Immortals: Fenyx Rising pokazuje, że Breath of the Wild to jedna z najważniejszych gier... 2020 roku
Po trzech latach od premiery jak na dłoni widać piętno odciśnięte na branży przez The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Najnowsza produkcja Ubisoftu, Immortals: Fenyx Rising, udowadnia jednak, że tylko Nintendo będzie potrafiło powtórzyć swój sukces.
30.11.2020 20:22
To dla "Breath of the Wild" kupiłem Nintendo Switch wiosną 2020 roku. Pomysł na wzięcie konsoli przyszedł mi do głowy w czasie największego szału na "Animal Crossing", ale dopiero kilka filmików z ostatniej "Zeldy" upewniło mnie, że chcę mieć ten sprzęt.
W 2020 roku w żaden sposób nie odczułem, że "Breath of the Wild" ma "już" trzy lata. Wręcz przeciwnie, wszystko wydawało mi się świeże i pomysłowe.
Otwarty świat, który chce się zwiedzać, bo kryje w sobie zagadki, tajemnice, rzeczy do odkrycia. Nie zapomnę wyjścia z jaskini, rozejrzenia się i tego fantastycznego uczucia, że "chcę się udać tam, a potem tam, a następnie tam".
Do dziś fascynuje mnie zwykły spacer, który jest zawsze rozpoczęciem nowej przygody. Bo po drodze spotkam gromadę orków, bo zaciekawi mnie górka lub szczyt, bo odkryję jedną z jaskiń, w której jeszcze nie byłem.
A jednocześnie wszystko zostało zrobione za zasadzie przesłania od twórców: baw się, szukaj, zdobywaj, odkrywaj. "Breath of the Wild" nie prowadzi za rączkę, daje olbrzymią swobodę. Możliwość poznawania małych rzeczy - np. tego, że jak się zapali trawa i wskoczymy nad nią z paralotnią, to pofruniemy - pozwoliła mi poczuć się jak młody poszukiwacz przygód.
Czułem się tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy w życiu zagrałem w gry i fascynowały mnie wszystkie możliwości wirtualnego świata.
Immortals: Fenyx Rising - klon, ale nie do końca
Ale twórców ostatniej "Zeldy" doceniłem jeszcze bardziej po tym, jak zagrałem w "Immortals: Fenyx Rising".
Nikt w Ubisofcie nie ukrywał, że główną inspiracją jest "Breath of the Wild". Było to widać na zwiastunach i sam to poczułem po pierwszych minutach spędzonych w grze. Twórcy np. zachęcają do wspinania, a sam system tej czynności jest wręcz kopią z produkcji Nintendo. Walka również prezentuje się znajomo, a specjalne zdolności, jak ciskanie przedmiotami, to przecież kolejny dobrze znany element "BotW" - i tu działa w niemal identyczny sposób.
Na początku specjalne bronie czy elementy wyposażenia zdobywamy tak, jak w "Breath of the Wild" aktywowało się umiejętności przenoszenia, zamrażania czy zatrzymywania czasu - wskakując w otchłań. Wprawdzie tam zjeżdżaliśmy windą do podziemi, tutaj odwiedzamy zaświaty, ale w tym rzecz: "Immortals: Fenyx Rising" jest niejako interpretacją, dużym wzorem do naśladowania, a wręcz hołdem złożonym "BotW".
Oblany ubisoftowym sosem
Co oczywiście też nie może dziwić. Ale jednak mnogość znaczników, całego tego interfejsu czy podświetlonych elementów, które można chwycić lub na które można wejść, przypomina, dlaczego "The Legend of Zelda: Breath of the Wild" było wyjątkowe. Bo twórcy traktowali grającego poważnie.
Wiem, to brzmi trochę jak narzekanie starych dziadów, że kiedyś gry były dla hardkorowców, a dziś są dla wszystkich, więc są banalne. Bardziej jednak chodzi mi o to, że w "Breath of the Wild" dostawaliśmy naprawdę duże możliwości, a te szły w parze z logiką. Wiele elementów z siebie wynikało.
Mój ulubiony przykład to podpowiedzi na temat przycisków, które wyświetlane były tak, że bez patrzenia na kontroler wiedziało się, który klawisz należy stuknąć. To drobiazg, ale pokazujący, jak dobrze zaprojektowana była ta gra.
Napaćkanie elementów w "Immortals: Fenyx Rising" powoduje, że przez wiele godzin nie doznałem uczucia, które było solą "BotW" - czyli spaceru w nieznane. W grze Ubisoftu nie wypuszczam się w nieznane, bo mam wrażenie, że gra ode mnie tego nie chce. Widzę ciekawe krajobrazy, ale domyślam się, że prędzej czy później tam trafię i nie powinien wyprzedzać zdarzeń.
Produkcja stawia bardziej na zabawę niż eksplorację. Walczy się przyjemnie, jest sporo humoru i naprawdę ładnie wyglądających lokacji. Tak jak "Immortals: Fenyx Rising" jest wariacją na temat ostatniej "Zeldy", tak też na swój sposób podchodzi do mitologii. Z dużym przymrużeniem oka.
W sieci z pewnością po premierze gry będą ciągnęły się dyskusje, jak bardzo "Immortals" czerpie z "BotW", które elementy wykorzystano fajnie, które niepotrzebnie, a czego zabrakło. Kluczowe jest jednak to, że produkcja Nintendo była drogowskazem dla Ubisoftu.
Najważniejsza gra 2020
I nie tylko dla nich. Przecież inny hit ostatnich miesięcy to "Genshin Impact", będący wręcz niemal graficznym plagiatem gry Nintendo. Twórcy nie wstydzili się przyznać, że inspirowali się hitową produkcją, ale zaznaczali swoje pomysły.
Punkty zbieżne z "The Legend of Zelda: Breath of the Wild"? Graficznie widzicie chyba sami. Do tego postaci męczą się przy wspinaczce, moce i ataki wyglądają bliźniaczo podobnie, a ważnym elementem gry jest gotowanie potraw, które dodają rozmaite bonusy. Słowiem - jest tego sporo.
"Wspomnieliśmy, że 'The Legend of Zelda: Breath of the Wild' było jedną z naszych inspiracji do stworzenia 'Genshin Impact' jako RPG akcji z otwartym światem. Pamiętajcie jednak, że gdy już faktycznie zagracie w nasz tytuł, przekonacie się, że doświadczenie Genshin Impact' bardzo różni się od tego z "BotW" – tłumaczyli się autorzy na łamach FreeMMOStation.
Dodajmy do tego "Hyrule Warriors: Age of Calamity", które nie sprzedałoby się tak dobrze, gdyby nie mocne powiązanie z "BotW". W końcu zeldowy spin-off jest prequelem gry z 2017 roku, ma wszystkich bohaterów w nim występujących, rozgrywa się na tych samych planszach. Jest rozgrywkową alternatywą, bo głównie się sieka, ale chodzi o to, gdzie się to robi - w świecie znanym z "Breath of the Wild".
Te trzy przykłady pokazują, w jaki sposób Nintendo zmieniło postrzeganie gier z otwartym światem. Odczuwamy to dopiero teraz, bo oczywiście pomysły musiały się przegryźć. Twórcy musieli mieć czas, żeby zachwycić się grą i co nieco z niej skraść. Ale efekt jest widoczny gołym okiem, a przykładów można znaleźć z pewnością więcej.
Jako świeży właściciel Switcha przekonuję się, jakie wrażenie do teraz robi ostatnia Zelda. Na grupach poświęconym konsoli co jakiś czas ktoś pyta, czy warto kupić "BotW". Rzadko kiedy odpowiedź jest przecząca. A nowi fani w większości zakochują się w produkcji. Ale jednak co innego miłość użytkowników, a co innego bycie wzorem do naśladowania.
To są moje pierwsze spostrzeżenia po graniu w "Immortals: Fenyx Rising". Pełną recenzję i ocenę gry przeczytacie na Polygamii w dniu premiery - 3 grudnia.