Czy szokujące gry nie mogłyby być po prostu dobre? [Felieton]
Mordowanie cywilów dla zabawy. Gwałty i demony. Przerabianie ludzi na paczkowane mięso. Streamowanie tortur. Gry szokują coraz bardziej - tak jak i cały świat. Nie będę więc prawił o upadku albo szukał usprawiedliwień dla obrzydlistw. Czas obrać tę cebulę i pogadać o słabych grach.
23.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 23:46
Jak się wybić na YouTubie? Na przykład zniszczyć jakieś drogie rzeczy, dać miniaturkę zdziwionej gęby i żółtą strzałkę. Jak się wybić w giereczkowie? Tu już tak prosto nie jest, ale wciąż w 100 proc. działa patent stary jak świat - trzeba wywołać kontrowersje. Pokazać flaki i rzucić je na żer.
To zawsze działa. Zawsze. I zawsze, ale to zawsze generuje dokładnie te same dyskusje. Tak samo było, gdy Destructive Creations wypuściło trailer "Hatreda". Tak samo było, gdy Gaming Factory pokazało "Human Farm". I tak jest teraz, gdy twórcy niesławnego "Agony" pokazują "Tormentora". Wszystko. Zawsze. Tak. Samo.
(koniecznie zajrzyjcie w komentarze pod postem wyżej)
Zatem studio wypuszcza epatujący brutalnością zwiastun, jedni piszą, jak bardzo jest to obrzydliwe. Inni donoszą, że "hej, przecież graliśmy w 'Postala' i nie wyrośliśmy na morderców". Ci pierwsi wracają z kontrą - i dalej odbywa się ta sama wymiana ciosów "za i przeciw".
A media mogą z reporterskim dystansem donieść o fakcie powstawania produkcji, dodając, że "wywołał kontrowersje", mogą przemilczeć go albo powtórzyć w felietonie wszystko, co powiedziano w komentarzach. A firma - licząc na zgiełk - pewnie się pośrednio odniesie do zamieszania, padną słowa "poprawność polityczna" i "hejterzy".
Zobacz także
A w tym wszystkim pomijamy meritum. Pomijamy fakt, że stajemy do boju w pełnym rynsztunku, żeby kruszyć kopie o rzeczy, które czasem są nie tyle odrażające, co wyglądające na nieudolną chałturę. Nie mówię, że jest tak w przypadku każdej produkcji - taki "Hatred" był przynajmniej sprawny technicznie, co podkreślali recenzenci z całego świata (także Rafał Kurpiewski na Polygamii).
Ale największym problemem nie jest sam fakt, że ktoś robi brutalną grę. Problemem jest to, że nie wiadomo po co.
Wydmuszki
Tak, to słuszne argumenty, że był "Postal" i "Manhunt". I że "GTA V" szokowało brutalną, interaktywną w dodatku sceną tortur. I że w ogóle mamy cały rozwinięty przemysł filmów z bogatego gatunku horrorów. Były molestowania, gwałty, potwory ze świata koszmarów, seryjni mordercy, a w końcu słynna już "Piła".
I autorom wszystkich tych rzeczy można zadać to samo pytanie: "po co?". Najczęściej odpowiedzią będzie chęć przesuwania granic, poszerzania języka o nowe zabiegi artystyczne oraz ukrywania za woalem flaków i krwi całej palety zagadnień - dorastania, wychowywania dzieci, relacji z rodziną, problemów psychicznych, problemów kulturowych, rasowych, płciowych, chęć zaglądania czy to na skraj ludzkiego mózgu, czy to na skraj świata.
Ale jednocześnie na pytanie "po co?" najważniejszą odpowiedź dają nie twórcy, a ludzie. Z jakiegoś powodu niektóre filmy przechodzą do historii, a inne trafiają do szrotu, krążą tylko wśród miłośników gatunku albo budują chwilową popularność czystą kontrowersją. Gdy czytamy dobre recenzje takich filmów, widać, że krytycy błyskawicznie wychwytują, gdzie jest pomysł i stylizacja, a gdzie jest nic niewnoszące slashowanie.
Możemy prywatnie brzydzić się stylistyką "gore". Jednocześnie możemy wymagać, aby autorzy produkcji dali z siebie cokolwiek poza groteskowo tanim skandalem. Żeby posadzili parę osób, które podumają, co może kryć się za parawanem tortur, jaka będzie historia, którą chcą opowiedzieć, jakich zabiegów stylistycznych można użyć, żeby było ciekawie.
A co często dostajemy? Wydmuszkę.
Gdy pisałem felieton o oburzu na "Human Farm", cytowałem fragmenty wypowiedzi twórców gry z wywiadu, który przeprowadzał Mateusz Witczak z PolskiGamedev.pl.
I rysował się obrazek taki, że studio wypuściło najpierw trailer jako "kontrowersyjny bait", a gdy haczyk chwycił, zaczęli naprędce dopisywać do całości inspiracje - głównie z gatunku tych oczywistych. Ale suche inspiracje czy oklepany cytaty nie tworzą same z siebie żadnej głębi i przekazu.
Być może się głęboko mylę akurat co do tej konkretnej gry. Być może za "Human Farm" stała tęga koncepcja. Ale z jakiegoś powodu studio postanowiło właśnie rzucić haczyk, położyć mięcho na ladę, a dopiero potem szukać tłumaczeń (mało przekonujących zresztą).
Pastwienie się nad grami
A jak prezentuje się świeżo zapowiedziane "Tormentor" od Madmind Studios? A tak, że - streszczając steamowy opis - łapiemy sobie ludzi i torturujemy ich na żywo przed kamerą, spełniając za kasę zachcianki widzów. Wszystko po to, by zarobić na eksperymentalne medykamenty, które leczą ciężką chorobę głównego bohatera. Koniec. Pustka. Jest tylko pisany na kolanie pretekst do tego, by szokować i dać ujście psychopatycznym żądzom.
Trailer obejrzycie tu (tak, zdecydowanie 18+)
Zwiastun można było wyreżyserować na 100 różnych sposobów. Schować flaki, a zostawić tylko budzące przerażenie migawki. I dać znać, że jest tu cokolwiek oprócz sadyzmu. Tymczasem dostaliśmy symulatorową sztampę. I tak realizuje się rozpisany wyżej scenariusz "Zawsze". Kontrowersja w sieci, ludzie się rzucili do dyskusji, a ktoś tam zaciera ręce i w którymś momencie wyskoczy z wycinanym z szablonu przemówieniem.
Oczywiście - to tylko trailer, a nie gotowa gra i wszystko może się zmienić. Ale przecież trailer to wizytówka studia i ich produkcji. I na tej wizytówce jak na dłoni są wypisane intencje i kreatywność autorów. A tę ogranicza głównie głowa, nie budżet. Kultowe dziś "Blair Witch Project" i "Paranormal Activity" zostały nakręcone za grosze.
W temacie horrorów na pewno nie powiedziano ostatniego słowa. Na pewno czeka nas jeszcze sporo chorych rzeczy, które wzbudzą w nas odrazę. Być może przyszłość, którą snuto w znakomitym filmie "Strange Days", a której rozwinięcie ostatnio miliony osób oglądają w "Cyberpunku 2077", czyli braindance'owe podziemie pełne, nielegalnych filmów, kiedyś nadejdzie.
I ten język horrorów mogą zdecydowanie poszerzyć także gry. Co zresztą zrobiło znakomite "Layers of Fear" od Bloobera. Życzyłbym każdemu studiu, żeby - nawet dysponując małym budżetem - stawiało na pierwszym miejscu jakość i sens epatowania daną stylistyką, a nie chęć dorabiania się na sadystycznej tandecie.