W 2017 roku: nadal nie kupię gogli VR, wciągnę się w grę mobilną i zupełnie zapomnę o Star Citizenie
Będę też świadkiem dwóch konsolowych niewypałów i wleję orkom w imię Imperatora.
Najbardziej czekam na: Dawn of War III
Dawno nie było porządnego RTS-a z „Czterdziechy”, a połączenie tego, co było najlepsze w dwóch poprzednich Dawn of Warach wydaje się rozwiązaniem idealnym. Z jednej strony duże, znane z jedynki bitwy, z drugiej – skupienie na bohaterach i ich umiejętnościach. No i zastanawia mnie, jak dalej potoczą się losy kapitana Angelosa i Krwawych Kruków. W końcu to, co robił w poprzednich częściach i z czym miał styczność jest jedną wielką zachętą do zaprzyjaźnienia się z którymś z bogów Chaosu. O jakość samej gry jestem zresztą bardzo spokojny. Spędziłem z nią trochę czasu podczas Warsaw Games Week i byłem naprawdę zadowolony z efektu.
Poza tym naprawdę chciałbym w końcu dostać pełnowartościową grę na wirtualną rzeczywistość. Nie jakiś celowniczek, nie symulator bzdury i przede wszystkim – nie „doświadczenie”. Chcę mięcha! Jakiegoś dużego tytułu AAA, zrobionego z rozmachem, a jednocześnie naprawdę ciekawego i rozbudowanego. Gry, której przejście nie zajmie mi dwóch godzin, tylko dwadzieścia. Po prostu system sellera. Jak będzie? Czas pokaże, ale obawiam się, że w tym roku VR też nie zdobędzie mojego serca.
Przeczytaj więcej o Dawn of War III:
Czekam też na: Ghost Recon: Wildlands, Horizon: Zero Dawn, Battlefront 2 i kolejną część Total War: Warhammer
Może zaskoczyć: Mobilny AAA
Taki zrobiony na modłę tego, co mamy na pecetach i konsolach, oraz kosztujący pełną cenę, czyli 50 euro. Mało prawdopodobne? Cóż, jeszcze rok temu nikt nie myślał, że gry na tablety i smartfony prześcigną „poważne” platformy do grania, a jednak tak się stało. Dlaczego zatem nie robić na nie dużych gier i ograniczać się do popierdółek?
Przeczytaj więcej o grach mobilnych:
Zaskoczyć może też: Mount & Blade II: Bannerlord, Titanfall 3 (który sprzeda się lepiej od Call of Duty) i Red Dead Redemption 2 na pecety
Pewnie przełożą: Squadron 42 do Star Citizena
Niby Chris Roberts zapowiadał, że kampania fabularna do jego space sima pojawi się w 2017 roku, ale dokładnie to samo mówił dwa lata temu odnośnie premiery w 2016. Nie doczekamy się też kolejnej aktualizacji modułu sieciowego, bo przecież łatka 2.6 pojawiła się w grudniu. Widzicie, to nie jest tak, że ja źle życzę Robertsowi, bo sam czekam na Star Citizena od momentu ukazania się pierwszych informacji o nim. Niestety, ta gra cierpi na problem zarządzania zarówno czasem, jak i środkami, a poza tym widać, że jej skala przerosła twórców.
Przeczytaj więcej o Star Citizen:
Mogą się spóźnić: pełna wersja ARK: Survival Evolved, kolejne Elder Scrollsy
Boję się, że zawiedzie: Iron Harvest
Świetny, stworzony przez Jakuba Różalskiego świat, dieselpunk, mechy i alternatywna wersja historii to nie wszystko. Szczególnie w skoncentrowanym na mikrozarządzaniu (niczym Company of Heroes i Dawn of War) i bohaterach RTS-ie. Byłbym spokojniejszy, gdyby robiło to większe studio z doświadczeniem. Tymczasem King Art Games ostatnio „zabłysnęło” The Dwarves, grą niby dobrą, ale tak pełną błędów, że polecić jej nie można. Boję się, że dokładnie tak samo będzie w przypadku Iron Harvest.
Przeczytaj więcej o Iron Harvest:
Boję się też o: Vampyr, Warhammer 40000: Inquisitor – Martyr, For Honor
To się nie uda: Nintendo Switch, Project Scorpio i VR od Microsoftu
Pierwszy dlatego, że to cholerne Nintendo, które nie rozumie, że czasem trzeba schować dumę i popłynąć z głównym nurtem. Tymczasem znowu dostajemy jakiś dziwny wynalazek, ni to konsolę stacjonarną, ni to przenośną. W założeniach wygląda to fajnie, ale wątpię, żeby było wygodne. No i nie oszukujmy się – rozumiem, że Mario i Zelda, ale te dwa tytuły nintendowego „next-gena” nie zrobią. Scorpio natomiast będzie konsolą za drogą. Skoro PS4 Pro kosztowało na start niecałe dwa tysiące złotych, to mocniejszy przecież i bardziej zaawansowany sprzęt od Microsoftu może osiągnąć pułap 3 tysięcy, a to dużo jak na konsolę i nawet VR nie pociągnie sprzedaży. No właśnie, ten też raczej niespecjalnie sobie poradzi. Przede wszystkim dlatego, że choć gogle Microsoftu i partnerów mają być tańsze od konkurencji, będą do działania wymagały Windows Store’a, za którym gracze niespecjalnie przepadają.
Przeczytaj więcej o Switchu i Scorpio:
Zupełnie nie wierzę też w: nowe Call of Duty, Mass Effect: Andromeda, Warhammer 40000: Eternal Crusade, które umrze z braku graczy
Pobożne życzenia: brak Call of Duty w 2017 roku
Na własne nieszczęście Activision dodało do Infinite Warfare remaster pierwszego Modern Warfare. Dlaczego nieszczęście? Bo odświeżony klasyk pokazał, jak płytką, bezsensowną i kretyńską częścią jest ta najnowsza i w jak złym kierunku zmierza ta seria. Nie chodzi tu o ostateczne opuszczenie ziemskiej atmosfery i przeniesienie akcji w kosmos. To jeszcze mogłoby wyjść. Gorzej, że fabuła już nie tyle leży na dnie, co zasysa muł, a tryb multiplayer, który akurat idealnie można było w tej części odświeżyć (pojazdy), jest dokładnie taki sam, jak w poprzedniczkach. Dlatego moim pobożnym życzeniem jest, żeby Activision zrobiło to samo, co Ubisoft z Assassin’s Creed i odpuściło nowego CoD-a w tym roku. Niech ktoś tam porządnie się zastanowi i w 2018 da nam soczystą, pełną nowości grę.
Chciałbym też: zniesienia opłat za multi na konsolach (serio, to jest głupie), mniej bullshotów i tego, by gracze w końcu dojrzeli i zaczęli wykorzystywać najpotężniejszą broń w walce z robiącymi co im się podoba wydawcami – swoje portfele.
Bartosz Stodolny
W 2017 roku to krótki noworoczny cykl, w którym redaktorzy Polygamii subiektywnie opisują nadchodzące premiery. Każdego dnia jeden z nas dzieli się przemyśleniami o sześciu wybranych grach.