Wszystko jasne. "Human Farm" to na razie jedna, wielka wydmuszka

Wszystko jasne. "Human Farm" to na razie jedna, wielka wydmuszka

Wszystko jasne. "Human Farm" to na razie jedna, wielka wydmuszka
Barnaba Siegel
09.04.2020 14:00, aktualizacja: 29.04.2020 15:29

Kontrowersja była dla samej kontrowersji.

Pierwszego kwietnia Gaming Factory, polski wydawca z niewielkim portfolio, ale z ambicjami rychłego wejścia na giełdę, puścił w świat trailer. "Ten" trailer - z hodowlą ludzi, ludzką rzeźnią i sklepem z ludzkim mięsem.

Pogadaliśmy chwilkę na czacie w polygamicznym gronie i zdecydowaliśmy, że nie będziemy pisali 1 kwietnia o tej grze. Choćby dlatego, że w tym roku nie pisaliśmy o primaaprilisowych żartach. Albo dlatego, że całość wygląda jak tęgi bajt, na który wszyscy się rzucą, aby się pooburzać.

Ale dyskusja i tak poszła. Raczej nie tam, gdzie chcieli twórcy, bo na FacebookuSteamie cisza. Za to poszedł niezależny wątek na Twitterze. Polska branża się rozpisała, albo ciskając gromy na "Human Farm", albo rozkręcając dyskusję o przemocy w grach, wegetarianizmie czy doszukując się inspiracji Orwellem.

Też wrzuciłem 2-3 myśli, ale nie bardzo miałem ochotę dywagować nad grą, która mogła się okazać żartem na 1 kwietnia. Kolejnego dnia było już jasne, że ta gra powstaje naprawdę. I że o samym "Human Farm" nie można w zasadzie nic powiedzieć ("drastyczny symulator" - fajne/niefajne, niepotrzebne skreślić), ale odświeżyć dyskusję o brutalności czy manifestach - czemu nie? Toteż w weekend zobaczyliście na Poly Klub dyskusyjny, w którym pogadałem ja i Adam Bednarek. A w tym tygodniu jesteśmy bogatsi o parę nowych informacji.

Ten wywiad mówi wiele

Ok, to co nowego? Otóż na stronie PolskiGamedev.pl ukazał się wywiad Mateusza Witczaka z Kamilem Koryszewskim z Gaming Factory. Wywiad, który w prostych pytaniach obnaża, jakie intencje mieli twórcy i wydawca. Wielka dyskusja o brutalności? O kapitalizmie? O przemyśle mięsnym?

Cóż, jeśli chodzi o samych twórców, to "trudno powiedzieć, czy wykazują proekologiczne nastawienie". Nie wiadomo też, nic o nastawieniu antykapitalistycznym czy sprzeciwiającym się brutalności. Ale, co gorsza, nie bardzo wiadomo cokolwiek o samej grze.

Teoretycznie Gaming Factory chce, by produkcja "różniła się od typowych symulatorów". Ale nie dość, że sama "typowe symulatory" ma w przygotowaniu, to jeszcze nie bardzo wiadomo, czym w zasadzie "Human Farm" będzie, bo: "Jesteśmy na początku tworzenia, gra jest zapowiadana na 2021 rok, więc wiele pomysłów, które teraz mamy, po drodze zostanie odrzuconych, a dojdą nowe".

To się nie klei. Rozumiem, że gra jest na początku swojej drogi. Ale jak chce się robić manifest, jak chce się wzbudzać silne emocje i ważne dyskusje, to po prostu trzeba mieć tę biblię, ten zbiór przykazań, ten żelazny przekaz, który będzie prowadził projekt. Gameplay może i będzie się zmieniał w trakcie, ale trzeba pokazać, czym to ma być, a nie rzucić kilka ruchomych obrazków.

Ale najwidoczniej tego ostrego w zarysach pomysłu zabrakło, skoro przedstawiciel GF mówi: "Najważniejsze jest dla nas, żeby sami odbiorcy mogli określić, czym ta gra jest".

Czyli po prostu sami nie wiedzą, co chcą zrobić, poza meandrowaniem wokół kontrowersji i flaków. Co mi przypomina genialną scenkę z BoJacka Horsemana, gdy Todd i filmowy odpowiednik Quentina Tarantino mają nakręcić film fabularny, potem zamieniają go na kosmiczny slasher, a na końcu, zamiast filmu, jest... paczka z przekąskami.

Ale Mateusz Witczak wydobył od rozmówcy jeszcze coś. Otóż Gaming Factory, chce "dążyć do tego, żeby gry stały się bardziej artyzmem". To bardzo odważna deklaracja - która rozmija się z tym, co czytam wcześniej i później. A sporo do myślenia daje też ten fragment:

Tu jest więcej elementów, z których każdy gracz będzie mógł wyłapać coś innego; bierzemy przykłady z takich filmów, jak „Matrix”, „1984”, „Folwark zwierzęcy” czy „Delikatesy”. Oczywiście będą elementy związane z chowem zwierząt i będzie to można odnieść do problemów ludzkich, coś takiego, jak w „Matriksie”. Będzie też można odnieść to do problemów zwierząt. Gracz sam zdecyduje.

Odniesienia do świata popkultury potrafią być bardzo cenne. Ale myli się ten, kto sądzi, że puste osadzanie tropów czy nawiązań wynosi produkcję na artychowskie tory. O czym boleśnie przekonała się Barbara Białowąs (dziś znana najlepiej z wyreżyserowania filmu "365 dni"), która lata temu wdała się w dyskusję z Michałem Walkiewiczem z Filmwebu. I próbowała przed kamerą udowodnić, że naszpikowanie filmu cytatami to wartość sama w sobie.

Gaming Factory i Jtown Games chcą zrobić coś, co poruszy nas jak - cytuję - "This War of Mine". Życzę mocno, aby stworzyli grę o podobnej sile rażenia. A nie symulatorową wydmuszkę, która istnieje tylko po to, by nabijać wishlisty na Steamie i finalnie uplasować się gdzieś obok "Wanking Simulatora".

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)