The Darkness 2 - recenzja

The Darkness 2 - recenzja

The Darkness 2 - recenzja
marcindmjqtx
16.02.2012 19:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Czy dwie macki w drugiej części są lepsze niż dwie macki w pierwszej? The Darkness powraca i czy zgodnie z logiką kontynuacji jest większa i lepsza i bardziej kopie tyłek? Większa niby jest, ale to nie znaczy, że bawi bardziej i dłużej.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Przenoszenie historii z komiksów do gier zazwyczaj kończy się mniejszą lub większą katastrofą. Wielu ważnych i znanych bohaterów historii obrazkowych nie doczekało się dobrej gry ze sobą w roli głównej (hej, X-men, patrzę na was!). Z „The Darkness” jest inaczej - ten mało znany w Polsce komiks (nie licząc 9 zeszytów i kilku występów gościnnych) zaowocował bardzo dobrą grą - mroczną opowieścią o zemście, nadnaturalnych mocach i prawdziwej miłości. „The Darkness” zawierała też jeden z bardziej wzruszających momentów w historii gatunku - scena z żoną na kanapie nie ociekała patosem; była po prostu ciepła i trafiająca do serca. Gra nie była przebojem, ale wśród fanów strzelanek i komiksów znalazła wielu zwolenników - w tym mnie. Na część drugą, robioną przez inne studio, spoglądaliśmy z lekkim niepokojem.

Ale przecież wszyscy to wiecie, a jeśli nie, to lećcie nadrabiać - nie o „The Darkness” jest ten tekst.

Słowa, emocje, nie pociski i macki Jej następczyni, „The Darkness 2: Bez dziwacznego podtytułu”, również należy do znamienitego, choć nieco przygasłego gatunku FPS-ów z fabułą. A konkretnie tych FPS-ów, w których fabuła nie została dopisana w ostatniej chwili, ale jest ważniejsza od samego strzelania - jak w „Half-Life” czy „Bioshocku”. Szkoda tylko, że gra z jej opowiadaniem radzi sobie po prostu kiepsko.

Trzeba przyznać, że twórcom i marketingowcom udało się kontrolować szum informacyjny i z zapowiedzi dowiedzieliśmy się głównie o jednej warstwie fabuły. Na Jackiego Estacado, teraz już Dona mafii, poluje tajemnicze bractwo. Pożąda tylko jednej rzeczy: Darkness, pradawnej mrocznej mocy, którą Jackie dostał wbrew swojej woli i którą po wydarzeniach z pierwszej części stara się stłamsić w sobie - a najchętniej by się jej pozbył. Nie wie jednak, jak prorocze są słowa padające z ust głównego przeciwnika:

Nie możesz kontrolować Darkness i nigdy nie mogłeś.

Jest i druga warstwa fabuły - Jackie nie wie, że Darkness ma swój własny plan. To ona zdecyduje, do kogo i na jakich zasadach będzie należeć.

Zdradzanie kolejnych fragmentów fabuły popsułoby Wam zabawę w „The Darkness 2” - a większa część z niej polega na obserwowaniu, jak rozwija się historia. Jej największa zaleta to kameralność - nie ma tu spektakularnych scen, ratowania świata. Jest za to kilka prób zaskoczenia gracza, gdzie niemal słyszę okrzyk: „Ha, mam cię, tego się nie spodziewałeś, co?!”. Dobre, ale działa tylko przy pierwszym przejściu gry - znając założenia fabularne, nie da się drugi raz tak dobrze bawić w „The Darkness 2”.

Na krótkiej smyczy O dziwo, jak na strzelankę całkiem sporo czasu spędzamy tu bez broni w ręku. Tylko dlaczego twórcy prowadzą narrację tak niewprawnie? Gra traktuje mnie jak idiotę - w konkretnych momentach prowadzi na szynach, pozwalając się tylko rozglądać. Wyłącza broń i moce Darkness, gdy nie są potrzebne, żebym przypadkiem nie uszkodził postaci niezależnej. Twórcy łopatologicznie podzielili grę na fragmenty, nad którymi błyszczą wielkie neony „Teraz działasz, strzelaj!” i „Teraz opowiadamy, zamknij się i podziwiaj widoki”. Stąd ja automatycznie podzieliłem grę na „Oto ja, Jackie”, gdy mogłem się poruszać, i na resztę, w której patrzyłem niby oczami głównego bohatera, ale czułem się jak widz w kinie. Strasznie szatkuje to całkiem przyzwoitą opowieść - mam wrażenie, że autorzy za wszelką cenę starali się, bym nie wykroczył poza narzucone granice, bo... nie wiem co... świat wybuchnie?

Myślałem, że projektanci gier już dawno  zarzucili takie patenty jak niewidzialna ściana, która nie pozwala nam pójść do przodu, dopóki nie wysłuchamy dialogu z postacią. Same dialogi właściwie mogłyby być scenkami, bo rzadko mamy wpływ na coś poza dopytaniem o więcej i więcej, a i wpływu na fabułę nie zauważyłem. Zagadywanie do różnych postaci na dobrą sprawę ma niewielki sens. Plus za to, że wśród rozmówców trafia się kilka ciekawych postaci (świrus Powell czy ciocia Sara), których po prostu dobrze się słucha.

Szkoda też, że opowieść rozwija się właściwie jednotorowo. Gdy na samym początku gry dano mi niewielki wybór w niebłahej sprawie cudzego życia lub śmierci, miałem nadzieję, że to początek. Niestety - aż do końca nie było mi dane wpływać na wybory Jackiego. Choć przyznam, że skala końcowego wyboru przyjemnie mnie zaskoczyła. Także przez wzgląd na fakt, że wcale nie wybieramy między czernią a bielą, ale... sami powinniście zobaczyć. Za to plus dla „The Darkness 2” - żadne z zakończeń nie daje uczucia sytości, jedno kojarzy się z pewnym filmem o śnie w śnie, a drugie otwiera furtkę na przyszłość. Ale to taka wisienka na oklapłym nieco torcie.

Choć chwalę historię, to mam też wrażenie, że na twórców z Digital Extremes padał cień poprzedników ze Starbreeze - pewne rozwiązania fabularne, jak choćby narrator, strata czy czułość (ogólnikowo mówiąc) przywodzą na myśl jedynkę. Wolałbym nawet nieudany eksperyment z nowością, niż próbę wskoczenia w cudze buty. Wielu z was pewnie doceni, że twórcy odrobili lekcje i mrugają do nas okiem. Moim zdaniem - jedynka była dobra, dwójka odgrzewa niektóre pomysły.

Jak nie kulą go, to macką Na podobną przypadłość co historia cierpi niestety akcja. Strzelanie jest całkiem urozmaicone - możemy ze sobą nosić tylko trzy zabawki - dwie krótkie i jedną długą broń, a precyzyjne celowanie poświęcić na rzecz siania pożogi z dwóch rąk naraz. Wyposażenie wygląda dość standardowo: kałasz, shotguny, kilka rodzajów karabinów, automaty, mafijne klamki w stylu Desert Eagle i rewolwer - całkiem sporo, a kopa broni oddano dobrze i szybko znajdziecie coś dla siebie.

Broń to jednak dodatek - moce Darkness rozbudowano tak, że właściwie można by nie sięgać po pistolet. Rzucamy wrogami, rzucamy we wrogów elementami otoczenia, tłuczemy ich mackami, pożeramy im serca, osłaniamy się tarczą (lub drzwiami). Możemy też nasłać na nich rój much albo strzelać z broni ładowanej mocą Darkness. Drzewka rozwoju pozwalają nam wyspecjalizować się w ulubionym ataku i dostawać dodatkowe bonusy, gdy go używamy. Dzięki temu drugie przejście gry może się nieco różnić od pierwszego - o ile nie gramy w New Game+, w którym wszystkie moce są zachowane i pozostaje nam je dopakować, np. zbierając relikty za dodatkowe punkty.

Można sobie mówić, że „Bulletstorm” nie miał wpływu na branżę, ale w „The Darkness 2” widać wyraźną inspirację - od finezji naszych ataków zależy liczba punktów, które wydamy potem na rozwój - zastrzelenie to 10, strzał w głowę 20, a przebicie kawałkiem stalowej rury w asyście Darklinga siedzącego przeciwnikowi na głowie aż 30. Podobnie jak egzekucja macką. Tu jednak trzeba dodatkowo myśleć, bo przeciwnicy oprócz pełnienia funkcji waluty są też naszymi apteczkami lub magazynkami. Kombinowanie z jak najbardziej opłacalnymi sposobami wykończenia przeciwników szybko wchodzi w krew i czasem wściekałem się, gdy zamiast egzekucji leczącej, po prostu przeciąłem wroga macką. Warto też zawczasu pomyśleć o zgaszeniu świateł - przyda się odrobina kombinowania i taktyki.

Wojtek Kubarek: Do zakupu „The Darkness II” przekonałem się po zagraniu w demo, które miało szybką rozgrywkę, krew (dużo krwi!) i oczywiście wspaniałego Mike'a Pattona podkładającego głos pod tytułowe Darkness. Niestety po zakupie pełnej wersji okazało się, że gra nie oferuje nic więcej. Owszem, jest jeszcze więcej krwi, flaków i wymyślnych egzekucji, ale ich oglądanie podczas przechodzenia przez kolejny kill room dość szybko się nudzi. Przypomniało mi to sytuację z „Bulletstormem”, który bawił mnie swoją przemocą i niesamowitymi wykończeniami wrogów tylko przez pierwsze 2 godziny gry. Na duży plus trzeba jednak  zaliczyć cel-shadingową grafikę, idealnie pasującą do komiksowych korzeni tego tytułu, oraz kampanię kooperacyjną (można ją przejść samemu), która w ciekawy sposób przeplata się z głównym wątkiem fabularnym.

Nagły atak schematu Ale... „The Darkness 2” dobrze jest przyswajać w małych dawkach. Szybko staje się widoczny schemat - pokój, strzelanina, krótkie przejście, pokój, strzelanina, krótkie przejście i tak dalej. Przygotowano tylko kilka rodzajów egzekucji, podobnie jak przedmiotów, którymi możemy ciskać. Wrażenie, że jesteśmy potężną istotą szybko pryska, gdy nie możemy rzucić kołem, zniszczyć skrzynki, a drzwi wyrwane z tyłu furgonetki magicznie stają się bocznymi. Twórcy dla pewności podświetlili  to, z czym możemy wejść w interakcję, znów dając do zrozumienia „Zniszczysz to, na co ci pozwolimy”. W pewnej chwili już na pamięć znałem sztuczki, jakich mogę użyć, i zacząłem się nudzić. Na szczęście wtedy minęło 7 godzin i gra się skończyła. Miłym urozmaiceniem były fragmenty, gdy wcielam się w mojego podwładnego, Darklinga - całe dwa, choć jeden całkiem długi. W dodatku w trybie walki nie da się nim sterować jak w jedynce - szkoda.

Żeby przedłużyć zabawę, można wrócić w trybie New Game+, w którym jest nieco trudniej i da się przechodzić poszczególne misje - w ten sposób można np. zobaczyć drugie zakończenie, nie kończąc drugi raz gry.

Czterech jeźdźców ciemności Można też bawić się w Vendettas - kooperację dla nawet 4 graczy, która przywodzi na myśl „Dead Island”. Czwórka różnych bohaterów, a każdy ma jakiś aspekt Darkness, którego używa w walce, każdym gra się nieco inaczej. Inugami doskakuje i tnie mieczem, Shoshanna celuje ze spokojem z dwururki, a Jimmy w ogóle nie walczy, Darklingi robią to za niego... Czwórka ma własne porachunki z bractwem, więc pracuje dla Jackiego - ich kampania przeplata się z główną, nieco ją uzupełniając - np. oni łapią tego człowieka, którego szef chce przesłuchać.

Brzmi ciekawie, ale nie róbcie tego błędu i nie próbujcie przechodzić tej historii samotnie, bez kumpli. To nuda - arena z wrogami, spacer, arena, spacer, arena, ewentualnie boss. A na koniec wielki boss. Fajne, w towarzystwie dwóch kolegów, którzy krzyczą głupoty do mikrofonów i wraz z wami oddają się rozwałce. Samemu - to schemat, a botów nie przewidziano. Niemniej Vendettas nieco przedłużą życie gry.

Werdykt Chciałem się wkręcić w „The Darkness 2” i na niecałe 8 godzin się udało. Historia ma momenty i umie wzruszyć, choć sposoby na to pożycza z jedynki. Rozgrywka potrafi bawić, jednak szybko robi się powtarzalna. Gdybym zbierał trofea i calaki albo grał z innymi graczami, pewnie poświęciłbym tej grze jeszcze drugie tyle.

Jednak po skończeniu czuję się jak po zjedzeniu solidnego hamburgera - posiłek sycący, lecz bez rewelacji. Są tu dobre pomysły, ale powtarzają się za często - zabrakło mi ich rozwinięcia. Gdybym wydał na „The Darkness 2” trzycyfrową sumę, czułbym się nieco zawiedziony. Jest dobra, choć na raz - jako część historii ze środka trylogii. Tak, trylogii, której zakończenie poznamy pewnie już niedługo.

Paweł Kamiński

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Data premiery: 10.02.2012 Deweloper: Digital Extremes Wydawca: 2K Games Dystrybutor: Cenega PEGI: 18

Egzemplarz gry do recenzji udostępnił dystrybutor.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)