FIFA 21. Jedna legenda wraca, druga - wścieka się na twórców
I to może być zapowiedź wielkich kłopotów dla autorów serii "FIFA" czy "PES". Oczywiście chodzi o pieniądze.
Zacznijmy jednak od wielkiego powrotu. Gry sportowe już jakiś czas temu odkryły, że mogą korzystać na nostalgii. Dlatego okładka z Kobem Bryantem kosztuje sporo, dlatego w grach piłkarskich możemy sterować Maradoną czy Cruyffem.
Wkrótce w "FIFA 21" zobaczymy Davida Beckhama. Wprawdzie niedawno był on w "PES-ie", więc nie jest to aż tak zapomniany piłkarz, ale grający w produkcję EA Sports mogli za nim zatęsknić.
Jak informuje EA Sports
Informacja o powrocie Beckhama zbiegła się z uwagą Zlatana Ibrahimovicia. Supersnajper AC Milan zirytował się, że twórcy piłkarskich gier bez zgody wykorzystują jego wizerunek.
"Przez te wszystkie lata ktoś zarabiał na moim nazwisku i twarzy bez żadnej zgody. Czas to zbadać” - napisał Ibrahimović na Twitterze, cytowany przez serwis transfery.info.
Trop doprowadził Zlatana do organizacji FIFPro, ale Szwed dodał, że nigdy się tam nie zapisywał.
Co ciekawe, kwestią FIFPro zainteresował się też Walijczyk Gareth Bale, który niedawno przeniósł się z Realu do Tottenhamu. Choć akurat on o relacjach między piłkarzami a EA Sports musi wiedzieć nieco więcej, skoro był twarzą brytyjskiego wydania "FIFY 14".
Dlaczego Zlatan oburza się na twórców "FIFY", a przede wszystkim na organizację zrzeszająca tysiące piłkarzy z przeszło 60 krajów? Wydaje się, że głównym powodem mogą być mikrotransakcje, z których twórcy czerpią dodatkowe zyski. A piłkarze są przecież twarzami kart.
I trzeba sporo wydać, jeśli chce się w trybie FUT zdobyć ulubioną gwiazdę, o czym pisał swego czasu Bolesław Breczko, redaktor prowadzący WP Tech:
Rzecz jasna nic nie dzieje się nielegalnie - choć akurat co do mikrotransakcji coraz więcej państw ma zastrzeżeń. Chodzi jednak o to, że wizerunkiem piłkarzy zarządza FIFPro. Zlatan nie musi o tym wiedzieć, ale na pewno wiedzą to jego menadżerowie i prawnicy.
Dotychczas piłkarze specjalnie się tym nie interesowali, było to dla nich normą, że występują w wirtualnych meczach. W końcu i tak jest lepiej niż przed wieloma laty, kiedy mieliśmy do czynienia niemal z dzikim zachodem.
Piotr Świerczewski był - jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli - twarzą "FIFY 94", ale nie wiązało się to z żadnymi profitami. Po prostu twórcy zdobyli zdjęcie, na którym "Świr" się pojawił. Współcześni piłkarze czerpią z tego tytułu niezłe zyski, tym bardziej że umacnia to ich reklamowy wizerunek, ale wówczas nikt nie myślał o tym w ten sposób.
Uwaga Zlatana - o ile strony się nie dogadają - może mieć olbrzymie konsekwencje dla rynku mikrotransakcji. Ale nawet jeśli Zlatan przymknie oko, to być może wkrótce odezwie się Messi, Haaland czy inny rozpoznawalny piłkarz. A może problemem będą ci mniej znani, którzy także są elementem transakcji. Skoro "nas" się sprzedaje i kupuje, to dlaczego mamy nie uczestniczyć w zyskach?
Wydawać by się mogło, że to politycy pogrążą mikrotransakcje, a tymczasem zagrożenie idzie od strony gwiazd piłki nożnej. A ich wpływ może być większy, niż się wydaje.
Już jesteśmy świadkami tego, że niektóre kluby stanowią same o sobie. W "FIFIE 21" mamy licencjonowaną ligę włoską, ale Juventus występuje pod fikcyjną nazwą - Piemonte Calcio. Więcej podobnych przykładów znajdziemy oczywiście w serii "PES", która od zawsze była uboższym licencyjnym kuzynem. I chociaż liga włoska w grze jest, to z kolei nie znajdziemy Milanu i Interu.
Podobnych braków jest więcej. W "FIFIE 21" nie zagramy na stadionie Bayernu, bo pełną licencję posiada Konami. Podobnie jest z obiektem Barcelony - mimo że to "FIFA 21" ma prawa do ligi hiszpańskiej.
Słowem, wszystko się to komplikuje - prawo do ligi nie oznacza prawa do danego klubu, który jak widać może się z umów wyłamać i decydować o sobie. Co by było, gdyby podobne decyzje zależały od samych zawodników?
To wcale nie takie nieprawdopodobne. Ciekawym przykładem jest Napoli. Prawa wizerunkowe należą do klubu. Według plotek prezes SSC Napoli domagał się od Arkadiusza Milika podziału zysków, gdyby ten reklamował swoją twarzą restaurację, której jest właścicielem.
Szczegóły tej nietypowej współpracy pomiędzy klubem a piłkarzami opisał dziennikarz sporotowy Mateusz Święcicki:
Piłkarze czasami z zaborczością SSC Napoli walczą, a w ich obronie staje właśnie FIFPro. Wspominam o tym nie przez przypadek.
To oczywiście na razie gdybanie, ale przykład Napoli pokazuje, że klub może być w sporze z FIFPro. Sam piłkarz może być również niezadowolony z działań FIFPro, czego dowodem jest z kolei uwaga Zlatana na Twitterze. Idąc tym tokiem rozumowania, wkrótce może okazać się, że nie wszystkim pasują występy w wirtualnych grach piłkarskich.
Ciśnie się pytanie: skoro przez tyle lat nikomu to nie przeszkadzało, to dlaczego teraz miałoby się to zmienić? Cóż, czasami ktoś musi przetrzeć szlaki. Potrzebny jest precedens. Piłkarze i ich agenci to sprytne bestie, o swoje interesy potrafią dbać jak mało kto. Mimo olbrzymich zarobków i tak wpadają w podatkowe kłopoty, chcąc uniknąć wydatków. Tam, gdzie widzą zysk, od razu atakują. Czy przyjdzie kolej na gry sportowe i zawarte w nich mikrotransakcje? A może nawet zgodę na to, by piłkarz występował w grze?