The Dwarves - recenzja. Krasnoludzka orka na orkach

The Dwarves - recenzja. Krasnoludzka orka na orkach

The Dwarves - recenzja. Krasnoludzka orka na orkach
Maciej Kowalik
30.11.2016 13:06

Autorzy nadchodzącego Iron Harvest z uniwersum 1920+ Jakuba Różalskiego mają ciekawe pomysły. Ale nie zawsze umieją przekuć je w rozgrywkę

The Dwarves, stawiający na akcję erpeg powstały na podstawie serii książek Markusa Heitza, ma dwa oblicza. Mógłbym długo tę grę chwalić. Bo jest świeża, ma nietuzinkowe rozwiązania i trudno się oderwać od tej opowieści. Ale jest też drugie oblicze. Postaram się to wszystko odpowiednio wyważyć.

Platformy: PC, PS4, Xbox One

Producent: King Art Games

Wydawca: THQ Nordic

Dystrybutor: cdp.pl

Data premiery: 01.12.2016

Wymagania: Q9650 / AMD Phenom II X4 940; 6GB RAM; GTX660 / Radeon 7870

Graliśmy na PS4 i Xboksie One. Grę do recenzji dostarczył wydawca. Obrazki pochodzą od redakcji.

Początkowo liczba mnoga w tytule gry wydaje się myląca. Wcielamy się bowiem w osieroconego dawno temu i wychowanego przez ludzi krasnoluda Tungdila. Geny ciągną go do kuźni, jest znakomitym kowalem, ale mieszka w królestwie ludzi, w którym nie ma innych przedstawicieli jego rasy. Wolny czas spędza w bibliotece, w kontaktach z płcią piękniejszą jest nieśmiały. No, niezbyt krasnoludzki krasnolud nam się trafił. Wojownik z niego taki, że przy pierwszej bitce byle ork wytrąca mu z ręki topór.I jak to w fantasy bywa, właśnie ten "kreci syn" - jak zwracają się do niego "długonodzy" - już za kilkanaście godzin rozgrywki będzie (niekoniecznie z własnego wyboru) kandydował na krasnoludzkiego króla, jednoczył zwaśnione krasnoludzkie rody, walczył z magią zmieniającą martwych w pełne nienawiści zombie i generalnie ratował cały Girldlegard przed bardzo przykrym losem. Wraz ze sformowaną w trakcie wędrówek drużyną, w której nie zabraknie ciekawych postaci, rzecz jasna. Cała historia ma kilka miłych dla odbiorcy zakrętów.Nie znam książek Heitza, ale po grze nabrałem na nie ochoty. Opowieść to zdecydowanie największa zaleta The Dwarves, choć trochę czasu zajmuje jej wejście na wyższe obroty. Jest w tej grze coś z paragrafówki. Sami wybieramy drogę po mapie krainy, a w wielu jej punktach czekają przygody, którym będzie trzeba stawić czoła. Gdy na jakieś się natkniemy, zwykle mamy przynajmniej dwie opcje podejścia do sprawy. I nie zawsze chodzi tylko o zdecydowanie czy walczymy, czy uciekamy. Dni spędzone w bibliotekach sprawiają, że Tungdil ma łeb nie od parady i często zdarza mu się rozsądzanie lokalnych sporów. Niejednego potrafi też - z pomocą gracza - przegadać, chociażby po to, by wbrew zakazowi otwarto przed nim bramy osady, w której będzie mógł spędzić noc.Ale nie zawsze się uda. Czasem nie zbadamy dobrze sprawy i pożądana opcja dialogowa się nie pojawi. Czasem damy się zwieść i wydany sąd okaże się zły. Nie każda decyzja ma tu pozytywny finał. I bardzo mi się to podoba. Choć oczywiście jest tu trochę zmyłek. Przechodziłem grę dwa razy (o tym później). Za drugim obierałem inną drogę i spotykały mnie inne przygody. Ale gdy trafiałem w to samo miejsce i wybierałem inne opcje, czasem okazywało się, że finał jest i tak ten sam. Nie mam żalu. The Dwarves nie jest grą, którą trzeba przejść kilka razy, ale każdy wybór i tak daje poczucie, że sami wytyczamy szlak. Nawet jeśli tak nie jest. No i są momenty, w których faktycznie trzeba podjąć ważką decyzję. W jednym z nich straciłem towarzyszkę podróży.Równiez kompania Tungdila przypadła mi do gustu. Początkowo to same bitne krasnoludy, które wyznają zasadę, że im więcej wrogów tym lepiej, a w tawernach urządzają sobie konkursy picia piwa. Ale nie zabraknie też ciekawych jednostek. Takich, z którymi nie do końca wiadomo na czym się stoi. Im dalej w metaforyczny las, tym ciekawiej. Jest nawet system relacji, który sprawia, że czasem ktoś nas popiera w jakiejś decyzji a ktoś nie. A im bardziej się lubimy, tym większa szansa na bonusy w bitce. Ale one tak naprawdę nie wnoszą już nic.Nad przygodą zawsze czuwa narrator, który ciekawie opisuje wszystkie sytuacje. I tu kolejne plusy. Pierwszy dla fantastycznie odegranych ról. Dialogów bohaterów słucha się z przyjemnością, a aktorzy dorzucają sporą cegłę do nadania im charakterów. Większość gry spędzamy, podróżując po mapie krainy, postacie widujemy więc w trakcie walki albo nielicznych - a świetnie "nakręconych" - scenek przerywnikowych. Gdyby nie wysiłek ekipy odpowiedzialnej za udźwiękowienie, kompania byłaby tylko zbitkiem nazwisk. Drugi plus wędruje do ekipy odpowiedzialnej za lokalizację gry. Dubbingu nie ma, ale wszelkie teksty, których jest tu zatrzęsienie, przełożono wzorowo. Z wyczuciem. To bardzo pomaga w wejściu w świat gry. I trzyma gracza blisko przygody. Nie jest to może fantasy najwyższych lotów, ale z każdą godziną robi się mniej banalne.Dwa główne elementy The Dwarves to mapa krainy, na której wytyczamy kolejne szlaki oraz lokacje, w których toczymy bitwy. I tak, jak w warstwie fabularnej gra studia King Art nie zawodzi, tak gdy przychodzi do wywijania toporem jest już gorzej.

Do bitwy zawsze prowadzimy cztery postacie. Mając do dyspozycji ponad 10 bohaterów, chciałoby się więcej. Zwłaszcza, że zawsze przewaga liczebna jest po stronie wrogów. 4 vs 50 to tutaj norma. Wielka szkoda, że umiejętności krasnoludów w dużej mierze się dublują. A to oni mają najwięcej życia i zwyczajnie dobrze jest mieć ich jak najwięcej na polu bitwy. Inne postacie wymagają już nieco więcej kombinowania. Aktor Rodario potrafi przebrać się za orka i zinfiltrować cały teren, ale gdy już dowiemy się gdzie są najsilniejsze potwory nie możemy wymienić go na lepszego wojownika przed atakiem. Postacie mające niby razić wrogów z odległości są żałośnie nieprzydatne, bo friendly fire w The Dwarves zawsze działa, więc strzelając zza pleców kolegów, razimy również ich. Jedynie magiczka Andokai radzi sobie w walce na tyle dobrze, że warto wymienić na nią jednego krasnoluda. Głównie z uwagi na zdobywaną przez nią na wyższym poziomie umiejętność leczenia.Bo widzicie, The Dwarves znacząco kuleje w departamencie przedmiotów, które możemy zabrać na bitwę. Po pierwsze jest ich bardzo mało i gra po prostu nie ma startu do żadnego erpega. Po drugie - nawet jeśli kupisz czy zdobędziesz uzdrawiający napój, to do walki każda postać może zabrać tylko jeden. Przy okazji - zapomnijcie też o przebieraniu bohaterów w lepsze zbroje czy wkładaniu im w łapska mocniejszych broni. Nic z tego.A sama walka? Teoretycznie toczy się w czasie rzeczywistym, choć dysponujemy aktywną pauzą na wydanie rozkazów. W praktyce wygląda to tak, że akcję pauzuje się co kilka sekund, bo inaczej kompania idzie do piachu. SI nie robi nic. Stojąc dwa metry od orków, elfrów (takie mroczne elfy) czy innych nieumarłych tłuczących kolegę, nawet nie reaguje. Ilość mikrozarządzania, jaka jest tu wymagana, mocno rozczarowuje. Każdemu z osobna trzeba odpalać specjalne umiejętności i mierzyć przy okazji tak, żeby potężny obszarowy cios nie zabił czasem kumpla.

Pamiętacie jak pisałem o friendly fire? No właśnie. Teoretycznie najpotężniejsze ataki stają się przez to średnio przydatne. Równie teoretyczne jest wykorzystywanie otoczenia do eliminowania wrogów. Ogniska czy przepaście są zabójcze, ale chaos bitwy sprawia, że silnik głupieje. Próbując zrzucić w niebyt wroga, samemu często się w nim ląduje. I znów - wiele umiejętności bohaterów teoretycznie nadaje się do "kontroli tłumów". Fakt, że gra sobie z tym nie radzi osłabia ten atut.

Bitwy cechuje trudny do opisania aczkolwiek bardzo niepożądany chaos. W założeniu miały być taktyczne, ale w rzeczywistości człowiek ma wrażenie, że nie ma nad niczym kontroli. Mimo zamiany RTS-a w turówkę ciągłym pauzowaniem. Większość umiejętności nie przydaje się na wiele. Nie wiadomo kto kogo bije. Nie bardzo jest się jak leczyć. Nie ukrywam - miałem tu kilka świetnych momentów, gdy raz na 10 razy jakiś bardziej złożony plan wypalał i serce rosło, a człowiek chciał, by nakręcili o tym krasnoludzką Kompanię Braci. Ale dużo więcej było frustracji oraz nudy, bo bitwy potrafią trwać i 20 minut orki na ugorze. W sumie pasuje, bo najczęściej walczymy z orkami.

A najgorsze jest i tak co innego.Pisałem, że grałem w The Dwarves dwa razy. Zacząłem na Xboksie One i po kilku godzinach wysmażyłem do THQ maila, że to wygląda jak jakaś beta i czy będzie przed premierą patch. Wczoraj okazało się, że patch będzie, ale za tę obietnicę nie ręczę. Dzisiaj przestrzegam - gra na Xboksie One działa fatalnie. W trakcie bitew potrafi zatrzymać się na kilka sekund, a w trakcie większych starć (a gra składa się głównie z takich) liczba klatek animacji jest absolutnie niedopuszczalna. Opanowanie tego chaosu, gdy na ekranie ogląda się pokaz slajdów podnosi poziom trudności o jakieś 15 oczek w górę. Kategorycznie odradzam tę wersję. Wam za granie nie płacą.Na PS4 jest duuuużo lepiej. Animacja najczęściej nie spada poniżej rozsądnego poziomu, ale tak jak na Xboksie zdarzają się wywałki do systemu i utraty stanów gry. A poza płynnością, w obu testowanych wersjach wręcz roiło się od rozmaitych bugów. Wygraną bitwę przegrałem, gdy SI postanowiło się obudzić i jeden z bohaterów zeskoczył z metrowej wysokości podwyższenia, wtapiając się w podłoże. Wygraną bitwę przegrałem, gdy jeden sparzył się ogniem, a potem zbiegł ze skarpy w przepaść. Wygraną bitwę przegrałem, gdy w trakcie scenki przerywnikowej (po bitwie!) kumpel Tungdila zginął.Nie wiem nawet jak. Nazwy miejscowości na mapie nie zgadzają się z nazwami z dialogów. Jedne przetłumaczono, inne są po angielsku lub niemiecku. A jakże się zdziwiłem, gdy w trakcie dialogu krasnoludy nagle przeszły na język naszych zachodnich sąsiadów... Kupiłem też za dużą kasę fajny przedmiot, który potem nie pojawił się w ekwipunku. Uff... A mógłbym to ciągnąć dłużej. Dużo dłużej niż trwają w tej grze zdecydowanie zbyt długie loadingi. Zatrzymują się najczęściej na 60%, a potem weź się człowieku domyślaj, kiedy gra odpali.Widzicie chyba, że chciałbym polecić Wam The Dwarves, ale nie mogę. Nie teraz, nie za pełną cenę za niedokończony produkt. Świetna opowieść i ciekawi bohaterowie to bardzo fajny plus, który jednak przegrywa z faktem, że gra się w to średnio, a czasem nawet źle. Niech to naprawią, niech będzie promocja. Wtedy będzie można zagrać. Póki co polecam zapolować na książki Heitza. Sam mam taki plan.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)