GOG nie wyda gry, która wkurzyła Chiny. Ale to nie przypadek, a problem branży
Mało znany horror "Devotion" znów wraca na tapet. W 2019 roku produkcja została ściągnięta ze Steama po odnalezieniu ukrytego żartu z Xi Jinping - przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej. Produkcja miała wrócić na GOG. Nie zdążyła.
17.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 21:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sprawa "Devotion" była szeroko komentowana na początku 2019 r. - także na Polygamii. Ten psychologiczny horror został stworzony przez mało znane studio Red Candle Games z Tajwanu. Adam Piechota był oczarowany i zastanawiał się, czy produkcja okaże się najlepszą tego typu grą w roku.
I kiedy wydawało się, że faktycznie mamy indie-hit, sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. W grze odnaleziono specyficznego easter egga - teoistyczny talizman, na którym było napisane "Xi Jinping Winnie The Pooh". To oczywiście nawiązanie do mema o chińskim sekretarzu generalnym - ostatnio pojawiał się często jesienią 2019 roku po aferze z wykluczeniem przez Blizzard z ligi "Hearthstone" esportowca z Hong-Kongu.
Tak komentował sprawę na łamach Poly Bartłomiej Nagórski. Sprawy szybko nabrały tempa, Steam został zbombardowany negatywnymi ocenami przez użytkowników z Chin. Red Candle przeprosiło, tłumacząc, że w grze w tym miejscu miał się pojawić inni napis i w aktualizacji zamienili go na "Szczęśliwego Nowego Roku".
Mleko się jednak rozlało, odniesień do Chin było więcej, a gra została przez mieszkańców tego kraju odebrana jako obraźliwa. "Devotion" wyleciało ze Steama i na nic się zdał głos poparcia od wicepremiera Tajwanu. W tej chwili ostała się jedynie ścieżka dźwiękowa - i w jej recenzjach również widać efekty "review bombingu".
Zapowiedź GOG i komentarze
Po niemal dwóch latach banicji gra miała wrócić na salony, co ogłosił GOG 16 grudnia na Twitterze. Nie minęło parę godzin, a pojawił się wymowny tweet o treści: "Wcześniej tego dnia zapowiedzieliśmy, że gra 'Devotion' pojawi się na GOG-u. Po otrzymaniu wielu wiadomości od graczy zdecydowaliśmy, że nie dodamy tego tytułu do naszego sklepu".
Efekt? Chyba spodziewany przez wszystkich. Wylew krytycznych komentarzy, wskazujących na irracjonalność sytuacji, w której po prostu "maile od graczy" doprowadzają do usunięcia gry - zwłaszcza tej konkretnej, od niemal premiery będącej pod obstrzałem Chin.
Pod tweetem zalew wkurzonych wpisów, w tym masowo podawane te wymieniające czarny karty na współczesnej historii Chin. A do tego multum komentarzy, które za każdym razem łączą sprawę z Chinami i cenzurą. Nie bez powodu.
Jak dobrze wiemy, nie jest to - niestety - odosobniony przypadek cenzury na rynku gier, która jest związana właśnie z Chinami:
- Mesut Ozil skasowany z chińskiej wersji PES 2020, za krytyczną wypowiedź wobec Chin;
- "Blitzchung" wyrzucony z zawodów w "Hearhstone" za głos poparcia Hong-Kongu podczas streama;
- Tymczasowy ban "PUBG" za m.in. nawiązywanie samą mechaniką do walk gladiatorów (jako "niezgodne z kluczowymi, socjalistycznymi wartościami"). Ostatecznie dla Chin wypuszczono osobną wersję gry;
- Zmiany w globalnej wersji "Rainbow Six Siege" pod chińskie wymagania.
Przypadki można mnożyć. Czasami to po prostu odmowa sprzedaży na tym rynku, a czasami określone wymagania wobec twórców i wydawcy. Czemu tak się dzieje? I czemu niektórzy się decydują na zmiany? Nikt nie ma wątpliwości, że chodzi pieniądze.
Jednocześnie nie każda zmiana musi być dla gry drastyczna. O takiej sytuacji opowiedział Polygamii Piotrek Gnypa z Walkabout Games, którego "Liberated" też wpadło pod ostrze chińskiej cenzury.
Kiedy cenzura, kiedy zwykła zmiana?
- Rynek chiński jest jednym z największych na świecie i generuje potencjalnie duże dochody dla firm tworzących gry. Jest to też kraj z dość restrykcyjnym zasadami, a liczą się z nim nawet najwięksi gracze, tacy jak np. Disney - mówi Polygamii Gnyp.
Ograniczenia dotyczą też gier, a wprowadzenie ich to "tak czy nie" dla danego tytułu w Chinach. W przypadku "Liberated" na rynek chiński zmieniona została część fabuły i jedno konkretne określenie.
- To kwestia personalna każdego twórcy, czy chce zmienić grę, aby sprostała wymaganiom stawianym przez Chińską Republikę Ludową, czy też nie. W naszym przypadku zmieniliśmy odrobinę fabułę i część odniesień tak, aby nie wskazywały na "rząd", a na "organizację".
Czemu tak? Bo wg Gnypa taka decyzja nie popsuła antysystemowego wydźwięku gry.
- Pytanie brzmi, jaką historię opowiadasz i jak bardzo oparta jest ona o konkretne wydarzenia. My zgodziliśmy się na zmianę, bo w naszej grze stroną w konflikcie nie był żaden konkretny rząd. Historia "Liberated" nie jest antychińska, jest uniwersalna. To trochę jak z Night City - bliżej nieokreślone miasto na świecie. W takim przypadku zmiana nie psuje, naszym zdaniem, przekazu gry - dodaje.
Podkreśla jednak, że zupełnie inną sytuacją jest, gdy gra jest bardziej zaangażowana i stawia na historycznego fakty. "W takim wypadku nie zdecydowalibyśmy się na cenzurę".
Podobne rozterki stoją przed każdym wydawcą, który szuka nowych odbiorców i po prostu chce zarobić. I będą z pewnością stały coraz częściej. - Widzimy przez te przypadki, jak bardzo centrum świata przesuwa się do Azji - kończy myśl Gnyp.