30 najlepszych gier 2018 roku według redakcji Polygamii - TOP 10
Czy internet jest na to gotowy? No pewnie, że tak. Ale mamy nadzieję, że znajdziecie przynajmniej kilka (fantastycznych) zaskoczeń.
Aby domknąć wszystko w odpowiednim stylu, przypominamy, że lista składa się z 30 pozycji.
Oraz że nasze podsumowanie nie jest żadnym żartem ani próbą przesadnego hipsterowania. Powstało dzięki zsumowaniu głosów wszystkich redaktorów (a nawet dwóch polyemerytów). O kolejności w wyliczance decydowały zatem punkty, jakie każdy tytuł otrzymał. Cieszymy się z zaskoczeń, które w efekcie tutaj widzieliście lub zobaczycie poniżej. Mamy nadzieję, że wzbogaciliśmy już przynajmniej kilka list życzeń albo przypomnieliśmy, iż mało który rok tymi trzema lub czterema oczywistymi megahitami nie stoi. Żadna branża nie jest tak eklektyczna, jak nasza. Celebrujmy to.
Maciek Kowalik: Najlepsza egranizacja Pacific Rim i taktyczna perełka nie tylko dla fanów wielogodzinnych rozkminek nad kolejnymi turami. Into the Breach to kluczowe elementy gatunku podane w formie łatwo przyswajalnej pigułki. Krótkie bitwy na malutkich planszach pękają w szwach od napięcia biorącego się z konieczności podejmowania decyzji, które rzadko nie niosą ze sobą bolesnych konsekwencji. Sporo tu świeżości w temacie jednostek i ich zdolności, a granica pomiędzy sukcesem i porażką bywa tak cienka, że nie zauważa się jej przekroczenia do momentu aż nie jest za późno na ratunek. Wentylem bezpieczeństwa okazuje się konstrukcja przygody i elementy "rogalików", które odrobinę osładzają nieuniknione porażki. Chwilę po siarczystej wiązance puszczonej w stronie ekranu, nowy oddział ląduje już na pierwszej planecie. Dlatego Into the Breach znakomicie nadaje się zarówno dla weteranów, jak i graczy ciekawych czy na pikselowych polach walki znaleźliby coś dla siebie.
Przeczytaj recenzję: Znów we dwóch zrobili grę, która ma może proste zasady, ale dzięki liczbie zmiennych – wrogów, celów, mechów, wyposażenia, pilotów, zdarzeń na mapach – jest wciągająca i stanowi wyzwanie
Dominik Gąska: Moja osobista gra roku, bez dwóch zdań i jestem zadziwiony tym, że wylądowała u nas tak nisko. Nie znacie się i już! Dla mnie - kontynuacja idealna. Pod każdym względem lepsza od jedynki, twórczo rozwijająca wydawałoby się martwy gatunek izometrycznych RPG. Pod wieloma względami innowacyjna - cały projekt z przeplatającymi się liniami zadań od poszczególnych frakcji jest rodem przeniesiony z Fallouta: New Vegas. W tej formie tego jeszcze nie było. Pod innymi - wizjonerska. Wszystkie kwestie są tu nagrane przez aktorów, a przy tym nie przekłada się to negatywnie na ich jakość (jak w Divinity: Original Sin 2, które potrafi być pod tym względem nierówne). Działa tu niemal wszystko, a to, co nie działa (przede wszystkim główny wątek) jest tak mało zauważalne, że w zasadzie można to całkowicie pominąć. Jak jeszcze nie graliście, to koniecznie!
Przeczytaj recenzję: Jestem pewien, że jest w tej grze jeszcze wiele rzeczy, które odkryłem, ale o których zapomniałem napisać
Krzysiek Kempski: W ostatniej odsłonie nowej trylogii Lara Croft zmienia się wreszcie w drapieżnika, za którym tęskniłem od czasu sceny, w której zaczęła płakać nad jeleniem. Tym razem to Lara jest dzika i niebezpieczna i nawet pantery schodzą jej z drogi. To zarazem najbardziej mroczna odsłona nowego cyklu, najbardziej nastawiona też na zagadki, serwująca nam może z 4-5 obowiązkowych strzelanin. Historia Lary wciąż co prawda jest sztampowa i nieciekawa, w odróżnieniu od poprzedniczek ma jednak momenty typu misja z ocaleniem białej królowej czy wreszcie tsunami, po którym sprawdziłem czy ktoś dla żartu nie podmienił mi konsoli na peceta. Pomimo obniżonej rozdzielczości na Xboksie One całość wygląda dużo lepiej od poprzednich odsłon serii. Świetne jest wreszcie ograniczenie interfejsu oraz nietypowe poziomy trudności, pozwalające przykładowo zmniejszyć widoczność stanowiących podpowiedzi wytarć na półkach skalnych. Przygoda, którą oceniłbym jeszcze wyżej, gdyby tylko nie bazowała na znanych już z dwóch gier klockach.
Przeczytaj recenzję: To najlepszy “nowożytny” Tomb Raider!
Adam Piechota: Cholera, jak wielka jest ironia losu, gdy najpierw kilka dekad Tetrisa używa się jako jednego z najbardziej standardowych fundamentów kawałów (podobnie jak Chińczyka przy grach planszowych), a potem zakochuje się bez pamięci w jego najnowszej wariacji. Ale to zasługa muzycznego szatana naszej branży, Tetsuyi Mizuguchiego, autora chociażby Lumines czy Meteos. To połączenie dźwięku oraz obrazu tworzy ze spadających klocków nie zwykłą produkcję, tylko narzędzie do relaksu, medytacji albo mentalnych "odlotów". Narkotyk zapisany w kodzie. Jedna z nielicznych idealnych gier logicznych. I tak, wciąż mówię "zaledwie" o wersji nie-VR. W goglach to musi być prawdziwe szaleństwo. Serio, koniecznie kupcie Tetrisa. Jak najprędzej. Nie pożałujecie.
Przeczytaj recenzję: Oto metoda, aby na nowo odkryć Tetrisa
Adam: O miłości, związkach, odbudowie i całym tym kręgu życia, który tak rzadko rozkopują gry wideo - w sposób totalnie niepretensjonalny, nie obawiajcie się. Florence jest nie tylko wzruszającą opowiastką, jaka trafi do absolutnie każdego (a chyba szczególnie osoby mającej z naszą branżą mniej intensywne relacje), lecz również wspaniałym pokazem opowieści... bez opowieści. Bez słów. Wzruszająca, zaskakująca czasem prostymi "minigierkami", ulotna i głęboka jednocześnie niczym czeska literatura. Przejdź, przeżyj, zainstaluj mamie, sąsiadowi, dziewczynie/chłopakowi oraz chomikowi. Dla takich bąblów warto (czasem) grać na mobilkach.
Asia Pamięta-Borkowska: Świetny tytuł dla pary graczy – nie bardzo konfliktogenny, choć niepozbawiony momentów stresujących, podczas których może paść kilka ostrzejszych słów. Historia ucieczki z więzienia jest przyjemnie motywująca, bardzo filmowa, ma ciekawe postacie protagonistów, i, mimo nieco rozczarowującego zakończenia, wyróżnia się wśród gier kooperacyjnych tym, że naprawdę jesteśmy sobie niezbędni. Nie ma opcji, by jakiś CPU odwalił za nas robotę.
Przeczytaj recenzję: Jeśli ktoś spyta się mnie, czy istnieją gry, które oferują coś więcej niż tylko bezmyślne łupanie w klawisze, bez wahania wymienię A Way Out
Adam: Żadne zaskoczenie, że Kratos odepchnął od siebie być może nawet tak wielu, co chwilę wcześniej zachwycił. To niełatwa rzecz, szczególnie dla starszych fanów. Narusza wszelkie fundamenty serii. Nie jest już przepełnioną furią rzeźnią z seksem w formie rytmicznych minigierek. Nie jest uproszczonym slasherem stawiającym na filmowy przepych. Nie jest też pociągiem pędzącym przez wesołe miasteczko szaleńców. Stawia na szali bardzo dużo. I w zamian daje… intymny, dobrze napisany film drogi. Z fascynującym systemem walki. Z ciszą. Wieloma momentami magicznej zadumy. A wszystko opowiada jednym master shotem. Nawet tam, gdzie to w zasadzie niemożliwe.
Przeczytaj recenzję:
Adam: Są gry i Gry. Podobnie jak w zeszłym roku Nier: Automata, moja prywatna zwyciężczyni stoi w miarę dumnie na jednym z kolejnych miejsc. Wiele razy dałem Wam do zrozumienia, dlaczego tak bardzo jestem Madeline wdzięczny za tę wspinaczkę. Bo nie tylko reprezentuje ją perfekcyjny platformer - naprawdę perfekcyjny, nie wyszedłem z tego gatunku od dzieciństwa - ale też najważniejszy w tym roku scenariusz. Ta gra, całkowicie bez żartów, może okazać się początkiem terapii. Może pomóc Wam poradzić sobie z własnymi demonami. Może powiedzieć proste, ale tak trudne do zrozumienia „nie jesteś w tym bagnie jedyny”. Oddychaj. Dasz radę, choćby za setnym razem.
Asia: Kiedy wiadomo, że jakaś gra jest GOTY? Kiedy mam ochotę obdarować nią wszystkich przyjaciół i rodzinę, tych co grają i co nigdy poza tetrisa nie wyszli – ponieważ uważam, że gra ta wzbogaci ich życie, da im czystą radość i wstrząśnie do głębi. Że, podobnie jak ja, nie będą mogli zasnąć, zastanawiając się, kto kiedy zginął, co się wydarzyło w rozdziale IX, dlaczego nagle zaginęła ta postać, gdzie jest ciało małpy. Obra Dinn to moja gra roku i brak mi już słów, po prostu uwierzcie na słowo, że jest świetna, ok.?
Przeczytaj recenzję: Return of Obra Dinn to dedukcja w najczystszej postaci
Gra roku 2018: Red Dead Redemption 2 / Rockstar Games / PS4, Xbox One
Dominik: Mam z tą grą wiele problemów, przede wszystkim dość słabo się w nią gra. Strzelanie jest takie sobie, cała akcja mało satysfakcjonująca, pełno jest też bezsensownych dłużyzn. Ale za to w momentach, kiedy Red Dead Redemption 2 jest dobre, to o mamuniu, jak dobre jest! Pod względem aktorstwa, przywiązania do detalu, kreacji świata to jest prawdziwy majstersztyk. Pod względem scenariuszowym, chociaż w samej fabule nie dzieje się tu nic szczególnego, to poszczególne postacie napisane są tak dobrze, że na jakiś miesiąc stały się moją rodziną. Mam też szacunek do tego, jak bardzo jest to gra “jakaś“. Nie jest to wygładzony, wyszlifowany do granic możliwości produkt. To realizacja pewnej konkretnej wizji, co przy skali całego projektu musi robić wrażenie. Na pewno jest to tytuł, który zapamiętam.
Krzysiek: Dla mnie Red Dead Redemption 2 to przede wszystkim okazja do wielogodzinnego przebywania w towarzystwie Arthura Morgana czy Dutcha van der Linde - najważniejszych przedstawicieli całej plejady świetnie napisanych postaci. To też wreszcie scenariusz, który snuje się powoli, by nagle po 30 godzinach wystartować z kopyta i nadrobić drugie godziny delikatnego tylko uzasadniania kolejnych napadów na dyliżanse, pociągi etc. Nadrobić tak, jak nadrobić swoje życie musi także główny bohater. To wreszcie survivalowe dodatki, które wzbogacają wrażenie uczestnictwa w symulatorze kowboja - takie Kingdom Come, ale utrzymane w ryzach ciekawego doświadczenia, a nie zamęczenia gracza. Red Dead Redemption 2 to wreszcie multum wad, których przez logo Rockstara na pudełku widzi się automatycznie dużo więcej. Ani słabująca mechanika walki ani zdecydowanie za długa kampania nie zmieniają jednak tego, że to dzieło wybitne, monumentalne i w odróżnieniu od wielu gier wykraczające poza naszą branżę. Już zresztą kręcą o nim filmy (patrz: South Park).
Bartek: Cóż. Dla wszystkich GOTY, a dla mnie nie. Powodem nie jest tu słabość gry Rockstara, a fakt, że ciągle nie miałem kiedy siąść do niej na poważnie. Ale zaczynam czuć przypływ mocy, więc może już niebawem odpalę Xboksa, włożę - niczym jaskiniowiec - płytę do napędu i nie tylko zagram, ale ją skończę. Zatem spodziewajcie się pod koniec roku klubu dyskusyjnego „Najlepsze gry nie z 2019, w które zagrałem dopiero w tym roku” i mojej wypowiedzi o RDR2.
Adam: Rok 2018 to będzie przede wszystkim rok Red Deada. To wydarzenie. Ale również niesamowicie wyraźna pozycja. I to nic, że w swojej recenzji nie wystawiłem jej maksymalnej noty. Albo w prywatnym rankingu nie odznaczyłem pierwszym miejscem. Nie musiałem, by - podobnie jak reszta świata - myśleć o niej długimi tygodniami. I to, że wyraźnie wyprzedziła te pozostałe 29 pozycji w naszym rankingu, również świadczy o jej zeszłorocznej potędze. Mam też małą podpowiedź dla wszystkich marzących o pisaniu o grach (są tacy jeszcze w ogóle?): weźcie urlop od życia, jeśli przyjdzie Wam recenzować grę Rockstara.