia.
Nie mogło zabraknąć też słowa przewodniego dla współczesnych gier, czyli "różnorodności". I bardzo dobrze! W pierwszym "Age of Empires" wojownicy cywilizacji dalekiego wschodu czy Egiptu byli nie tylko identyczni, ale skrojenie wedle grecko-rzymskiego wzorca. W kontynuacji tylko pojedyncze jednostki i budynki wyróżniały daną cywilizację. Teraz każda z 8 dostępnych nacji, od Brytyjczyków po Mongołów, będzie zdecydowanie różna i unikatowa.
Wszystkie wspiera fantastyczna grafika oraz nowa ścieżka dźwiękowa - a za kompozycje odpowiada m.in. Mikołaj Stroiński, współtwórca muzyki do "Wiedźmina 3" czy globalnego, e-sportowego hitu "League of Legends". Jak to wszystko prezentuje się w akcji? Zobaczcie sami. Pełen opis tego, co zobaczymy w "Age of Empires IV", znajdziemy w tym artykule.
Age of Empires IV powraca! Pierwszy gameplay trailer
"Age of Empires" wydawało mi się melodią przeszłości. Miłym wspomnieniem, które czasami przywoła jakaś rozmowa. Po zaprezentowaniu rozgrywki mam autentycznie ciarki na rękach. Może i niejeden dorosły, który z wypiekami budował osady 20 lat temu, dziś stwierdzi, że czas wrócić do dawnej pasji. A może i minister Waszczykowski.
W "Age of Empire IV" zagramy pod koniec 2021 roku na PC, dokładna data jeszcze nie została podana. Poprzednie części gry kupimy w sklepach i na platformie Steam. Wszystkie części w wydaniu "Definitive Edition" są też dostępne w Microsoft Store oraz ramach abonamentu Xbox Game Pass na komputerach.