Football Manager 2021, czyli zwycięstwo romantyzmu nad rozumem [Felieton]
Odkąd mamy pandemię trudno gra mi się w gry piłkarskie. Pisałem już o tym przy okazji pierwszej fali, kiedy rozgrywki niemal na całym świecie zostały wstrzymane. Po wakacjach trochę mi przeszło, wraz z premierą nowej FIFY i "nowego" PES-a, ale od jakiegoś czasu znowu ich nie odpalam. Jest jeden wyjątek.
Nie ciągnie mnie też do piłki w telewizji. Brakuje mi w niej kibiców. Realizatorzy robią co mogą, unikając widoku pustych trybun, w tle - na szczęście coraz rzadziej - lecą nagrane przyśpiewki, ale wszyscy wiemy, że to gra pozorów. Pudrowanie.
Już wcześniej miałem wątpliwości co do tego, jak współczesny futbol wygląda, a pandemia jak na dłoni pokazała, że nieważne co się dzieje: show ma trwać.
Dlatego kiedy wyszedł "nowy" PES i nowa FIFA, nie rozumiałem, że twórcy w żaden sposób nie odnoszą się do pandemii. Trybuny pełne kibiców, nikt nie nosi maseczek, maksymalnie można zrobić trzy zmiany, mimo że w wielu ligach dopuszcza się wpuszczenia nawet pięciu świeży graczy.
Z jednej strony: nic dziwnego. Współczesna piłka już dawno odjechała EA Sports i Konami. Najważniejsza zmiana, która zadziała się w futbolu, czyli VAR, w PES-ie i FIFIE pozostaje nieobecna.
Halo, pandemia istnieje!
Z drugiej jednak strony trudno pominąć coś takiego jak pandemia. Nawet w odświeżonym Tonym Hawku skaterom można założyć maskę. Liczyłem, że w piłkarskich grach pojawi się opcja zagrania spotkań przy pustych trybunach. Żeby choć trochę wyobrazić sobie, jak to jest. A przy okazji, żeby wirtualna piłka znowu naśladowała prawdziwą.
Tymczasem twórcom łatwiej zadbać o reklamy, które pojawiają się na prawdziwych bandach, a nie biorą pod uwagę kwestii wpływających na całą dyscyplinę.
Do gier sportowych wróciłem za sprawą "Football Managera 2021". Z jakiegoś powodu właśnie ta seria od dawna potrafi we mnie wskrzesić to, czego nie potrafią nie tylko inne gry sportowe, ale nawet sama piłka nożna.
Być może to kwestia tego, że "FM" - mimo że jest najbardziej realistyczny pod względem spośród omawianych gier - nie stara się odwzorowywać rzeczywistości. Jasne, są prawdziwe kluby, ale jednak nie strzelam bramek Leo Messim, tylko jestem Adamem Bednarkiem, menadżerem. Od razu to sprawia, że wkraczamy w alternatywną rzeczywistość. Baza danych może być ogromna, mogą się nią inspirować prawdziwe kluby, ale "FM to FM".
Jest w tym coś symbolicznego, że największą nowością w pandemicznym "Football Managerze 2021" jest mimika ciała. W trakcie rozmowy z piłkarzem możemy kliknąć, że chcemy uścisnąć mu dłoń albo po przyjacielsku objąć. Wzywając go na pogawędkę ustalamy, czy jest to sympatyczne machnięcie, czy raczej przywołanie palcem.
W czasie, kiedy króluje dystans społeczny, "Football Manager" pokazuje nam kolejne "cielesne" odbicie futbolu. Ale nie chodzi tym razem o kontuzję i tym podobne kwestie: twórcy zwracają uwagę, jak ważne są relacje międzyludzkie.
Szatnia jak prawdziwa
To przecież dlatego dokument o Tottenhamie, który oglądać można na Amazon Prime Video, jest tak ciekawy. Obserwujemy, jak zawodnicy ze sobą rozmawiają podczas treningów, jak traktuje ich Jose Mourinho. "Football Manager 2021" naprawdę zbliża się do wyobrażenia tego, jak wygląda prawdziwa piłkarska szatnia.
Suchy opis może nie robi tego wrażenia, ale kiedy po fatalnej pierwszej połowie mogłem w przerwie cisnąć butelką, poczułem, że gra wreszcie pozwala dobrze oddać moje emocje.
"Football Manager 2021" ten najważniejszy efekt pandemii, czyli puste trybuny, odwołane mecze czy zachorowania, pomija. Twórcy odnieśli się do tego, co dzieje się w prawdziwym świecie futbolu, ale niekoniecznie tak, jak można było tego się spodziewać. Mówił o tym w rozmowie z Polygamią Miles Jacobson, twórca gry.
I choć na początku trochę mnie to kłuło, po kilkunastu godzinach w "Football Managerze 2021" byłem wdzięczny twórcom, że przenieśli mnie do świata futbolu, który pokochałem. To znowu jest ten "FM", w którym nie mogę doczekać się okienka transferowego, w którym mecze wywołują we mnie emocje, w którym smucę się, że gwiazda mojego zespołu chce odejść.
Najważniejsze jest jednak to, że nie ma w nim pandemii. To inny, lepszy świat. Nawet nie wiedziałem, że tak bardzo chcę do niego trafić.
Realizm czy oszustwo?
Być może to kwestia tego, że "FM" trafia do mnie bardziej niż "FIFA" czy "PES", które przecież również starały się być alternatywą do rzeczywistości. Być może to kwestia tego, że inaczej postrzega się życie w pandemii we wrześniu, a inaczej na przełomie 2020 i 2021, kiedy w "FM-a" grałem najwięcej.
A być może to dlatego, że "Football Manager 2021" dalej jest tak romantyczny, jak tylko się da. Łatwiej uwierzyć mi autorom, którzy chcą wykopać rasizm z boisk i na trybunach wieszają tęczowe flagi, że chcą pokazać lepszy futbol, niż on w rzeczywistości jest.
Poczułem potrzebę napisania tego tekstu po meczu Marine A.F.C. - Tottenham w Pucharze Anglii. Oto drużyna półamatorska, dzielnicowa, której zawodnicy zarabiają na życie wykonując takie zawody jak nauczyciel czy hydraulik. Ich przeciwnikiem jest Tottenham, niedawny finalista Ligi Mistrzów, zespół najeżony gwiazdami, w którym pewnie junior wart jest więcej niż cała drużyna przeciwnika, razem ze stadionem i okolicznymi domkami.
Mimo że nie wszyscy zainteresowani mogli wejść na mecz, ze względu na pandemiczne obostrzenia, kibice gromadzili się za siatką. Oglądali mecz trzymając w dłoniach lampki szampana. Marine A.F.C. oczywiście wysoko przegrało, ale to nieważne: o półamatorskiej, lokalnej drużynie dowiedział się cały piłkarski świat. Wielu trzymało kciuki, że być może będzie jakaś sensacja. A jak nie - to chociaż strzelą gola, co i tak będzie przecież niespodzianką.
Już nie pamiętam, kiedy obejrzałem mecz od początku do końca. Marine przyciągnęło mnie przed ekran. A potem pomyślałem sobie, że w tym romantycznym podejściu coś musi być. I może dlatego ciągle nie mogę oderwać się od "Football Managera 2021".