Chcesz grać na Switchu w gry innych dużych wydawców? A kartę pamięci masz?
Inaczej nawet nie myśl o choćby takim LA Noire.
Nintendo dobrze "upycha" swoje gry. Super Mario Odyssey? Bardzo duża platformówka w otwartych świat(k)ach, ale wersja cyfrowa w pamięci konsoli zajmuje 5 gigabajtów. Arms, Splatoon 2? Podobnie. Największe do tej pory było, całkiem zrozumiałe, Breath of the Wild. A produkcje zewnętrznych wydawców? Tutaj nikt nie zamierza się z Wami cackać. Porty z innych konsol będą zajmowały tyle miejsca, ile zajmują na konkurencyjnych sprzętach. O ile FIFĘ jeszcze można jakoś tam wepchnąć, tak aby zagrać w NBA 2K18 lub nadchodzące LA Noire, właściciele Switcha są zmuszeni do dodatkowego zakupu.
Oczywiście, ceny kart pamięci nie są przesadnie wysokie. To wydatek skali jednej wysokobudżetowej gry, zwłaszcza jeśli preferujecie metodę "raz, lecz na długo". Jednak nadal wydatek, na który nie musicie mieć ochoty. Pierwsze modele konkurencyjnych konsol (oba stoją obecnie pod moim telewizorem) również nie powalały wbudowaną przestrzenią dyskową i często wymagają małej "reorganizacji", ale gdyby ich pamięć porównać bezpośrednio z konsolką Nintendo, można się co najwyżej zaśmiać. Problem będzie powracał przy każdej zewnętrznej premierze. Dlatego jeżeli planujecie na Waszym Pstryczku ograć Dooma, Skyrima i LA Noire, nie macie innego wyjścia. Szczęśliwie, niemal w każdym domu można dziś znaleźć jakąś kartę microSD, więc na chwilę będzie spokój. Ale w okolicach grudnia od tego wydatku nie uciekniemy.
Adam Piechota