Sherlock Holmes: Chapter One. Najlepszy detektyw świata wraca [Recenzja]
Kolejna przygoda Sherlocka to gra ze średniej półki, ale do najwyższej klasy brakuje już niewiele. Przeniesienie przygód na fikcyjną, słoneczną wyspę niczego nie odbiera mrocznej i wciągającej intrydze detektywistycznej. A sam Sherlock bawi, jak nigdy wcześniej.
Frogwares to studio gier z Ukrainy, które tworzy kolejne przygody słynnego detektywa od 2002 r. Twórcy wracają do Sherlocka Holmesa, wykorzystując zdobyte doświadczenie przy okazji produkcji Sinking City (2019 r.), gdzie stworzyli swój pierwszy otwarty świat. Wyszło bardzo dobrze.
A może nad morze?
Twórcy Sherlock Holmes: Chapter One postanowili na chwilę odpuścić wiktoriański Londyn i przenieśli akcję gry na fikcyjną wyspę Cordona na Morzu Śródziemnym. Dwudziestojednoletni Sherlock przybywa do tego miejsca wraz ze swoim przyjacielem z dzieciństwa — Jonem. Zaznaczę od razu, że nie chodzi o doktora Johna Watsona.
Słynny śledczy jest dopiero na początku swojej drogi detektywa i to przygody na rajskiej wyspie w dużej mierze ukształtują jego sposób bycia, znany z powieści. Bardzo sprytne zagranie, bo dzięki temu twórcy uwalniają się z pewnej kliszy ponurych śledztw rozgrywających się wokół Tamizy. Ponadto będzie okazja poznać miejsce, w którym wychował się Sherlock. Z jednej strony nie powinni obruszyć się fanatyczni fani Sherlocka, a z drugiej miło zaskoczą się ci, nieco zmęczeni Londynem.
To co stare, jest w porządku
Mechanika w Sherlock Holmes: Chapter One w zasadzie nie różni się niczym od tego co wdzieliśmy w poprzednich grach Frogwares - Sherlock Holmes: The Devil's Daughter i The Sinking City. Rozwiązujemy zagadki, korzystając z pałacu pamięci Sherlocka, zbieramy poszlaki i dowody, które z czasem tworzą wnioski. Tam, wybierając odpowiednie z nich, docieramy do finalnego oskarżenia. Można to traktować dwojako. Niektórzy mogą taką powtórkę traktować jako atut, ale może znaleźć się również grupa graczy zmęczona kolejną grą o podobnej mechanice.
Samo zbieranie poszlak i wysnuwanie wniosków to niemal kropka w kropkę przeniesione rozwiązania z poprzednich gier. Jako Sherlock przesłuchujemy ludzi, podsłuchujemy rozmowy, wyciągamy wnioski, oglądając miejsca zbrodni, odnajdujemy potrzebne informacje w archiwach. Korzystamy również z przebrań czy analizy chemicznej. Te dwie ostatnie mechaniki są nieco bardziej rozwinięte niż w dwóch poprzednich grach, ale wydaje mi się, że rzadziej się przydają. A szkoda.
Sherlock od czasu do czasu korzysta ze swoich strzeleckich i bokserskich umiejętności, ale nie są to specjalnie udane elementy gry. Prosty celowniczek rewolweru z paroma animacjami QTE, to trochę mało. Na szczęście, w zadaniach głównych i większości misji pobocznych można je przewinąć. Innymi słowy, jeżeli ktoś grał inną grę od Frogwares to zasady i mechaniki będzie miał w małym palcu, a pozostali szybko się ich nauczą.
Sherlock na tropie
Powodem, dla którego Sherlock przybywa na Cordonę, to chęć odwiedzenia grobu matki. Wokół jej śmierci narosły przeróżne mity, które młody, ale już pełnoletni Sherlock na miejscu postanawia rozwiązać. Potrzeba zmierzenia się ze swoją własną przeszłością jest główną osią przygody, ale by dotrzeć do rozwiązania, detektyw będzie musiał rozwiązać kilka pomniejszych spraw.
O wielu dodatkowych zadaniach dowiemy się przechadzając uliczkami Cordony. Zdecydowana większość z nich jest ciekawa, rozwiązania bywają nieprzewidywalne, a losy napotkanych osób angażują. Wszystkie ważne elementy śledztw są katalogowane i zapisywane w teczce, a ponadto pomagają notatki sporządzane przez Jona.
Ogromnym atutem gry jest sama wyspa – Cordona. Twórcy gry rozwinęli swój pomysł z Sinking City i każda z ulic ma swoją własną nazwę. To nie tylko zachcianka twórców. Wiele z zagadek opiera się na motywie poszukiwania danego miejsca na mapie właśnie po nazwach ulic.
Macie dość map z napaćkanymi dziesiątkami znaczników? Tu problemu nie będzie. Znaki zapytania sugerujące ważne miejsce trzeba odnaleźć samodzielnie, usłyszeć wskazówkę bądź wydedukować w toku śledztwa. W przeciwieństwie do Sinking City, gdzie trzeba było co chwila skorzystać z motorówki, tutaj nie wybija to z rytmu, a jest ciekawym urozmaiceniem. Oczywiście w przemieszczaniu się pomagają również punkty szybkiej podróży, a wczytywanie trwa parę sekund.
Sama mapa i liczba zadań nie może się równać np. ze światami przygotowanymi przez np. Ubisoft. Ale dzięki temu, że mapa jest mniejsza, a zadań mniej, gracz nie jest w tym wszystkim pogubiony, a tempo rozgrywki umożliwia spokojne poznawanie ciekawie zaprojektowanego miasta. Trzeba wiedzieć, że Cordona znajduje się na Morzu Śródziemnym w okresie dominacji Brytyjczyków, a samo miasto jest tyglem kultur osmańskiej, bliskowschodniej i oczywiście kolonialnej. Co ważne, przemierzając ulice Cordony doskonale to czuć i słychać. To jedno z najciekawszych miast, jakie ostatnio widziałem w grach. Szczegóły przeczytacie w oddzielnej notce.
Na wysokie słowa uznania zasługuje polonizacja gry. Choć zdarzają się błędy i drobne literówki, to ich poziom, pomysłowość oraz nawiązania do książek zasługują na najwyższe słowa uznania. Bawią niektóre nazwy zadań, jak np. "Posępny Czerep", oczywiste nawiązanie do He-Mana. Czy zabawne gry słów między bohaterami. Szczególne uznanie się należy autorom pogawędek Sherlocka z Jonem. To właśnie on mówi do detektywa bez przerwy Szerluś, co jest zabawnym przykładem ich wieloletniej przyjaźni.
Nie zabrakło potknięć
Oczywiście gra ma swoje mankamenty. Animacja postaci nie dorównuje grom z najwyższej półki. Widać to doskonale np. podczas wchodzenia głównej postaci po schodach, czy w czasie zbliżeń podczas dialogów. Animacje czy poziom grafiki są po prostu już przestarzałe. Sytuację ratują na szczęście pomysłowe dialogi odegrane głosowo przez artystów.
Słabo wypadają również walki, o których wspominałem wcześniej. Pewien zgrzyt może czekać również detektywistycznych purystów. W większości śledztw podejrzanych jest paru, a ostatecznie można oskarżyć każdego z nich. Problem polega na tym, że gra w większości przypadków nie informuje, czy dokonało się właściwego wyboru. Fabuła zostaje popchnięta do przodu, a sam Sherlock nie dostaje za błędnę rozwiązanie ujemnych punktów.
Dobry wybór
Obserwowanie kolejnych gier Frogwares to prawdziwa przyjemność. Widać stabilną ewolucję, jaką przebyli od premiery Sherlock Holmes: Crimes & Punishments w 2014 rok. Ale być może czas już na rewolucję i np. bardziej nowoczesną grafikę, ciekawsze mechaniki czy walkę na poziomie? Książkowy Sherlock przecież był uzdolnionym pięściarzem, warto by to wykorzystać.
Na szacunek zasługuje natomiast podejście do samego bohatera, które objawia się w bardzo dokładnym zrozumieniu oryginału tej postaci przez twórców. Duch detektywa czuć praktycznie w każdym miejscu. Widać ją w nazwach ulic Cordony, nawiązujących do znanych postaci z uniwersum Arthura Conan Doyle’a, w dialogach czy czytanych źródłach. Twórcy świetnie oddają to, czym jest przygoda o Sherlocku nawet, przenosząc ją z dala od Londynu.
Ostatecznie Sherlock Holmes: Chapter One zasługuje na solidną czwórkę, ale w swojej kategorii gier ze średniej półki można przyjąć, że to mocna piątka. Natomiast ci, którzy oczekiwali nowości, a system rozgrywki z dwóch poprzednich części już im się znudził, mogą od oceny odjąć oczko. Czekam aż pojawi się Chapter Two, która na poważnie wprowadzi Sherlocka do katalogu gier AAA.
Ocena: 4/5