Yakuza Kiwami 2 - to remake, kontynuacja czy ksero?
Ponowne wejście smoka, który już wyszedł.
Trochę czasu nam zajęło, nim przekopaliśmy się przez „rzeczy ważniejsze” (Gamescom!), pourlopowaliśmy (prawie wszyscy, Krzysiek również pod tym względem nie miał ochoty się spieszyć) oraz ograliśmy zaległości. Dlatego tekst o Yakuzie ląduje u nas dopiero dzisiaj. Ale we wszystkim można znaleźć jakieś plusy - a ten będzie dość konkretny: obecnie wiemy o niebo więcej o przyszłości całego uniwersum Yakuzy. Owszem, „uniwersum”. Bo Judge Eyes należy wyłącznie do uniwersum, a nie samej serii. Co okaże się jeszcze istotniejsze podczas próby wytłumaczenia, jak będą wyglądały następne lata twórczości Toshihiro Nagoshiego. Stąd też taki tytuł, stąd rezygnacja z klasycznej formuły recenzji. Na tym etapie większość z Was zna już mój stosunek wobec Kazumy Kiryu. Niektórzy kojarzą, że bardzo szanuję wybuchowy scenariusz „dwójki”. Wiadomo, że przynajmniej „warto”. Dziś będzie inaczej. Mam nadzieję, nieco ciekawiej.
Zacząć wypada od rzeczy oczywistej. Jeśli przy tytule Yakuzy widzicie „Kiwami”, macie pewność, że to remake. Nie remaster - bo tych również nie brakuje w portfolio Segi - ale pełnoprawne unowocześnienie. Prawie jak w przypadku Shadow of the Colossus, Crasha czy Spyro. O ile jednak te pozycje "rimejkują" klasykę w skali 1:1, dodając wyłącznie bombastyczną oprawę wizualną, ferajna Nagoshiego filtruje swoje Kiwami przez wszystkie najnowocześniejsze odkrycia ostatnich odsłon. Bez zmian pozostawia tylko rdzeń fabularny. Nie grzebie przy nim w ogóle. Wszystkie scenki przerywnikowe trwają tyle samo, relikty szóstej generacji nadal będą straszyć („zabij trochę czasu” jako główne zadanie albo zupełnie niespodziewana konieczność wyłożenia ogromnej sumy, by popchnąć wątek do przodu), a pełny voice-acting usłyszycie tylko w ważniejszych segmentach. I może to zaboleć każdego, kto zawędruje tutaj tropem cyklu wydawniczego, a zatem po zamknięciu The Song of Life.
Ze wszystkimi plusami, ze wszystkimi minusami, ale obejrzycie dokładnie tę samą historię, która zachwyciła mnie na PlayStation 2. Bardzo „filmową” z braku lepszego słowa, z na siłę wepchniętą atrakcyjną panienką oraz kilkunastoma momentami trudnymi do przełknięcia w przypadku japonofoba. Będą zdrady zdrad przez zdradzonych zdrajców, będą uderzenia pięścią w mordkę rozjuszonego tygrysa, będzie fenomenalny czarny charakter z prawdopodobnie najbardziej satysfakcjonującym ostatnim starciem. Yakuza 2 stała w rozkroku między poważną narracją pierwowzoru, perspektywami olbrzymiej marki, niepoważnymi inspiracjami anime następnej odsłony - to wszystko musząc jakoś zmieścić w kajdanach odchodzącej do lamusa technologii. Wyszło… przedziwnie. Niemniej zapewniam, że zbliżając się do spektakularnego finału, będziecie już po uszy w tym szaleństwie, zaangażowani nawet wbrew własnemu gustowi. Bywa, to możliwe. Właśnie zamykając tę opowieść, stałem się ciężkim ultrasem Kazumy.
Nie dajcie się zmamić zapowiedziom „nowej kampanii”, jeśli dopiero co odświeżyliście sobie oryginał. „Saga” Majimy (odblokowywana po zaliczeniu piątego rozdziału) trwa króciutko, kultowy szaleniec nie może rozwijać swoich umiejętności i choć tłucze się w bardzo oryginalny sposób, a jego wątek fabularny nieco wzbogaca tło „dwójki”, w żadnym wypadku nie może być podstawowym powodem kupna Kiwami 2.
Pomiędzy Kiwami 1 a Kiwami 2 istnieje jednak istna przepaść. Nic dziwnego - dzieliły je na japońskim rynku niemal dwa lata, a ta pierwsza ukazała się również na PlayStation 3. Poza tym działają na innych silnikach graficznych. „Jedynka” dlatego z łatwością pyrkała w sześćdziesięciu klatkach i fizyczne ograniczenia w walkach maskowała toną błyszczących bajerów (patrz: Yakuza 0), a dosadniejszej w bitwach „dwójce” zdarza się często zakrztusić (patrz: Yakuza 6). Jednak na poziomie technicznym traktowanie jej wyłącznie jako „odgrzewanego kotleta” byłoby nieco niesprawiedliwe. Idzie do przodu, działa i wygląda jeszcze lepiej od The Song of Life. Jest nawet wyraźniejszym „symulatorem nocnej bestii”, oczarowując zwłaszcza wspaniale wykreowanym Sotenbori (to dzielnica w Osace, którą możecie kojarzyć z wątku Majimy w „zerówce”) w trybie FPP, a do tego znowu potrafi sprawić, że ma się ochotę męsko ryczeć po dłuższej sekwencji z klepaniem bandziorów.
Co z tym faktem zrobi dopiero Judge Eyes? Kiwami 2 - jak wiele „mniejszych” odsłon Yakuzy w ogóle - powstało tak naprawdę po to, by kupić deweloperom odrobinę czasu na dopilnowanie jakości prawdziwych kontynuacji. Call of Duty czy Assassin’s Creed, które klepane są także co roku, tworzą latami niezależne zespoły. Sedze pomaga recykling miejscówek, bo Kamurocho tutaj to właściwie kalka Kamurocho z „szóstki”. Niemniej przy całej nowej lokacji (nie jedynej zresztą) nie powinno Wam to w ogóle przeszkadzać. Nieznajomość odkurzonej sagi Smoka Kansai może być niczym odpuszczenie jednej odsłony jakiejś chronologicznie wypuszczanej marki - bo jest wyraźnym krokiem od The Song of Life w kierunku nadchodzącego spin-offa. Oraz, finalnie, jak nadal podejrzewamy pomimo zapowiedzi Judge Eyes, realnej kontynuacji, „nowej” Yakuzy (Shin Ryu Ga Gotoku) z narwanym Kasugą Ichibanem, którego zobaczyliśmy na zwiastunie w zeszłym roku (lub na zdjęciu obok, teraz). Spokojnie, spokojnie. Po dwóch latach istnej rzeźni wydawniczej nareszcie jesteśmy z marką na bieżąco. Od teraz obędzie się bez podobnych ataków nerdozy w tekstach branżowych. A do „nadrabiania” będzie „zaledwie” jedna nowa odsłona każdego roku.
Zaryzykowałbym zatem, że więcej w Kiwami rzeczywistej kontynuacji niż zwykłego remake’u (choć czyż nie tak jeszcze jakiś czas temu pojmowaliśmy w ogóle ideę remake’owania?). Wiadomo jednak, iż bez pewnych zabiegów rodem z punktu ksero żadna odsłona Yakuzy nie ujrzy światła dziennego. Ba. Tym razem jest tego nawet więcej niż w „zerówce” lub pierwszym Kiwami. W superdelikatnie usprawnionej formie powracają „minigierki” (cudzysłów, gdyż wymagają od chętnego wielu godzin) z zarządzaniem klubem randkowym (0) oraz budowaniem własnego gangu (6). Gra nawet nie zadaje sobie trudu, by je jakoś fabularnie umotywować. Po prostu „wrzućmy coś dużego i sprawdzonego, żeby było więcej zawartości”. Podobnie z atrakcjami większości lokalów na ulicach miast. Co innego oglądać znajome przerywniki na nowym silniku graficznym (toż to przyjemność!), co innego odczuwać dobitne deja vu również podczas zwyczajnego eksplorowania Kamurocho i Sotenbori.
Ale wydaje mi się, że ten problem dotyczy już każdej odsłony po Yakuzie 0, gdzie seria osiągnęła absolutny szczyt dziwactw, liczby minigierek i głupawych wątków pobocznych. Podczas gdy świeżak zakrztusiłby się bogactwem opcji, krzyczał w radości na karaoke, golfa, baseball, wyrywanie panienek, salon arcade (tym razem Virtua Fighter 2 i Cyber Trooper), weteran odczuje nawet pewną ulgę, że tym razem będzie mógł naprawdę skupić się na scenariuszu. W tej kategorii Sega zabrnęła poniekąd w ślepą uliczkę. Kolejny segregator kserówek należałoby przy Judge Eyes po prostu wywalić przez okno. A nawet odpuścić to mniej poważne oblicze serii z okazji dosadniejszej fabuły. Ale wiem, że wpłynęło to już tak mocno na status marki, że podobna rewolucja mogłaby się naprawdę źle przyjąć. Postuluję zatem o delikatną wstrzemięźliwość oraz masę prawdziwych nowości.
Tak to właśnie traktuję Kiwami 2. Mam z nią pewne problemy, nadal mnie zachwyca, pobudza do głębszego analizowania, czasem nudzi, czasem rozpala. Na tym etapie wieloletniej relacji z Kazumą - jest przede wszystkim ciekawym, technicznym interquelem, rozdziałem środka między tym, co uważam za zamknięte (walka Kiryu ze światem), a tym, czego wyczekuję i odrobinę się obawiam (Judge, kolejna Yakuza). Nie dam się jej tym niemniej zwieść, nie stracę przy niej następnych dwóch miesięcy. Może to zmęczenie materiału po ograniu czterech części w niecałe dwa lata. Potrzebuję odrobiny wytchnienia, nim znowu stracę głowę w Kamurocho. Was za to zachęcam. Albo po Kiwami, albo po „szóstce”, albo po „dwójce” - z każdej perspektywy prezentuje się nieco inaczej. To jej największa tajemnica oraz - bądź co bądź - atrakcja. Tylko świeżo z "zerówki" tu w żadnym wypadku nie wskakujcie.
Cześć. Nigdy nie grałeś w żadną Yakuzę, nie wiesz, co się dzieje? Spokojnie, postaramy się trochę pomóc. Yakuzy to silnie sfabularyzowane beat'em upy wymieszane z szalonym "symulatorem życia" w centrum Japonii. Kiwami 2 to remake Yakuzy 2 z 2006 roku, a zarazem dziewiąta pełnoprawna pozycja z tej serii wydana w języku angielskim. Chronologicznie opowiada trzecią historię - po Yakuzie 0 i Yakuzie 1 (której remake, Yakuza Kiwami, ukazał się w zeszłym roku). O uroku całej marki i wielu różnych jej inkarnacjach możesz przeczytać w poniższych artykułach. Wszystkie napisał ten sam autor. Bo kiedyś tylko jego to jarało. Wyprzedzał trendy. I brak mu skromności.