Opowieści z krypty: Polska domowa wojna komputerowa
Historia branży gier wideo to historia wojenna. Walczą ze sobą producenci, próbując stworzyć lepszy komputer lub konsolę niż konkurencja, walczą marketingowcy, próbując przekonać wszystkich, że to właśnie ich produkt jest najbardziej wart kupienia. To nic dziwnego, bo podobnie działają pozostałe gałęzie ryku - od sprzętu gospodarstwa domowego, przez telefony komórkowe, po samochody. Nasze hobby jest jednak wyjątkowe.
07.11.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:46
O ile bowiem użytkownicy takiej czy innej kuchenki lub lodówki zazwyczaj nie przykładają do tego faktu zbyt wielkiej wagi, o ile posiadacze samochodów co najwyżej organizują się w fan-cluby i spotykają na zlotach, nie mieszając przy tym z błotem właścicieli aut innych marek, o tyle świat konsol i komputerów zaludniony jest przez fanatyków, którzy zamiast cieszyć się grami, przejmują mentalność (a niekiedy również maniery) kibiców piłkarskich. Krótka chwila spędzona na dowolnym internetowym forum poświęconym grom wideo pozwala przekonać się, że wśród graczy trwa prawdziwa wojna - na szczęście tylko na słowa, aczkolwiek często są to słowa wyjątkowo niewybredne.
Co ciekawe, obecne konflikty nie są niczym nowym - są tylko bardziej widoczne dzięki internetowi. Zobaczmy, jak przebiegała pierwsza polska domowa wojna komputerowa, między miłośnikami Atari i Commodore.
NAJPOPULARNIEJSZY W POLSCE KOMPUTER Nie ma żadnych wątpliwości, że najpierw było nim ośmiobitowe Atari XL/XE. Dzięki działalności pana Lucjana Wencla (LDW), właściciela m.in. firmy Karen, który podpisał umowę z Pewexami, a także zapewniał (przez firmę Karen) oficjalny serwis na terenie kraju, na przełomie lat 80/90 zdecydowanie najwięcej w polskich domach było właśnie małych atarynek.
Charakterystyczne, że od początku furorę u nas robiła technologia przestarzała, która na Zachodzie odeszła do lamusa historii (szesnastobitowe Atari 520 ST zostało w Niemczech uznane komputerem roku... 1985). Tymczasem jeszcze wiosną 1987 roku redaktor "Komputera" całkiem serio radził, by kupować... ZX Spectrum:
Spectrum - wiadomo, słaba klawiatura, konieczne osobne interfejsy do każdego urządzenia, za to magnetofon nie stanowi żadnego problemu. Oprogramowanie zadowoli nawet najbardziej wymagających, cały komputer jest znacznie bardziej [od Atari - BK] podatny na programowe sztuczki. Nie zgadzał się z tymi twierdzeniami redaktor "Bajtka", pisząc w "Bajtku - tylko o Atari", że:
Ten komputer [ZX Spectrum - BK] powinien być traktowany wyłącznie jako zabawka dla cierpliwych dzieci (niecierpliwe szybko zniszczą). Prawdziwy dylemat brzmieć miał: Atari czy Commodore.
Atari ma lepszą grafikę, Commodore dźwięk. Commodore ma szybsze procedury matematyczne, Atari bezpośrednią obsługę grafiki i dźwięku z Basic-a, ilość dostępnego oprogramowania jest porównywalna. Trzeba sięgnąć głębiej. Szybkość transmisji danych ze stacji dysków w Atari wynosi 19200 bodów, a w Commodore 3800 bodów. Na dyskietce Atari można zapisać 130 KB, Commodore - 170 KB. Trudno się zdecydować. Niemniej:
Po sprowadzeniu Atari przez Pewex doszedł jeszcze jeden niebagatelny element, a mianowicie gwarancja i autoryzowany serwis. Pomijając wartość cytowanych wyżej argumentów - były to jednak argumenty, próba dyskusji. Wyniki przeprowadzonej w 1988 roku wśród czytelników "Bajtka" ankiety nie pozostawiają wątpliwości, jak wybierali Polacy. Prawie 2/3 posiadanych przez ankietowanych komputerów to "małe" Atari, 1/5 - rozmaite odmiany Spectrum, zaledwie 1/10 - Commodore. Ponad połowa respondentów nie zamierzała zmieniać komputera na inny ("jedynie niepełne 9 proc. z Was marzy o własnym 16-bitowcu, najczęściej typu PC").
WESTERN W POLSKIM STYLU Przywiązanie do "swojego" modelu, przekonanie, że kupiło się (często za równowartość np. rocznych zarobków) komputer "lepszy" niż sąsiad, brak realnej wiedzy informatycznej w społeczeństwie - wszystko to przyczyniło się do zaniku merytorycznej debaty o zaletach i wadach czy to konkretnych urządzeń czy po prostu produktów danej marki. Zastąpiła ją wojna na hasła, które padały w rozmowach - na szkolnej przerwie i na niedzielnej giełdzie komputerowej. Na szczęście, nie było jeszcze internetu, by to zjawisko uwiecznić.
Klaudiusz Dybowski (skądinąd jeden z bardziej znanych wówczas miłośników Commodore), w artykule zatytułowanym "Western w polskim stylu" ("Bajtek" nr 2/91) bardzo trafnie przyrównał ten konflikt do rozpraw między zwaśnionymi plemionami:
Polskie Moduły z lat 90: "anty atari song, czy to jest komputer?" - 1992
Jedyne plemię niezaangażowane w konflikcie (Ai-bi-em) było wystarczająco silne, aby pozostałe szczepy nawet nie myślały o wchodzeniu na jego tereny myśliwskie. Artykuł kończy się jednak w poważnym tonie:
Żyjemy w czasach, gdy komputer jest jedną z najbardziej pożądanych zabawek przez nasze dzieci. Kto nie ma w domu komputera lub nie za bardzo wie, co to jest bit, bywa często dyskredytowany w oczach rówieśników. Zaiste trzeba przyznać, że kodeks honorowy amatorów klawiatury jest wyjątkowo drapieżny. (...) Chęć udowodnienia właścicielowi konkurencyjnego komputera, że jego maszyna to kompletny śmieć, jest tak wielka, że miesza się z błotem nie tylko maszynę, ale również osobę (i nierzadko osobowość) jej posiadacza. (...) Apeluję więc i do Ciebie, Czytelniku: jeśli nawet masz lepszy komputer, to uszanuj bliźniego (...) tym bardziej, że nie ma jeszcze na świecie komputera, który zakasuje wszystkie inne, tak jak nie ma człowieka bez wad. GRACZE JAK ŻOŁNIERZE Apel Klaudiusza Dybowskiego oczywiście nie poskutkował, a konflikt narastał, stając się domeną ludzi młodych, często postrzegających komputery jako przede wszystkim maszynki do grania. W ten sposób "dogoniliśmy" Zachód, gdzie tego typu przepychanki dotyczyły raczej rynku konsolowego (tzw. console wars).
Naturalną koleją rzeczy, słowne walki między fanami Atari i Commodore znalazły swoją arenę w czasopismach o grach. Co ciekawe, niektóre magazyny - "Gambler", "Świat Gier Komputerowych" - unikały tej tematyki. Zasadniczo unikał jej również "Secret Service", poprzestając na publikowaniu rysunków takich, jak ten prezentowany powyżej, "muminka-atarowca" czy zbitki pikseli z dopiskiem "słoń w najwyższej rozdzielczości dostępnej na Atari". Na konflikcie żerował za to "Top Secret", gdzie potyczki na hasła i wierszyki kompromitujące w założeniu swoich autorów sprzęt obozu przeciwników były stałym elementem rubryk "Listy" oraz "Hypery". Inna sprawa, że poziom tej twórczości częściej kompromitował raczej osoby pod nią podpisane. Przykład pierwszy z brzegu:
Kiedy widzisz Atarowca / Nie udawaj, że to owca / kopnij w głupią twarzoczaszkę / a na głowie rozbij flaszkę / puść mu kilka dobrych ciosów / niech się uczy od kolosów / że Amiga dziś króluje / nad Atari wszak góruje Rzecz charakterystyczna dla epoki to systematyczne przechodzenie posiadaczy Atari - czy to "małego" XL/XE czy "dużego" ST - do defensywy. W 1992 roku małe Atari straciło swoją pozycję najpopularniejszego komputera wśród Polaków na rzecz Commodore 64. Sytuacja ta miała się już nigdy nie poprawić, zwłaszcza że wśród komputerów szesnastobitowych Atari ST nie dorównywało popularnością Amidze. Amiga to wprawdzie zupełnie inny komputer niż C64, ale przecież chodziło o ów napis wyryty na "totemie", który jednoczył bądź dzielił rozmaite "plemiona". Szala zwycięstwa zdawała się ostatecznie przechylać na rzecz zwolenników firmy Commodore, lecz atarowcy znaleźli swoich obrońców. W tym tego najgłośniejszego.
KLUB MAŁEGO I DUŻEGO ATAROWCA Jesteście niedorobioną gazetką. (...) W ogóle spadliście na psy i żygać mi się chce na ten wasz TS. Przestaję Was czytać! (...) Jesteście DOWNAMI i na niczym się nie znacie. Waszymi bezpodstawnymi tekstami nie zatrójecie życia Atarowcom, commodorowskie dupki!!! Tak w liście do "TS" bronił Atari Krzyś Kubeczko (zachowano pisownię oryginału), a jego ostre sądy były chętnie publikowane w magazynie, rodząc żywiołową reakcję pozostałych czytelników (o którą zapewne redakcji chodziło). Krzyś - co warte podkreślenia, jako jeden z nielicznych podpisujący się pod swoimi opiniami imieniem i nazwiskiem - szybko stał się najbardziej rozpoznawalnym korespondentem "Top Secret".
Dla mnie Krzyś Kubeczko jest martwy. Powiedzcie mu, że chcę się z nim bić. Możemy w >Dooma<, możemy na piąchy. Jestem od niego dwa razy większy, silniejszy i niech się trzyma na baczności. Chciałem podziękować Krzysiowi K. za wzorową postawę i poruszanie na łamach naszych problemów. Niedługo założymy jego fan-club. Tego typu opinie zaczęły pojawiać się rubryce "listy", a swoisty "fan-club" Krzysia założyła w końcu sama redakcja, tworząc "Kącik małego i dużego Atarowca im. Krzysia Kubeczki" oraz "Krzysiokubeczkologię" w "Hyperach". Krzyś Kubeczko był tam krytykowany lub chwalony, a także śledzony, gdy np. podpisana tym imieniem i nazwiskiem osoba prosiła na łamach konkurencyjnego pisma o pomoc w grze na Commodore lub dawała ogłoszenie o sprzedaży komputera.
Z czasem "twórczość" przeciwników Krzysia zaczęła dość drastycznie przekraczać granice dobrego smaku, a redakcja nadal, niestety, publikowała żenujące wywody na temat Kubeczki. Paradoksalnie, im bardziej był lżony, tym bardziej serio próbował on pisać o problemach dotyczących fanów umierającego sprzętu. Apelował o więcej opisów gier na Atari czy sam podsyłał materiały do recenzji. Nie pomogło, bo nie mogło pomóc. Atari odchodziło do historii.
PO CO WASZE SPORY GŁUPIE... Ten sam nieuchronny los spotkać miał i drugą stronę sporu, a wyniki przeprowadzonej wśród czytelników "Top Secret" w 1995 roku ankiety nie pozostawiały w tej kwestii żadnych złudzeń. Ponad połowa biorących udział w ankiecie czytelników używała już wówczas komputera klasy PC. Zaledwie 1/5 - Amigi, 1/5 - ośmiobitowego Commodore. Już tylko 1/10 - małego Atari (a dla nich i tak był to często drugi, po pececie, komputer). Zmiana warty była nieuchronna i z czasem nawet Krzyś Kubeczko, zapowiadający wcześniej na łamach "TS", że sprzedaje szesnastobitowe ST, a XL/XE sobie zostawia, przesiadł się na peceta.
Warto zwrócić uwagę na tragiczne opóźnienie tych sporów (cytowane powyżej wypowiedzi czytelników "TS" pochodzą z 1994 roku). Tymczasem analogiczny konflikt między fanami Spectrum i Commodore w Wielkiej Brytanii miał miejsce w roku... 1985. Końcówka lat 80. na Wyspach to już szesnastobitowa wojna Atari ST kontra Amiga. U nas wszystko to było dramatycznie przesunięte w czasie.
Co po latach zostało z tych słownych przepychanek? Niewiele. Po "wyginięciu" komód i atarynek, podobny smutny los czekał Amigę, która nie miała większych szans w starciu z pecetem. Teraz i sam pecet - traktowany jako maszynka do grania - przechodzi trudne chwile. Kolejne sprzęty pojawiają się i znikają, tak jak pojawiają się i znikają posiadacze / fani / fanatycy tych maszyn. Trzeba zdawać sobie sprawę, że po obecnych słownych walkach między fanami rozmaitych konsol zostanie mniej więcej tyle samo.
Krzyś Kubeczko zginął w 1999 roku w wypadku samochodowym. Miał prawie 21 lat. Nie wszyscy z tych, którzy obrażali go w listach publikowanych na łamach "Top Secret", wiedzą, że oprócz bycia korespondentem magazynu, był również aktywną postacią na trójmiejskiej scenie komputerowej - kontrowersyjną, bo ekscentryczną, lecz taką, obok której nie dało się przejść obojętnie. Nie zobaczył wielu pięknych produkcji, które wciąż powstają na małym Atari.
Bartłomiej Kluska
Przeczytaj także:
Opowieści z Krypty Opowieści z krypty to cykl felietonów prezentujących historię gier wideo i gracza. Zarówno na zachodzie, jak i u nas w Polsce | |
Pegasus, zapomniana historia Na początku lat 90. w Polsce gry były wyłącznie komputerowe. Bogatsi mogli pozwolić sobie na Amigę ze stacją dysków, a biedniejsi wciąż męczyli ośmiobitowe Atari i Commodore, godzinami wczytując kolejne hity z kaset magnetofonowych. Takie czasy. O konsolach nikt nawet nie słyszał. | |
Dekada Opowieści Przez te dziesięć lat wydarzyło się całkiem sporo - gry zaczynają powoli wytwarzać swój własny język, którym opowiadają historie. Nie są to już po prostu fragmenty tekstu bądź wsadzone pomiędzy misje przerywniki filmowe. | |
Święte Wojny Elektroniczne Nasi dalecy praprzodkowie, zwani potocznie małpoludami mieli ogonki do wieszania się na drzewach. Odkąd jednak zaczęli się porozumiewać w sposób złożony i zeszli z drzew w krzaki, ogonki przestały im być potrzebne. I zanikły. Na resztkach ogonków siedzimy sobie teraz wygodnie i czytamy teksty z sieci. Niepotrzebne - zanikło. Ani pomerdać, ani się przywiesić pod sufitem. Pozostało nam wiercenie się na pośladkach i krzywienie kręgosłupa. |