Epic Games Store to finansowa studnia bez dna. Gigant nie zarabia ani centa
Sądowa batalia Epic vs Apple przynosi kolejne interesujące fakty i odsłania kulisy działań gigantów. Wynika z nich, że Epic Games Store przynosi od swojego powstania wyłącznie straty. I to liczone w setkach milionów dolarów.
12.04.2021 10:19
Starcie na linii Epic vs Apple raczej prędko się nie skończy i może przynieść coraz ciekawsze informacje. Ci pierwsi starają się udowodnić w sądzie, że 30 proc. marży, jaką drudzy pobierają w App Store od twórców to strategia nieuczciwa. Amerykańskie prawo wymaga przedstawienia olbrzymich stosów dokumentów, a jeżeli sprawa jest jawna, są one udostępnione do wglądu publicznego.
I z najnowszej porcji prawniczego żargonu wynika, że Epic Games Store przynosi firmie same straty. Baza użytkowników EGS liczy sobie 160 milionów użytkowników (56 mln aktywnych miesięcznie) i ma być konkurencją dla Steama. Sęk w tym, że walka z gigantem kosztuje Epic Games krocie. W 2019 sklep przyniósł firmie 181 milionów dolarów straty. Rok później 273 mln. Estymacje na 2021 mówią o kolejnych setkach milionów, które Epic straci na EGS.
Kupuj, inwestuj, czekaj
Z czego wynikają tak gargantuiczne koszty? Wygląda na to, że taka jest cena mierzenia się ze Steamem. Epic inwestuje olbrzymie pieniądze na tytuły ekskluzywne (czasowo lub na stałe) oraz gry, które trafiają co miesiąc do puli darmowych tytułów. A mowa o nie lada gratkach pokroju "GTA V", "Star Wars: Battlefront 2", "Rage 2" czy "Pillars of Eternity".
Inny przykład. Za czasową wyłączność dla gry "Control" na pecety, gigant musiał zapłacić 10,5 mln dolarów 505 Games, wydawcy tytułu.
Epic podkreśla jednocześnie, że wszystkie wymienione straty ma wliczone w koszt i EGS zacznie na siebie zarabiać w 2023 r. Zwrotu zainwestowanych pieniędzy firma spodziewa się w 2027 r.
Warto przy tym dodać, że gigant pobiera od gier umieszczonych w Epic Games Store 12-procentową prowizję od twórców. I zdaniem włodarzy firmy, są to pieniądze wystarczające, żeby sklep się sam utrzymywał. To z kolei oznacza, że wszystkie dotychczasowe straty są efektem bardzo agresywnych ruchów marketingowych i walki o tytuły na wyłączność.
Można w ciemno zakładać, że to dopiero wierzchołek góry lodowej ciekawostek, które wypłyną w trakcie sądowej batalii. Jej finałowy etap ma ruszyć w maju.
Apple vs Epic
A wszystko zaczęło się od pozornej błahostki – gry "Fortnite". W telegraficznym skrócie. Apple pobiera 30-procentową marżę od wszystkich producentów, którzy chcą by ich aplikacje trafiały do App Store'a. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, to samo bowiem tyczy się Androidowego Google Play. Apple ostro zareagował jednak na próby obejścia systemu przez Epic, który sprzedawał walutę do gry bez pośrednictwa giganta z Cupertino.
Efekt był taki, że "Fortnite" zniknął ze sklepów Google'a i Apple'a. Druga z tych firm poszła o krok dalej twierdząc, że zablokuje też silnik Unreal Engine, należący do Epica. Sprawa znalazła swój finał w kalifornijskim sądzie. A ten uznał, że taki krok byłby zdecydowanym nadużyciem