W kalejdoskopie: Call of Juarez: Więzy Krwi
No i jak Wam się podoba Call of Juarez: Więzy Krwi? Chyba nie przesadziliśmy zbytnio najpierw zdając Wam raport z pokazu, a później już przy okazji pełnoprawnej recenzji. Warto zobaczyć, jak oceniają grę dziennikarze nieskażeni lokalnym patriotyzmem, którzy również wystawili już swoje oceny. Zapraszam do kolejnego odcinka "W kalejdoskopie".
06.07.2009 | aktual.: 18.01.2016 12:19
Zacznijmy od Thierry Nguyena z 1UP, który wystawił grze ocenę B i wziął pod uwagę m.in. nawiązania do poprzedniej części Call of Juarez. Podsumowanie Więzów Krwi brzmiałoby "polskie Call of Duty z kowbojskimi kapeluszami". Tryb dla samotnego gracza składa się z 15 liniowych misji, które skupiają się na braciach McCall, Ray'u i Thomasie. Dwaj zabijacy z Wojny Secesyjnej opuszczają swój oddział i wplątują się w aferę z konfederackimi lojalistami, bandytami, stróżami prawa, Apaczami i Meksykanami. Mimo że gra jest prequelem teoretycznie nie musicie znać pierwszej części, by zrozumieć o co chodzi. Jednak Ci, którzy pamiętają fabułę COJ napotkają mieszaninę momentów „a-ha!” (jak na przykład wgląd w to, jakim skurczybykiem był Ray zanim stał się grzmiącym cytatami z Biblii twardzielem) oraz niezręcznego „hej, to nie pasuje” (Thomas jest mniejszym dupkiem, niż w poprzedniej grze). Eurogamer, a konkretnie Oil Welsh był nieco bardziej krytyczny przyznając Więzom Krwi 7/10. W swojej recenzji wyliczył on kilka z doskonale znanych nam klisz, które znalazły się w grze.
Więzy Krwi galopują przez każdy możliwy westernowy banał, ale robią to z takim wigorem i wyczuciem stylistyki, że jazda na pewno Wam się spodoba. Pierwszy rozdział puszcza oko do Call of Duty z przedstawieniem bitwy z Wojny Secesyjnej, ale później bracia od razu stają się wyjętymi spod prawa dezerterami. Wpadają do saloonów wraz z gradem pocisków, wyłamują kraty w więziennych oknach za pomocą konia, kradną dyliżans, zakochują się w meksykańskiej bandytce, uznają honor i dumę rodowitych Amerykanów i zabijają mnóstwo innych rodowitych Amerykanów, jak również Meksykanów, stróżów prawa, przestępców, jankesów, buntowników, poszukiwaczy złota. Jeff Haynes, w swojej recenzji dla serwisu IGN, przytomnie zwrócił uwagę między innymi na rolę w całej historii trzeciego z McCallów. Ocena wystawiona grze to 7,7
Historia opowiedziana jest raczej sprawnie i wszystko w końcu łączy się ze sobą, tworząc solidną podstawę dla wydarzeń z poprzedniej gry. Duża w tym rola Williama, najmłodszego McCalla, który jest narratorem pomiędzy rozdziałami i dopowiada graczowi brakujące wydarzenia z życia swojego rodzeństwa. Matt Miller z Game Informer Online w swojej krótkiej recenzji nie znalazł powodów przy grze przyznać mniej niż 8. W końcu Techland od czasu do czasu daje nam szansę na prawdziwe pojedynki rewolwerowców. Częste odejście od zwykłego strzelania przykuwa uwagę gracza. Klasyczne pojedynki jeden na jednego są naprawdę wymagające i pełne napięcia. Krótkie, historycznie kontrowersyjne, sekwencje z karabinem Gatlinga podbijają współczynnik destrukcji. Kilka pobocznych misji, pozwala odetchnąć od fabuły i skosztować rozgrywki korzystającej z otwartego świata. Natomiast Tom Orry z Videogamer spodziewa się, że gra znajdzie swoją grupę wiernych fanów, których przyciągnie inny, niż zwykle tryb multiplayer. Tom ocenił Więzy Krwi na 7. Rozgrywka wieloosobowa robi co może, by jak najlepiej wykorzystać osadzenie jej na Dzikim Zachodzie. Są tu standardowe tryby deathmatch, uzupełnione systemem zdobywania kolejnych poziomów, ale ciekawszy jest drużynowy tryb oparty o znane z westernów scenariusze. Nie ma znaczenia, czy atakujecie bank czy go bronicie, albo czy próbujecie zabić prawnika czy gracie jego ochroniarzy, te misje, oparte o wyznaczone cele mają o wiele więcej charakteru, niż stary, zwykły deathmatch. Nie wydaje nam się, by Więzy Krwi doczekały się społeczności pozwalającej rywalizować z najlepszymi w branży, ale grupa oddanych fanów jest prawie gwarantowana. Na koniec zostawiłem sobie opinię Randolpha Ramsaya z GameSpotu, który tak oto podsumowuje swoją recenzję, w której ocenił grę Techlandu na 8: Dobrze poznacie braci, gdy będą narzekać, droczyć się i przeklinać w trakcie przygody w Więzach Krwi i wszystko wydaje się wzięte prosto z hollywoodzkiego westernu. Porównanie do filmu jest na rzeczy ponieważ silna narracja i wysoka wartość produkcji składają się na prawie kinowe przeżycie. Dodajcie do tego emocjonującą rozgrywkę, a Call of Juarez: Więzy Krwi staje się idealnym sequelem. Takim, który góruje nad oryginałem niemal w każdym elemencie. Mimo że grę kaleczy krótka rozgrywka i kiepskie SI przeciwników, wszyscy, którzy szukają uciechy i innego, niż przy pozostałych strzelaninach doświadczenia, nie powinni wahać się przed zabraniem się na przejażdżkę z McCallami. No i tak to wygląda. Całkiem nieźle, prawda?
Maciej Kowalik