Priest Simulator. Tego się nie spodziewałem [RECENZJA]
Pozytywny odbiór Priest Simulator skusił mnie poniekąd do przetestowania tej gry. Chciałem w końcu sam sprawdzić, do którego kręgu piekieł zaprasza nas dzieło polskiej ekipy z Asmodev. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła (ciekawe, jaki jest drugi) i ostatecznie wylądowałem w krainie absurdu.
24.10.2022 | aktual.: 23.01.2024 15:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Redakcja testowała grę Priest Simulator na laptopie ROG Zephyrus Duo 16 z procesorem Ryzen™ 9 6900H oraz kartą graficzną GeForce RTX™ 3080 Ti w ramach współpracy promocyjnej z marką ASUS Republic of Gamers.
Gra zadebiutowała 6 października 2022 r. w ramach wczesnego dostępu.
Dziesiąty Krąg Piekła
Dante Alighieri, włoski poeta i filozof, wykreował za pośrednictwem "Boskiej Komedii" charakterystyczną wizję piekła. Z technicznego punktu widzenia jest to dziewięć kręgów, a każdy kolejny zarezerwowany jest dla innych grzeszników. Jak to się ma do gry Priest Simulator? Otóż ekipa Asmodev wykreowała nowy, dziesiąty krąg piekła. Jest nim San De Vile, czyli fikcyjna polska wieś. I chociaż formalnie piekło występuje w samej grze jako samodzielna lokacja, to właśnie San De Vile budzi największą grozę.
Dlaczego? Mimo fikcyjnego charakteru, umiejętnie komentuje i naśladuje polską rzeczywistość. Zamiast kotła, w którym diabeł gotuje grzeszników, na swojej drodze napotkamy dzikie wysypiska śmieci, porzucone wózki sklepowe, lodówki i mikrofalówki. Zamiast demonicznych kreatur, napotkamy watahy ortalionowych rycerzy (stojących w kółeczku, a jakże), gotowych wyrządzić nam krzywdę. San De Vile to bez wątpienia "miasto olimpijskie" – szeleszczący, sportowy dres jest elementem lokalnego folkloru, a NPC bardzo lubią biegać. Szczególnie "szataniści". Szczególnie za nami.
Pamiętacie może czasy świetności subkultur i z jakimi dobrodziejstwami niekiedy wiązała się ich aktywność? Konsumpcja tanich win za osiedlowym garażem otulonym przez ogrodzenie z blachy falistej, okazyjne "ustawki" – jednym słowem okolice roku 2000 w pełnej krasie. Takie zjawiska wtedy występowały. Uważam, że twórcy Priest Simulator piekielnie dobrze ujęli ten cały vibe. Od kreacji postaci i miejsc, po najmniejsze detale, które przywodzą na myśl przedmioty znane z tamtych lat. Albo po prostu są tymi przedmiotami.
Ten humor nie jest dla każdego
Równie ciekawie prezentują się okoliczności, w jakich nasz bohater trafia do tej krainy. Nie chcę narażać czytelników na spoilery, bowiem w grę wchodzi seria bardzo niefortunnych zdarzeń. Cały komizm Priest Simulator kręci się wokół tego, że protagonista, chcący wrócić do swojego domu, jest zmuszony do robienia rzeczy, które pierwotnie zwalczał. Proste i sprawdzone rozwiązanie. Moim zdaniem działa i spełnia swoją rolę. Tak więc Orlok, gruba ryba w piekielnym półświatku, jest zmuszony rozpocząć posługę kapłańską w San De Vile.
To jest fundament, na który twórcy budują kolejne poziomy absurdu oraz satyry i w konsekwencji całą grę. I ten humor jest specyficzny, ten humor nie spodoba się wszystkim. Kościół obrywa tutaj nieustannie, a rykoszetem dostają małomiasteczkowe postawy. Paliwa do szyderstwa dostarczają przerysowane postacie, będące ucieleśnieniem braku rozwagi lub naiwności. Nie brakuje tutaj motywów, które są doskonale znane "cenzopapistom".
Kicz intencjonalny
Asmodev w pogoni za absurdem sięga jednak po inne chwyty. Otóż Priest Simulator został zrealizowany w konwencji mockumentu. Produkcja udaje film dokumentalny, przez co kluczowe momenty będą na bieżąco komentowane przez uczestników wydarzeń. To coś w rodzaju "Trudne Sprawy San De Vile". Moim zdaniem to był strzał w dziesiątkę, ponieważ te wstawki w swoim prymitywizmie osiągają mistrzowski pułap, nieosiągalny nawet dla najgorszej komercyjnej produkcji z TV. W sumie cała fabuła przypomina telenowele. Ale czy to źle?
Zobacz także
Ten manewr potęguje wszechobecną tandetę, a w tej bylejakości tkwi urok i główny atut Priest Simulator. Weźmy na warsztat kwestię dubbingu. Twórcy gier starają się, by ten element został wykonany niezwykle solidnie. W konsekwencji otrzymujemy teatralne, czyściutkie i piękne głosy postaci. Przychodzi taki Asmodev, który ma głęboko w nosie te konwenanse. Efekt jest interesujący; niektóre z wypowiedzi zyskują autentyczność. W sumie to fajna odskocznia.
To samo można napisać o animacjach, a nawet samych modelach. Ba, w Priest Simulator mamy do czynienia z... kukłami? Postacie wyglądają na sztywne, a ich zachowanie jest drewniane. Pewnie dlatego, że większość z nich... po prostu jest wykonana z drewna. Reasumując, twórcy wykazują się ogromną konsekwencją, jeśli chodzi o założenia gry.
Język ostry jak maczeta
Mieszkańcy San De Vile mają wielką wprawę w sztuce przeklinania. Od zawsze uważam, że umiejętnie wykorzystane przekleństwo może urozmaicić wypowiedź. Asmodev wychodzi z podobnego założenia. Przekleństwa w Priest Simulator niekiedy są nadużywane, ale w większości przypadków znajdują się tam, gdzie być powinny i są dosadne. W pewnym sensie jest to sztuka.
Może nie najlepiej, ale jako tako
No dobrze, a jak wygląda kwestia rozgrywki? Cóż. Uzbrojeni w widok pierwszoosobowy biegamy (czasem też jeździmy) od punktu A do punktu B, by wykonać proste zadania. Przynieś, znajdź, zabij albo posprzątaj. Serio, trzeba sprzątać. Naszym nierozłącznym kompanem będzie mop. Oprócz tego kilka broni podatnych na ulepszanie, o ile mamy schemat i surowce. Walka jest prosta; nie ma tutaj uników, turlania się... bój toczymy w zwarciu, wykorzystujemy niekiedy elementy otoczenia albo strzelamy. Wszystkie mechaniki są tłumaczone klarownie, zresztą nie ma ich jakoś przesadnie dużo.
Wrogowie nie grzeszą inteligencją, co w sumie ma sens (pisałem już o "mieście olimpijskim"?). Priest Simulator oferuje także śladową ilość aktywności pobocznych typu spowiadanie na czas. Ich realizacja zwiększa poziom duchowieństwa w naszej parafii, o którą musimy swoją drogą dbać wszelkimi możliwymi sposobami. Nie zarejestrowałem krytycznych błędów, jednak te mniejszego kalibru niestety występują.
Werdykt
Priest Simulator kreuje się na kontrowersyjną grę; bez wątpienia jest specyficzna, a to już coś. Z pewnością ten rodzaj humoru nie przypadnie wszystkim graczom do gustu, a niektórzy wręcz będą oburzeni. Doceniam jednak fakt, że twórcy są konsekwentni w realizacji satyrycznych założeń. Priest Simulator szydzi zawartością, otoczką, wykonaniem i samą fabułą, tak trudną do zrozumienia, jak trudne bywają różne sprawy.
Dla mnie ta przygoda była odskocznią i miała kilka całkiem niezłych momentów. Przyznam się, że często jedynym motorem, który napędzał potrzebę grania, była chęć przesłuchania kolejnej filmowej wstawki, a nie sam gameplay. Pytanie brzmi, na jak długo zapadną mi one w pamięć i czy wrócę do tego tytułu, gdy opuści już wczesny dostęp.
W Priest Simulator graliśmy na naszej platformie testowej ASUS ROG Zephyrus DUO 16. Klucz do gry otrzymaliśmy od Ultimate Games S.A.
Sebastian Barysz, dziennikarz Polygamii