Owszem, Anthem „nie spełnił oczekiwań” EA
Ale to nie oznacza, że gra zaraz umrze.
Pod tym względem w pełni ufam Jasonowi Scheierowi - jeśli chcesz mieć jakąś grę-usługę, musisz mieć jedną. W moim przypadku, o dziwo, nie było to nawet The Division 2, tylko… Dirt Rally 2.0. Wystarczy mi jedna ewoluująca gra, przy której może nie „muszę”, ale powinienem spędzić godzinę dziennie. Dlatego do Anthema nawet się już nie zbliżam. Dominik wyjechał gdzieś swoim Lamborghini od EA, więc nie wytłumaczy Wam, dlaczego wcale-nie-5-na-10-jak-sugerowałby-metacritic. Wiemy, że geneza tej produkcji zasługuje na dłuższy rozdział w kontynuacji „Krwi, potu i pikseli”. Wiemy, że premiera była, mówiąc delikatnie, burzliwa. A teraz kolejny ciekawy rozdział. Chociaż to zależy, jak potniemy poniższy cytat Blake’a Jorgensensa:
Lubię takie wypowiedzi. Bo wystarczy pierwsze zdanie pozbawić dalszego kontekstu, by mieć haka na połowę internetu. No jasne, Anthem sprzedał się gorzej, niż zakładało szefostwo krwiożerczej korporacji. Ale to wystąpienie bynajmniej służyć miało wyłącznie wyrażeniu rozczarowania. To przecież raczej uspokojenie. „Tak, wiemy, nie wyszło najlepiej, ale zrobimy, co w naszej mocy, by uległo zmianie z czasem”. Wszak tak jest z większością produkcji looter shooterowych. Borderlandsy i drugie The Division to reprezentujące mniejszość wyjątki.
Poza tym głowy EA zdradziły, że Anthem sprzedaje się głównie w dystrybucji cyfrowej - pudełkowo wypchnął połowę tego, co również „rozczarowujący Mass Effect Andromeda”. Chociaż tak ogólnie wyciągnął lepszy wynik. Andrew Wilson sugeruje również, że szkodzą im wielkie premiery. Mamy nie być zdziwieni, jeśli w przyszłości częściej podążać będą tropem gier mobilnych (albo, ekhe, Apexa) i publikować coś znienacka.