The Orange Box - Single player - recenzja

The Orange Box - Single player - recenzja

The Orange Box - Single player - recenzja
marcindmjqtx
28.11.2007 01:11, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

COŚ Z HISTORII Half-Life to gra legenda. Niesamowity klimat, ogromna grywalność, świetna oprawa. To wszystko sprawiło, że druga część nie miała łatwego startu. Oczekiwania były ogromne i jak to zwykle bywa z kontynuacjami megahitów nie wszystkich zadowoliła. Warto podkreślić, że testowany tutaj Half-Life 2 to tytuł, który swoją premierę miał już kilka lat temu na PC oraz na Xboksie. Na wersję na najnowszą konsolę Microsoftu przyszło nam długo czekać. Czy było warto? Według mnie tak.

Wersja udostępniona na pierwszym Xboksie niestety odstawała od tego, co widzieliśmy na PC. Zdecydowane dysproporcje widać było w ilości detali, ale także - co szczególnie rzucało się w oczy - w rozdzielczości. Powszechna obecnie wysoka rozdzielczość (HD) oraz znacznie większa moc obliczeniowa Xboksa 360 pozwoliły zniwelować powyższe różnice.

Dodajmy do tego, że sprzedawany Orange Box to nie tylko Half-Life 2. Dostajemy także dwa dodatki, które kontynuują wątek fabularny „podstawki” tj. Episode 1 oraz Episode 2. Jakby tego było mało otrzymujemy także Portal, dosyć innowacyjną grę logiczną oraz czysto multiplayerowy Team Fortress. Cała ta kompilacja sprawia, że Orange Box zapewni nam wiele godzin zabawy i to obojętnie, czy chcemy grać online czy też wybierzemy przygodę dla jednego gracza. Sam tryb single player to prawie 30h doskonałej rozrywki. Jak na obecne czasy to bardzo dużo i niewiele gier może poszczycić się takim wynikiem (takie Halo 3 łykamy za pierwszym razem w 6.5h).

FABUŁA ?

Fabuła nie ma w tej grze wielkiego znaczenia. Ot, bohater poprzedniej części - dr Freeman - powraca aby znów zaprowadzić porządek na świecie. A jaki jest ten świat? Ludzie żyją w ukryciu i pod totalną kontrolą. Miasta są teraz jednymi wielkimi gettami. To świat, w którym przypadkowi ludzie zostali zmuszeni do walki o przetrwanie. Każdy może tu zostać bohaterem, legendarny dr Freeman, którym mamy przyjemność sterować to przecież także zwyczajny naukowiec. Klimat jest po prostu niewyobrażalny i wręcz wylewa się z ekranu. Rebelianci prowadzą walkę z przytłaczającymi siłami wroga, chowają się w podziemiach (dosłownie) albo w opuszczonych bazach wojskowych. Atmosfera zaszczucia jest wszechobecna i to się po prostu czuje.

COŚ DLA OKA

Oprawa graficzna stoi na wysokim poziomie. Zarówno otoczenie jak i występujące w grze postacie prezentują się ładnie. Bardzo fajnie oddano twarze bohaterów oraz obrażenia jakie odnoszą. Łatwo to zaobserwować na przykładzie Alyx, która towarzyszy Freemanowi w Episode 1 oraz Episode 2. Z czasem na jej twarzy (i nie tylko) pojawiają się zadrapania i inne ślady. Bardzo przyjemny dodatek. Szczególne wrażenie robi eksploracja oraz walka na otwartej przestrzeni. Myślę, że Half-Life 2 nie ma się w tym przypadku czego wstydzić i może śmiało stawać w szranki nawet z Halo 3. Zamknięte obszary, takie jak różnego rodzaju bazy, tunele, jaskinie również prezentują się poprawnie, jednakże niczym specjalnym nie zachwycają. Większe wrażenie w zakresie walki „w zamknięciu” zrobił na mnie Bioshock. Tekstury prezentują się nieźle ale tylko pod warunkiem, że oglądamy je z daleka. Przy zbliżeniu niestety tracą sporo na jakości. Jednakże grając w normalny sposób nie będziemy przecież zoomować ściany jakiegoś tunelu, po to aby sprawdzić, że tekstura ma słabą jakość, a więc nie specjalnie jest się czym przejmować.

I UCHA

Oprawa dźwiękowa nie wyróżnia się niczym szczególnym. Muzyka praktycznie nie istnieje, włącza się rzadko i zupełnie nie zapada w pamięć. Owszem czasem potrafi wpłynąć na klimat, zwłaszcza jeśli zaczyna nam przygrywać w naprawdę gorącym momencie walki, ale takich miejsc jest w całej grze tylko kilka. Pozostałe dźwięki tj. krzyki naszych wrogów, strzały, odgłosy otoczenia również prezentują się standardowo. Wyjątkiem może tutaj być wycie Striderów, które potrafi zmrozić niejednego gracza.

MOC !

Jednakże żadna, nawet najlepsza, oprawa nie zapewni grze statusu hitu sama z siebie. Niezbędna jest jeszcze grywalność - „to coś”, co przykuwa gracza do ekranu i każe mu grać do momentu aż pokażą się końcowe napisy. W Half-Life 2 tego nie zabrakło! Oczywiście gra jest nierówna i pewne momenty przechodzimy jak gdyby z musu (zwłaszcza etapy w ciasnych tunelach), ale dzieje się tak tylko do chwili, gdy trafimy na to, co sprawia, że na naszej twarzy pojawia się osławiony banan (otwarta przestrzeń). Doskonałej akcji czy też dynamicznych walk tutaj nie brakuje. Naszymi przeciwnikami są zwykli żołnierze - lepiej lub gorzej uzbrojeni i opancerzeni, ale też i ogromne roboty kroczące oraz zabójcze śmigłowce. Do tego spotykamy przybyszów z innego wymiaru, a także różnego rodzaju robactwo (mniejsze i większe). Znane z poprzedniej części „kraby”, które czają się w ciemnych rurach i z charakterystycznym krzykiem rzucają się na nas, przyprawiając gracza o zawał również są obecne.

O ile „podstawka” prezentuje się jako całość bardzo dobrze o tyle pierwszy dodatek - Episode 1 jest moim zdaniem najsłabszą częścią testowanego zestawu. Nic się w nim po prostu nie dzieje, ot kontynuujemy grę od momentu zakończenia Half-Life 2. Akcja przebiega przewidywalnie i dosyć monotonnie. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach, co jest ewidentnym marnotrawstwem możliwości drzemiących w silniku gry. Także samo zakończenie jest dosyć nijakie.

Wszystko zmienia się w momencie gdy odpalamy Episode 2. Od samego początku lądujemy na otwartej przestrzeni i ruszamy przed siebie. Akcja zmienia się niczym w kalejdoskopie. Episode 2 to kwintesencja tego, co było najlepsze w Half-Life 2 ba, to esencja tego, co jest najlepsze w grach w ogóle! Niesamowite tempo akcji, które nie pozwala nam oderwać się od pada, zaskakujące momenty fabularne, świetna narracja, zabawne dialogi, do tego doskonała oprawa oraz klimat, który czerpie garściami z filmów takich, jak np. Obcy 2. Przykład? Nieśmiało przemierzając podziemne jaskinie opanowane przez jakieś robale docieramy do windy, której pilnuje dwóch żołnierzy oraz para automatycznych wieżyczek. Po krótkiej rozmowie („I hope u weren't followed” - słyszymy od jednego z żołnierzy po tym jak przez kilka minut gonił nas ogromny robal) rozpoczynamy obronę przed nacierającymi intruzami - atakują oni z 4 stron, przy czym o kierunku ataku informuje nas system alarmowy, pokazuje on także liczebność wroga w trzech skalach, jedna lampka oznacza niewielkie nasilenie, dwie - większe, a trzy to już prawdziwy problem. Ślamazarna obrona przed słabymi atakami zostaje nagle zmącona, gdy robale niszczą automatyczne wieże. Zapalają się (po raz pierwszy) trzy lampki z jednego korytarza. Nerwowo ściskamy pada czekając co pojawi się przed nami z sufitu leci gruz, wszystko się trzęsie, nasi towarzysze panikują i nagle okazuje się, iż to nasi sojusznicy przychodzą nam na pomoc. Krótka rozmowa, całkowicie się odprężamy i niespodziewanie system ogłasza 3 stopniowy alarm i to z każdej z czterech stron! Przez chwile pocieszamy się, że to może jakaś pomyłka, awaria niestety, dynamiczna muzyka, która zaczyna nam przygrywać oznajmia, iż oto rozpoczyna się prawdziwy szturm. Rzucamy się więc w wir walki. To tylko jeden z przykładów akcji jakie są dostępne w Episode 2. A zapewniam jest ich więcej i są one równie dobre (lub lepsze).

ARSENAŁ

Do naszej dyspozycji oddano pokaźny wachlarz różnego rodzaju zabawek, które pozwalają odsyłać naszych przeciwników do piekła. Charakterystyczny dla serii łom oczywiście jest obecny, aczkolwiek praktycznie nie będziemy go używać. Do tego dysponujemy standardowym, jak na tego typu gry, wyposażeniem: parą pistoletów (magnum reaktywacja!), shotgunem, parą karabinów (wbudowane granatniki), wyrzutnią rakiet (rakiety naprowadzamy na cel, nie trzeba więc specjalnie celować), kuszą (do precyzyjnego zdejmowania wrogów) oraz Gravity Gunem. Ta ostatnia broń pozwala nam podnosić praktycznie wszystkie ruchome przedmioty i ciskać nimi na odległość. Nie muszę dodawać, że wyrwanie ze ściany gaśnicy czy piły tarczowej i ciśnięcie tym w przeciwnika sprawia naprawdę duża frajdę. Podobnie jak i odrzucenie przeciwnikowi jego odbezpieczonego granatu. W niektórych momentach Gravity Gun jest konieczny do tego, aby popchnąć fabułę dalej - warto o tym pamiętać w chwili gdy gdzieś utkniemy.

ZA ŁATWO

Poziom trudności jest bardzo niski. Większość walk nie sprawia absolutnie żadnych kłopotów - zwykłych przeciwników eksterminujemy z łatwością, nawet jeśli poruszają się w większych grupach. Ponadto przez całą przygodę jesteśmy prowadzeni niczym po sznurku, jest tylko jedna właściwa droga, w dodatku od razu wiadomo gdzie iść. Podczas całej przygody „zaciąłem” się może dwa razy i były to przestoje 1-2 minutowe. Dodatkowo nigdy nie brakuje nam amunicji ani zdrowia. Odniosłem wrażenie, że gra dynamicznie dobiera zawartość skrzynek z zaopatrzeniem do naszych potrzeb. Jeśli mamy mało zdrowia to znajdujemy w nich apteczki, jeśli brakuje nam konkretnego rodzaju amunicji to jest spora szansa, iż niebawem na niego natrafimy.

NIE MA RZECZY DOSKONAŁYCH

Niestety gra nie jest pozbawiana błędów. Czasem silnik gry nie działa tak jak powinien, co objawia się np. brakiem tekstury, czy też zablokowaniem możliwości dalszej eksploracji na skutek niewłaściwego uruchomienia jakiejś scenki (pomaga wtedy loading). Pewne problemy pojawiają się także, gdy musimy gdzieś skakać, zwłaszcza przy pokonywaniu różnego rodzaju przeszkód czy barykad. Zdarzy się nam zablokować między rurą a skrzynką. Oczywiście nie jest to blokada uniemożliwiająca dalszą grę, bo za jakiś czas udaje się wydostać, tym niemniej niesmak pozostaje i w grze z 2007 r., takie coś nie powinno mieć miejsca. Tym co jednak naprawdę denerwuje jest doczytywanie się gry. Nie dosyć, że przebiega ono w najgorszy możliwy sposób, tj. podczas swobodnego przemieszczania pojawia się nagle pomarańczowy pasek z napisem Loading, to dodatkowo owo wczytywanie następuje dosyć często i niespodziewanie. Zrozumiałym jest, że może mieć to miejsce na początku poziomu, ale tutaj takie sytuacje zdarzają się podczas przechodzenia z jednego pomieszczenia do drugiego i to w samym środku levelu. O tym, że da się tego uniknąć świadczy np. The Darkness, gdzie pomimo, iż loadingi są obecne to rozwiązano je w znacznie ciekawszy sposób. Myślę, że można było ten aspekt zrealizować lepiej, zwłaszcza iż czasu było na to sporo.

PORTAL

Odrębny element całego zestawu stanowi Portal. Przynajmniej takie odnosimy wrażenie na pierwszy rzut oka, jako że znajdziemy w tej grze kilka nawiązań do serii Half-Life (w tym do pierwszej części!). Gra polega na rozwiązywaniu prostych (i trudnych) zagadek logiczno-zręcznościowych przy użyciu portali, które umożliwiają praktycznie swobodne przemieszczenia się naszej postaci (oraz innych przedmiotów, które będą nam przydatne - głownie skrzynek oraz energetycznych kul) między tworzonymi portalami (nie wszystkie powierzchnie dają możliwość otwarcia na nich portalu). Początkowo dysponujemy tylko jednym rodzajem portalu (niebieski), pozostałe są generowane przez otoczenie. Pokonując kolejne etapy uzyskujemy dostęp do drugiego rodzaju (pomarańczowy) i automatycznie nasza swoboda zwiększa się w stopniu znacznym. Celem jest pokonanie 19 kolejnych etapów. Na samym końcu czeka nagroda. Jaka? O tym przekonajcie się sami. Muszę przyznać, że początkowo Portal nie zrobił na mnie wrażenia, jednakże dosyć szybko dałem się wciągnąć. Gra nie jest zbyt długa, za to zdecydowanie jest zaskakująca.

EPILOG

Pomimo, że w ostatnich tygodniach ukazało się wiele lepszych lub gorszych FPP to Orange Box wychodzi z tego porównania zdecydowanie obronną ręką. W moim odczuciu jest ciut słabszy niż Bioshock ale znacznie lepszy od Halo 3. Pomimo, że nie jest to już gra najnowsza (wersja na PC czy Xboksa ukazały się już jakiś czas temu) to nadal prezentuje się nieźle i zapewni nam wiele godzin doskonałej rozrywki. Jest to zestaw, który zdecydowanie warto kupić i polecam go każdemu.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)