W sidłach H1Z1, czyli pamiętnik sceptyczki
Od momentu wielkiego sukcesu pewnego moda do Army 2, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać przeróżne symulatory apokalipsy zombie. H1Z1 to kolejny z nich. Możliwe, że jeden z ostatnich, bo moda na zombiaki powoli, dzięki Bogu, przemija.
Nie zrozumcie mnie źle - ostatnie 2 lata spędziłam biegając co noc po Czarnorusi w DayZ na silniku Army 2, walcząc o życie z krwiożerczymi umarlakami, jak i innymi ocalałymi. Lubię ten gatunek, ale nawet najlepsza piosenka świata wreszcie Wam się znudzi, jeśli będziecie jej słuchać raz po raz.
Z wyżej wymienionego powodu nie będzie to tekst obiektywny. Obiecuję też, że nie będzie przepełniony marudzeniem i narzekaniem, jednak bardzo ważne jest, byście zrozumieli, w jakim punkcie zaczynałam moją przygodę z H1Z1.
A był to punkt przesycenia, kiedy w mojej growej rutynie za dużo było zombiaków i survivalu. W momencie, kiedy zaczęłam swoją przygodę, gra była jeszcze pod skrzydłami Sony Online Enterainment, do czego na pewno kilka razy w tekście znajdziecie odniesienia. W tej chwili H1Z1 jest prowadzone przez Daybreak Game Company. Nadal jest we wczesnym dostępie, w którym ma pozostać przynajmniej do końca tego roku.
H1Z1 - wrażenia z gry 1. Początki Postawmy sprawę jasno. Ktokolwiek zapłaci teraz za H1Z1, wyda pieniądze tylko i wyłącznie na to, aby zostać testerem wczesnej wersji alpha gry, która w momencie ostatecznej premiery (ciekawe to czasy, kiedy człowiek musi rozróżniać pierwszą i ostateczną premierę...) przejdzie na model free-to-play i otworzy się na nowych graczy. Nie wiem jak Was, ale mnie to nie nastawia pozytywnie. To już nawet nie jest praca za darmo, to praca z dopłatą na rzecz szefa.
Oczywiście używając sformułowania "praca" popełniam duże nadużycie, bo nie ma tutaj checklist, scenariuszy testowych czy obowiązku raportowania błędów. Po prostu dostajemy, tradycyjnie już, nieskończoną grę w którą możemy sobie pograć ale nie do końca wypada pisać o jej błędach, bo przecież od początku jasno wszyscy mówili, że to nie jest pełna gra a jej wczesna wersja.
To widać. Na samym początku gra zmusiła mnie do zdjęcia słuchawek, bo dźwięki w intro były okrutnie głośne, a nigdzie w menu przed zalogowaniem na serwer nie ma dostępu do opcji.
Nie wiem, który projektant za to odpowiada, ale pozostaje mi się modlić, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i to zmienią. Mają przecież całkiem sporo czasu.
Na tym etapie nie ma tutaj zbyt wielu opcji, czy ekranów. Wybieramy serwer i włączamy się do gry.
H1Z1
Obecnie można wybrać jeden z trzech trybów: podstawowy PVP, gdzie w świecie przepełnionym zombiakami musimy obawiać się też innych graczy, PVE gdzie inni gracze nie stanowią zagrożenia, oraz serwery BattleRoyale.
Jeśli ta trzecia nazwa niewiele Wam mówi, śpieszę z wyjaśnieniem - to tryb, w którym gracze są zrzucani ze spadochronów na mapę, gdzie rozpoczynają bój na śmierć i życie. Ten, który przetrwa jako ostatni, wygrywa. Brzmi jak "Igrzyska śmierci”? W zasadzie tak... ale radzę nadrobić braki w kinematografii i sięgnąć po "Battle Royale” z 2000 roku. Po pierwsze, ten drugi film o wiele lepiej obrazuje krwawą jatkę, jaka ma miejsce na serwerach w H1Z1, a po drugie, możecie przy okazji zobaczyć, jak bardzo wtórne było Hunger Games.
Zaczynam przygodę. Loguję się na zaludniony serwer PVP... i bardzo szybko ginę.
Przy czym 'bardzo szybko' oznacza jakieś 60 sekund od załadowania się gry. Dobra, zmiana planów. Może na kogoś wpadłam.
Zaczynam przygodę po raz drugi. Loguję się na średnio zaludniony serwer PVP, rozglądam się wokół... przez kolejne 5 minut nic nie próbuje mnie zabić. Wreszcie korzystam z okazji i przechodzę do opcji gry. Ustawienia graficzne przełączam na maksymalne, chwile siedzę w klawiszologii. Ginę.
H1Z1
Widzicie, moje początki z H1Z1 nie należały do szczęśliwych. Ktoś podbiegł do mnie, kiedy siedziałam w opcjach i po prostu mnie zaszlachtował. Szczerze mówiąc to nic nadzwyczajnego - nie raz miałam taki problem w DayZ ale biorąc pod uwagę, że nie można wejść do opcji przed zalogowaniem się na serwer, to trochę sprawa stracona.
Chwilę zastanawiam się, czy wejść na serwer PVE, aby najpierw ogarnąć grę, a dopiero potem przełączyć się na trudniejsze PVP, ale po chwili odrzucam tę opcje. Jeśli inni gracze nie są zagrożeniem, to całą survivalową otoczkę szlag może trafić. W takich produkcjach to własnie strach przed kolejnym spotkaniem, niepewność intencji i bezcenne momenty kooperacji nadają całości sens.
Ostatecznie nie loguję się nigdzie.
2. Pierwsze kroki Loguję się ponownie następnego dnia. Rozpoczynam przygodę na pierwszym lepszym serwerze PVP o średniej populacji. Serwerów jest sporo i bez problemu można sobie coś znaleźć. Dzięki wcześniejszym doświadczeniom z grą mam opanowane sterowanie, więc tym razem nie tracę czasu i nie ryzykuję zaglądając w rozpiskę klawiszy czy opcje graficzne.
Jest noc, a ja znajduję się pośrodku lasu - świat wokół wygląda pięknie. Nie znam mapy, więc udaję się w przypadkowo wybranym kierunku. W lesie mogę zbierać podstawowe zasoby: gałęzie, patyki czy jagody. Krzaków jest wiele i mój mały plecak bardzo szybko się zapełnia, więc zaczynam kombinować.
System craftingu w grze zasługuje na kilka słów uznania. Po pierwsze, jest inny niż w produkcjach z tej półki. Po drugie, wygląda na przemyślany. Po trzecie, jest całkiem intuicyjny.Craftowanie ma dwie fazy. Pierwsza to odkrywanie przepisów, co polega na przeciąganiu różnych składników do jednego "worka" i sprawdzaniu, co można z tego zrobić. Jeśli nasza postać odkrywa jakieś zastosowanie, to pojawia się ono w zakładce "crafting" na liście przedmiotów. Tak oto stworzyłam ognisko i strzałę. Jeszcze tylko łuk i coś, czym mogłabym zapalić ognisko, a będziemy mogli uznać tą sesję za udaną.
H1Z1
Podczas tej rozgrywki spotykam na swojej drodze pierwsze zombiaki. Jak na produkcję, w której powinny być one głównym daniem, nie ma tego wiele, do tego w większości są powolne i nie stanowią zbyt wielkiego zagrożenia. Autorzy podobno już niedługo mają dodać do gry niebezpieczne hordy nieumarłych. Zobaczymy. Jak na razie mój pierwszy towarzysz, którego uznałam za stosowne nazwać Stefan, towarzyszył mi dość długo, nie zakłócając zbytnio mojej wędrówki. Rozstaliśmy się dopiero kiedy znalazłam pierwszą prawdziwą broń w postaci noża. Stefan już na zawsze został w tamtym miejscu, a ja poszłam dalej.
Zombie padają po kilku ciosach. Należy też odnotować fakt, że każdy kolejny cios odpowiednio miota zombiakiem zgodnie z wektorem siły, co jest dziwnie sycące. Jak już pisałam, spędziłam niezliczone godziny w DayZ i zabijanie zombiaków nie było tam nawet w połowie tak satysfakcjonujące jak zabicie Stefana.
Tego dnia po raz pierwszy widziałam też broń palną. Zaczęło świtać, kiedy dotarłam do czegoś, co wyglądało jak pozostałości po obozie letnim - masa drewnianych domków w lesie. W jednym z nich znalazłam karabin snajperski z dwoma pociskami oraz pistolet M1911 z czterema pociskami.
Wychodząc spotkałam gracza, który na pierwszy rzut oka nie stanowił zagrożenia - nie miał w rękach ani na plecach żadnej broni. Mój mózg z pewnym opóźnieniem powiązał to z faktem, że mimo że sama miałam przy sobie już trzy sztuki broni, to moja postać dzierżyła w ręku tylko nóż. Ani pistoletu, ani karabinu nie było widać. Ale było już za późno. Te fakty połączyły się w całość dopiero wtedy, gdy padłam martwa.
3. Towarzystwo Do nastepnej rozgrywki razem ze mną na serwer zalogował się mój znajomy. Oboje doświaczenia w H1Z1 mieliśmy tyle co kot napłakał, więc pierwsze wyzwanie było znaczące. Trzeba było się znaleźć. W tej chwili mapa z H1Z1 stanowi jakąś 1/4 mapy dostępnej w DayZ (gdzie gracze mają do dyspozycji około 255 km kwadratowych), ale te wartości nie mają żadnego znaczenia jeśli człowiek nie zna okolic. Oboje widzieliśmy przed sobą wielką górę, więc zakładając, że takowa może być tylko jedna, umówilismy się na jej szczycie.
H1Z1
Czy się znaleźliśmy? Nie w tym życiu.
Za to miałam dużo czasu na crafting. Ustaliliśmy, iż mój znajomy będzie mnie szukał, a ja będę stać na najwyższym szczycie najwyższej góry (która jest w zasięgu mojego wzroku). Odkryłam więc kilka rzeczy czekając bezczynnie na szczycie.
Po pierwsze, jeśli człowiek potraktuje ciało zombiaka kilkoma dodatkowymi ciosami po tym, jak umarlak już padnie, to może pozyskać dodatkowe materiały. Po drugie, zombiaki od czasu do czasu mają loot podobny do tego, jaki mają napotkani gracze. Po trzecie, stworzyłam łuk. Po czwarte, zabicie zombiaka strzałem w głowę to najprzyjemniejsze doznanie, jakiego miałam na razie przyjemność doświadczyć w tej grze. To takie małe drobnostki, ale cieszą i sprawiają, że strzelanie do zombiaków stanowi pewną formę rozrywki (sick! Rozrywka w grze!), a nie katusze, podczas których człowiek modli się, żeby więcej się tych na wpół zgniłych kreatur nie napatoczyło.
Po dwóch kolejnych życiach udało się nam wreszcie spotkać. Oboje byliśmy już mądrzejsi o kilka cennych lekcji. Udało nam się nie tylko rozpalić pierwsze ognisko, ale i upiec wcześniej upolowaną zwierzynę. W ciemności czekaliśmy na wschód słońca, aby rozpocząć pierwszą eksplorację jako drużyna.
4. Eksploracja A niech mnie! Wszystko można lootować. Sprawdzać wraki, szafki, półki. Niby nie jest to tak jak być "powinno" - przedmioty nie są w większości porozwalane po pokojach, tylko trzeba ich szukać w szafkach i innych pojemnikach, których przeszukiwanie sprowadza się do odczekania 4 sekund przy pojemniku i wyświetleniu listy dostępnych przedmiotów. Ale po chwili przestaje to przeszkadzać, a człowiek cieszy się, że znalazł pierwszą czapkę, plecak czy puszkę z jedzeniem.
Spotykamy graczy, czasem solo, czasem w grupach. Nikt nie atakuje. Po przywitaniu za każdym razem dochodzi do krótkiej rozmowy, w której obie strony pytają, czy ktoś potrzebuje pomocy, czy może szuka czegoś konkretnego. Od pierwszego gracza otrzymujemy spory zapas jagód, dwóch kolejnych wskazuje nam drogę do miasta.
Nie jestem już taka pewna, czy wszyscy do siebie strzelają przy pierwszej lepszej okazji.
H1Z1
5. Survival W drodze do miasta znajdujemy bazy graczy. Są bardzo podobne do tego, co pamiętam z mojej krótkiej przygody z Rustem. Drewniane konstrukcje, często okalane drewnianym ogrodzeniem. I wtedy do naszych uszu dochodzi dziwny dzwięk. Wystrzał? Wiatr? Nie wiem co to jest, ale rytmicznie się powtarza. Przez chwilę szukamy źródła dzwięku. Okazuje się, że to zbiornik wody deszczowej. Cholera! Od lat gram w gry survivalowe, dlaczego widzę to pierwszy raz w życiu? Ze zbiornika można pozyskać brudną wodę, a ze stojącej obok pułapki mój towarzysz wyciąga małą zwierzynę. Gotujemy wodę i pieczemy zwierzynę w zaimprowizowanym palenisku wymieniając się uwagami dotyczącymi survivalowych aspektów gry. W zasadzie można by tu przeżyć w lesie. W opcji oszczędnej wystarczy zbierać niespotykanie wielkie zapasy jagód, które są pożywne, a jednocześnie gaszą pragnienie. Jednak jeśli dorobimy się łuku i strzał, robi się o wiele łatwiej, bo pieczone mięso szybko napełnia żołądeki. "Na coś takiego liczyłem w DayZ" - słyszę i muszę przyznać, że ja też.
6. Miasta Stare słowiańskie przysłowie mówi: "Jeśli chcecie zginąć, to idźcie do miasta". No dobra, nie mówi. Ale gdyby tak brzmiało, to byłoby całkowicie prawdziwe.
H1Z1 nie jest wyjątkiem i jak w każdym innym survivalu miasta stanowią tutaj gorące punkty na mapie. To tutaj po raz pierwszy ktoś otworzył do naszej drużyny ogień. Być może to przez to, że bylismy w budynku policyjnym, gdzie podobno spawnuje się najwięcej broni (jeśli tak, to mieliśmy strasznego pecha, bo nic nie znaleźliśmy). To tutaj też zabiliśmy naszą pierwszą ofiarę. Z łuku. Nie mieliśmy nic więcej. Jego kolega nadal krzyczał (oczywiście po rosyjsku) przed wejściem do budynku, kiedy ostrożnie przeszukaliśmy zwłoki nieznajomego. Nie miał przy sobie wiele więcej niż my, ale wszystko, co udało nam się zmieścić w plecakach, zabraliśmy ze sobą.
Mimo że miasto oferuje dużo przedmiotów i wysokie prawdopodobieństwo znalezienia broni, to stwierdziliśmy, że ryzyko jest zbyt duże. Może nasze 2 łuki i trochę zapasów żywności nie byłyby dla nikogo zbyt atrakcyjną zdobyczą, ale dla nas były wszystkim. Po sprawdzeniu może 3 budynków wycofaliśmy się w stronę pobliskiego lasu. Wychodząc z jednego z budynków natrafiłam na gracza - wyglądało na to że był równie bardzo zestresowany tym spotkaniem co ja, bo oboje w trybie pilnym rozbiegliśmy się w 2 różne strony.
H1Z1
7. To jest nasza przygoda Znaleźliśmy broń palną w jakimś zajeździe przy drodze. Nie byliśmy nastawieni agresywnie, więc trzymaliśmy się przez większość czasu na uboczu. Razem ze znalezioną snajperką zaszliśmy pod sam kraniec mapy, gdzie spotkaliśmy gracza. Zauważył nas pierwszy, jednak mieliśmy przewagę liczebną i - wydawałoby się - sprzętową. Ten jednak popatrzył na nas chwilę, po czym usiadł przy swoim ognisku i nie odzywając się zajął własnymi sprawami.
Korciło mnie, aby wypróbować nową broń, jednak w całej sytuacji było coś magicznego. Skoro ja nie chciałam być zabijana bez słowa i bez przyczyny, to nie było żadnego powodu, by nękać tego pustelnika. Pozdrowiliśmy się wzajemnie i ruszyliśmy w dalszą drogę. Tego dnia zakończyliśmy też naszą przygodę.
Logując się następnego dnia okazało się, że w nocy przeprowadzono aktualizację gry, a wraz z nią wyczyszczono wszystkie dane. Oczywiście deweloperzy o tym uprzedzali, zakres zmian po prostu wymusił wipe i mimo że nie jest to najprzyjemniejsza rzecz dla graczy, to był on potrzebny.
H1Z1 mnie zaskoczyło. Podchodziłam do tej produkcji jak pies do jeża, z góry spisując ją na straty, a jednak gra mnie do siebie przekonała. Nie jest to nowość, nikt nie odkrywa tutaj Ameryki w konserwach ani nie próbuje udawać, że pokazywana rozgrywka jest innowacyjna... ale wszystko co do tej pory pokazano jest wykonane porządnie.
Zdarzają się bugi. Gra ma problem z cheaterami. Ale jednocześnie ma bardzo sprawny zespół deweloperów, społeczność i szanse na bycie jedną z najlepszych gier survivalowych. Oczywiście to wczesny dostęp i należy brać pod uwagę wszystkie ryzyka, łącznie z tym że deweloperzy mogą nagle zniknąć porwani przez ufo czy cokolwiek innego. Ale bawiłam się w H1Z1 dobrze.
Kwestią, która wciąż budzi wątpliwości, są zrzuty. Mogą zawierać amunicję, broń, prowiant i wiele innych przydatnych przedmiotów. Ich główny problem? Są płatne. Ludzie zarzucają H1Z1, że to pay-to-win, ale szczerze mówiąc ja tego tutaj nie widzę. Nadlatujący zrzut jest widoczny dla wszystkich graczy w okolicy i bez problemu można go przechwycić - to taki event, który ktoś funduje dla całego serwera. Było wiele nieporozumień w tym temacie, szczególnie że zrzuty we wcześniejszych wersjach gry były zbugowane i mogły się pojawić dosłownie kilka metrów od gracza zamawiającego (mimo że powinny kilkaset metrów), ale teraz działają całkiem nieźle. A jeśli komuś nie chce się na nie wydawać realnej gotówki, to może pobawić się na serwerach BattleRoyale, gdzie po każdej rundzie dostajemy prezenty w zależności od miejsca, na którym skończyliśmy. I tak jednym z nich jest bilet na przywołanie zrzutu.
Przed H1Z1 jeszcze długa droga, ale cieszy fakt, że wszystko w tej chwili działa na dosyć solidnych podstawach. Może być całkiem nieźle. Mam tylko nadzieję, że twórcy dobrze zbalansują rozgrywkę i po ostatecznej premierze gra nie zmieni się w pay-to-win. Bo wiecie, to wczesny dostęp i mimo że teraz wszystko wygląda całkiem nieźle, to wszystko będzie się jeszcze kilka razy zmieniać.