Fire Emblem Heroes jest już dostępny. I zaskakująco fajny
Idealny pomysł na wieczór.
Wiadomo, że jak to już nie Mario, to świat ma trochę bardziej w zadku, iż NINTENDO WYPUŚCIŁO MOBILNĄ GRĘ. Nawet jeśli ta jest już free-to-play i - co piszę z zachowaniem odrobiny ostrożności - prawdopodobnie jest nieznacznie lepszym tytułem. Fire Emblem Heroes reprezentuje jedną z najbardziej podziemnych marek Wielkiego N. Którą w ostatnich latach próbuje się wypchnąć na salony - od potrójnego Fates, przez romansik z Koei Tecmo, świetnie zapowiadający się remake klasyki na 3DS-a, po crossover z Atlusem i ich Shin Megami Tensei.
Fire Emblem Heroes - Trailer
No ale jest. Od dzisiaj. Od razu na Androidzie i iSprzętach jednocześnie. Bez reklam w środku, tak męczących w darmowych gierkach mobilnych. Z "duchowym" multiplayerem, kampanią fabularną, wydarzeniami oraz zadaniami sezonowymi. Słowem - jest duża od dnia zero. Dlatego po godzinnej sesyjce nie jestem jeszcze w stanie napisać zbyt dużo, oprócz wstępnej refleksji, że raczej zasłuży u nas na prawdziwą recenzję. Całe szczęście, weekend za pasem.
Po awanturze z płatnościami za Super Mario Run chwali się, że Nintendo wolało spróbować innego systemu. Zwłaszcza iż w pierwszych etapach zabawy raczej nie pomyślicie o mikrotransakcjach czy możliwych dzięki nim korzyściach. Niestety, aplikacja znowu wymaga stałego połączenia z Internetem, a łącze (i baterię) zżera z werwą studenta w rodzinnym domku. Warto ograniczyć ją na razie do grania w domu. Wiecie, w którym miejscu dokładnie najfajniej, nie każcie mi tego pisać.
Fire Emblem Heroes : Gameplay Overview
"No dobra, ale czym to Fire Emblem w ogóle jest, ty nintendoświrze?". Strategią turową. Czymś jak Final Fantasy Tactics, jak Front Mission, jak Devil Survivor czy Arc the Lad. Na pewno mieliście nie raz w Waszej karierze styczność z gatunkiem. Czy nadaje się na zabawę z telefonem? Zaskakująco - tak. System pojedynków jest przyspieszony aż miło, a grindowanie w pięciominutowej sesyjce wchodzi perfekcyjnie. To co, może spróbujecie? Nic nie tracicie przecież.
Adam Piechota