Trudny okres dla Blizzarda jeszcze się nie skończył
Przyznam szczerze, że nawet nie wiem od czego zacząć.
12.10.2019 | aktual.: 13.10.2019 20:36
Październik i listopad w branży gier wideo był, i w zasadzie dalej jest, gorącym okresem, w którym ukazywało się najwięcej najciekawszych gier przygotowanych przez największych wydawców. W przeciągu dwóch ostatnich lat stał się to również czas, w którym wybuchają mniejsze lub większe afery związane ze światem giereczek, nierzadko wychodzące poza to dość zamknięte grono.
Jesień 2017 roku lootboksami stała, głównie za sprawą Battlefronta II, “Paybacka” i “Shadow of Wara”, które przelały czarę goryczy i wywołały do dziś trwającą dyskusję na temat skrzynek z wirtualnymi nagrodami i postrzeganiem ich jako hazard. Z kolei końcówka zeszłego roku minęła nam pod znakiem kolejnych wpadek Bethesdy przy okazji premiery Fallouta 76 (niepodrobiona recka Joasi do przeczytania tutaj), jak i Blizzconu, w trakcie którego zapowiedziano Diablo Immortal dedykowane urządzeniom mobilnym. I choć przedstawiono tam kilka ciekawych rzeczy dotyczących rozwoju Overwatcha czy Classica do World of Warcraft, to o BlizzConie 2018 mówi się raczej w kontekście wielkiego rozczarowania.
Blizzard Entertainment zawiesza profesjonalnego gracza Hearthstone
W tym roku znów na językach jest “Zamieć” i znów pisze się o niej w negatywnym kontekście. Tym razem jednak sprawa jest znacznie bardziej poważniejsza, bo nie dotyczy gier samych w sobie i ich odbioru przez społeczność, a polityki firmy. We wtorek pisałem dla Was o zawodniku Hearthstone’a o ksywce „Blitzchung”, który w trakcie pomeczowego wywiadu, wyraził swoje poparcie dla protestów odbywających się Hongkongu, które są skierowane przeciwko chińskim władzom. Od tamtego czasu minęło kilka dni, a Internet (jak to ma w swojej naturze) eksplodowała. Cała sprawa przerodziła się zaś w międzynarodową aferę o wolność słowa i wpływ chińskiej korporacji na zachodnich deweloperów.
Tuż po tym, jak Blizzard zawiesił “Blitzchunga” i zapowiedział, że nie wypłaci zawodnikowi pieniędzy za udział w turnieju Grandmaster, ponieważ ten naruszył regulamin zawodów, w Internecie pojawiło się bardzo wiele negatywnych komentarzy odnośnie polityki firmy; i to z absolutnie wszystkich stron, nawet tych, które z grami mają niewiele wspólnego.
Krytyka Blizzarda ze strony graczy
Na początku sprzeciw wyrazili sami gracze, którzy zalali Reddita i inne tego typu fora, memami, krytykującymi decyzję firmy, która miała ukarać gracza, jak i dwóch komentatorów tak surową karą, by przypodobać się chińskim władzom i tamtejszym korporacjom. Wszystko to, by już niedługo rozpocząć produkcję i późniejszą dystrybucję gier przeznaczonych na chiński rynek, którego wartość w 2018 roku była największa na świecie i wyniosła 34,4 mld dolarów. Oczywiście mowa tylko o rynku gier wideo. Według analityków z Newzoo, pod względem dostępności gier królują smartfony, które w 2018 roku stanowiły 37% rynku. Łącząc jedno z drugim uzyskujemy… dokładnie, Diablo Immortal. Oczywiście to tylko spekulacje graczy, zaś samo szefostwo, w osobie prezesa, J. Allena Bracka, w wywiadzie dla GameSpotu (artykuł ukazał się przed zawieszeniem "Blitzchunga"), podkreśla, że Blizzard jest firmą od gier na PC i to się nie zmieni. Czyli w zasadzie społeczność usłyszała to, co chciała usłyszeć - po zeszłorocznym BlizzConie takie uderzenie wyprzedzające było jak najbardziej wskazane.
Symbolem wsparcia graczy dla zawieszonego zawodnika i komentatorów, ale też wszystkich protestujących w Hongkongu, stała się Mei, przesympatyczna bohaterka z Overwatcha, pochodzącą z chińskiego miasta Xi'an. Obrazków takich jak ten poniżej znajdziecie w Sieci od groma, co tylko pokazuje skalę całego zamieszania. Z racji tego, samej grze grozi całkowity ban w Chinach, co nie byłoby takie dziwne - odsyłam do artykułów Aśki i Adama, w których opisali losy horroru Devotion.
Innym działaniem graczy miało być masowe usuwanie kont na platformie Blizzarda, jednak ze względu na duże zainteresowanie tego typu działaniami, pojawiał się błąd, który to uniemożliwiał. Nie pomogła nawet weryfikacja via (jakby to Dżoana napisała) SMS, a według najnowszej aktualizacji na stronie firmy, należy podać swoje dane osobowe, zaś sam proces może potrwać do 30 dni. Zdaniem firmy było to spowodowane przeciążeniem serwerów, co nie jest nieprawdopodobne - na łamach Polygamii w ciągu ostatniego miesiąc nie raz pisałem o słabej infrastrukturze sieciowej firmy.
Część pracowników Blizzard Entertainment zawiedziona postawą firmy
My zaś jednak wracamy do całej sprawy, na temat której wypowiedzieli się pracownicy Blizzarda, nie zgadzający się na taką politykę firmy - dotyczy to byłych, jak i tych aktualnych deweloperów. Misję firmy wyznacza osiem wartości: najpierw gra, idealna jakość, graj uprzejmie-graj fair, bądź dumny ze swej pasji, każdy gło się liczy, myśl globalnie, lider przykładny i ucz się i rośnij. Te sentencje możemy znaleźć wypisane na okręgu przed siedzibą firmy, ale zdaniem części pracowników firmy, niektóre z nich są niezgodna z niedawnymi decyzjami firmy - chodzi o myśl globalnie i każdy głos ma znaczenia. Właśnie te dwie płyty zostały zasłonięte kartkami, a dodatkowo, kilkudziesięciu deweloperów wyszło przed siedzibę firmy i przy słynnym pomniku orka, protestowało przeciwko decyzjom “góry”. Nie wiadomo, ilu dokładnie osób było zaangażowanych w akcje, ponieważ uczestnicy ciągle się zmieniali.
Radykalną opinią na temat aktualnego stanu Blizzarda, a także innych zachodnich spółek, podzielił się niedawno Mark Kern, były pracownik omawianej w tym artykule firmy. Jego zdaniem, chińskie firmy po części stanowią własność państwa, a co za tym idzie, tak naprawdę tamtejsze władze pod płaszczykiem korporacji zajmują coraz silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej w kwestii rozrywki (filmy i gry wideo). Kern, w swoim oświadczeniu wyznaje także, że odmówił przyjęcia łapówki na kwotę dwóch milionów dolarów, która miała skłonić go do przyzwolenia na inwestycji z Chin w jego nowej firmie (tej, którą założył po odejściu z Blizzard Entertainment). Jako że artykuł już dawno wymknął się jakimkolwiek normom “newsa”, zainteresowanych odsyłam do pełnego oświadczenia tutaj - dość przejmująca lektura, trzeba przyznać.
Ilu esportowców, tyle opinii
Wsparcie dla kolegi po fachu wyrazili również inni zawodnicy, ale też osoby zaangażowane w esportową scenę Hearthstone’a, choć tutaj zdania są bardziej podzielone. Część z nich zauważa, że wszyscy zgodzili się na przestrzeganie regulaminu, a w przypadku odstępstw od niego, firma zwyczajnie wyciąga konsekwencje. Problem stanowi jednak sposób zapisu zasad, który daje Blizzardowi dużą dowolność w kwestii interpretacji, tego, co “publicznie zniesławia albo obraża część publiczności, lub w inny, negatywny sposób wpływa na wizerunek firmy”. Mało precyzyjne zasady nie zwalniają jednak z ich przestrzegania, zwłaszcza jeśli wcześniej się je zaakceptowało. Między innymi tak uważa Brian Kibler, komentator, który w swoim oświadczeniu napisał, iż rozumie działanie firmy, ale zauważa, że kara była zbyt surowa. Cała ta sytuacja skłoniła go do zaprzestania współpracy z Blizzardem, nie wiadomo czy będzie ona czasowa czy raczej permanentna. Odejść zdecydował się również inny komentator turnieju Grandmasters, Nathan „Admirable” Zamora, który również zostawił sobie furtkę na ewentualny powrót, o ile, rzecz jasna, polityka firmy ulegnie zmianie.
Inny “caster”, Simon Welch, postanowił nie opuszczać Hearthstone’owej “rodzinki”, ale w pełni popiera działanie „Blitzchunga” i dodaje, że każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów. Dlatego dalej będzie wspierał esportową scenę karcianki, choć jego przekonania są inne, niż te, które aktualnie reprezentuje Blizzard.
Wyraźniejszym działaniem było zachowanie uczestników jednej z drużyn w trakcie American Collegiate Hearthstone Championship - zawodnicy wypisali na banerze hasła wzywające do bojkotu Blizzarda i wyzwolenia Hongkongu. Według najnowszych informacji firma postanowiła nie wyciągać wobec studentów żadnych konsekwencji, co trochę kłóci się z jej wcześniejszą decyzją o zawieszeniu „Blitzchunga”. A jeszcze bardziej wydaje się to dziwne w obliczu wydanego dzisiaj oświadczenia, ale o tym później.
Konkurencja nigdy nie śpi - Epic Games i Riot o postawie Blizzarda
Na PR-owej porażce Blizzarda znów postanowił się ktoś wybić - w zeszłym roku, po feralnym Blizzconie, Joanna (coś dużo tej Wiedźmy dziś) pisała dla Was o mało subtelnej promocji Warhammer: Chaosbane. Tym razem, Tim Sweeney, szef Epic Games, postanowił wykorzystać słabość konkurencji i zapewnił, że wszyscy - gracze, “influencerzy” czy esportowcy - mają prawo do wyrażania swojej opinii na dowolny temat. Część użytkowników Twittera zauważyła, że Epic Games jest częścią chińskiej korporacji Tencent, która niedawno stała się większościowym udziałowcem w Funcom. Sweeney odpiera jednak wszelkie zarzuty:
Dodał także, że gdyby chiński moloch zagroził zabraniem swoich udziałów, to i tak nie zmieniłby zdania.
Riot Games, twórcy ultra popularnego League of Legends, również postanowili odnieść się do kwestii cenzury i blokowania treści stricte politycznych. Ich zdaniem, rozgrywki esportowe nie są odpowiednim miejscem na wyrażanie swoich poglądów politycznych i zaleca, by unikać poruszania ich w trakcie oficjalnych rozgrywek. Może zagrozić to bezpieczeństwu osób - pracownikom firmy, zawodnikom czy samym kibicom - które znajdują się na wrażliwych terenach (w tym Hongkongu). W oświadczeniu nie ma jednak mowy o karaniu kogokolwiek czy wyłączaniu transmisji, gdyby komuś zebrało się na odwagę i chciał powiedzieć kilka słów niezwiązanych z turniejem.
Do krytyki Blizzarda swoje trzy grosze dołożyli również amerykańscy politycy. Ryon Wyden, Demokrata Oregonu, i Marco Rubio, republikański senator Florydy, ostro skrytykowali działanie firmy. Ich zdaniem, godzi ona w amerykańskie wartości, co łączy się z wypowiedzią Marka Kerna, który również wspomina o “upadku amerykańskich (czytaj zachodnich - dop. red.) ideałów”.
Oficjalne oświadczenie Blizzarda i zmniejszenie kary dla „Blitzchunga”
A co o tym wszystkim myśli sam Blizzard? Nie wiem czy to przypadek, czy może raczej to los tak chciał, że gdy dziś rano odebierałem laptop z serwisu (tak, to dlatego mnie nie było jakiś czas na Polygamii), to akurat trafiłem na informacje o oficjalnym oświadczeniu firmy. Tak jak wspomniałem kilka akapitów wcześniej, firma trzyma się stanowiska, iż „Blitzchung” najzwyczajniej w świecie złamał regulamin i totalnie nie ma znaczenia treść jego wypowiedzi. J. Allen Brack dodaje, że gdyby z komunikatu wynikało, iż zawodnik wspiera działania chińskiego rządu, to również zostałby ukarany. Zapewnia także, że dalej będzie egzekwował przestrzeganie swoich zasadach:
Jak zatem interpretować nie wyciągnięcie konsekwencji wobec studentów z turnieju American Collegiate Hearthstone Championship? Możliwe, że J. Allen Brack miał na myśli tylko rozgrywki na najwyższym szczeblu, takie jak Grandmasters, jednak brak dokładniejszych informacji w tym temacie. Jeśli takowe się pojawią, wpis zostanie zaktualizowany.
Blizzard postanowił także zmniejszyć karę dla „Blitzchunga” - zawodnik dostanie pieniądze, które przysługiwały mu na etapie, na którym zakończył turniej, zaś okres wykluczenia został skrócony do sześciu miesięcy. Kara dla dwóch komentatorów również została zmniejszona - podobnie, jak „Blitzchung” muszą poczekać pół roku na powrót na scenę.
Jaka przyszłość czeka Blizzard?
Tegoroczny Blizzcon może być dla firmy jednym z ważniejszych wydarzeń od lat i nie chodzi tylko o pokazanie, jak najwięcej smakowitych kąsków dla swojej społeczności. Firma musi udowodnić wszystkim - fanom, komentatorom, innym deweloperom czy wreszcie udziałowcom na giełdzie - że dalej jest poważnym graczem i należy się z nim liczyć. Po PR-owej porażce z zeszłego roku, deweloperzy nie mogą sobie pozwolić na kolejną tego typu wtopę, mówiąc kolokwialnie. Choć z drugiej strony, dla “Zamieci” nie jest to przecież nic nowego - premiera Diablo III, pamiętamy - a wierni fani pozostali wiernymi fanami i przez cały czas jarają się kolejnymi dodatkami do WoWa i pewnie czekają na pełnoprawną kontynuację Diablo. Jak będzie tym razem? Przekonamy się już pierwszego listopada, kiedy to rozpocznie się BlizzCon.
Bartek Witoszka