The Lord of the Rings: Gollum – recenzja. Wspinałem się przez 15 godzin
I jestem totalnie wyczerpany. Nie znalazłem (prawie) żadnego skarbu, ale za to często syczałem złowrogo z frustracji niczym tytułowy jegomość. Gra The Lord of the Rings: Gollum dała mi taki wycisk, że w sumie to nawet się cieszę, że już mogę ją w końcu zrecenzować.
25.05.2023 | aktual.: 25.05.2023 10:33
Cześć, z tej strony oddany fan uniwersum LOTR. Nie ma sensu rozpisywać się co i ile razy obejrzałem/przeczytałem. Chcę jedynie podkreślić, że The Lord of the Rings: Gollum z miejsca znalazło się na mojej liście gier "do sprawdzenia".
I nie, nie mam zupełnie problemów z tym, że za "Golluma" wziął się mniejszy deweloper, jakim jest Daedalic Entertainment. Nikomu nie można zabraniać dążenia do twórczej samorealizacji. Niektórzy miłośnicy tego uniwersum byli niepocieszeni, bo przecież LOTR zasługuje tylko i wyłącznie na potężną, wysokobudżetową grę, która wjedzie na białym koniu i z miejsca połknie Red Dead Redemption 2.
Tym razem otrzymujemy coś zdecydowanie skromniejszego i wiecie co? The Lord of the Rings: Gollum nie jest dobrą grą, nawet jeśli zastosujemy taryfę ulgową wobec twórców. Paradoksalnie nie uświadczymy tu wielu wad: trudno o ich mnogość, skoro grę można sprowadzić do jednej, dwóch mechanik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przymykam oko na oprawę graficzną
To, co od razu rzuca się w nasze oczy to oprawa graficzna. Mówiąc dyplomatycznie: "Gollum" sprawi, że poczujemy się o 10 lat młodsi. Właśnie w takich przypadkach stosuję wspomnianą już taryfę ulgową, bo wierzę, że gra obroni się swoim gameplayem, fabułą, a najlepiej to jednym i drugim.
- Halo, kto tam? Z tej strony rok 2005
Pod względem mechaniki mamy tu do czynienia z grą niezwykle archaiczną w swoich założeniach. Jeśli lubicie wczesne odsłony Assassin's Creed, to czysto teoretycznie "Gollum" też powinien dostarczyć trochę radości.
No bo kto nie lubi zagadek przestrzennych, wielominutowych sekwencji wspinania się, kombinowania, jak ominąć przeszkodę, jak wykorzystać otoczenie, by przemknąć obok strażników? Problem The Lord of the Rings: Gollum, polega na tym, że w zasadzie od pierwszej do ostatniej minuty rozgrywki będziemy się wspinać, skakać, skradać.
Problemy Golluma
Ok, samo budowanie gry wokół takich mechanik nie musi oznaczać od razu porażki, jednak z porażką mamy do czynienia. Napotkałem kilka problemów, które odbierały mi chęć grania:
- Toporne i nieintuicyjne sterowanie zagwarantuje masę zgonów, bardzo często nie z naszej winy.
- Nieustanne manipulowanie wysokością kamery sprawia, że częstym problemem jest ocena odległości. Czy ja doskoczę tam? Nie powinienem tego robić, ale cóż, skaczemy! No trudno, zginąłeś, próbuj dalej.
- Agresywny sposób poruszania się Golluma powoduje, że nie trudno spaść z wąskich kładek.
- Tryb sprintu. Gollum potrafi naprawdę nieźle przyspieszać i często musimy tak robić, by wbiec na specjalnie oznaczone ściany. Gdy tego dokonamy, to czeka nas sekwencja wspinaczkowa. Gdy ją ukończymy po kilku minutach, to dajmy na to, trafiamy na kolejną wąską kładkę z której łatwo spaść. Tym bardziej, że gra "zapamiętuje" użycie sprintu i jeśli w trakcie spinaczki nie "odklikniemy" go, to Gollum wystrzeli jak rakieta przy najbliższej okazji.
- Wadliwy system podpowiedzi. Mam wrażenie, że pomoc pojawiała się tylko wtedy, gdy nie była konieczna. Kilka razy serio potrzebowałem drobnej podpowiedzi – nie doprosiłem się.
- System podpowiedzi jest tak skonstruowany, że często nie wiemy, czy wskazuje drogę do celu, czy drogę z miejsca, z którego przybyliśmy.
- Często kolejna platforma do wspinaczki jest tuż obok, ale my tego nie widzimy, bo panuje mrok i trudno jest odróżnić platformę od nieinteraktywnego elementu otoczenia.
- Niby jest specjalny zmysł, który pozwoli widzieć w ciemnościach, ale nie zawsze dawał mi taki feedback, jakiego oczekiwałem.
Gdy zbierzemy te drobnostki, to zaliczymy kilkadziesiąt zgonów lekką ręką. Problemów jest jednak więcej, ale po kolei.
Skradanie się może nie jest najlepsze, ale jest za to nudne
Ważnym składnikiem tej produkcji jest skradanie się. Szału nie ma: analizujemy stałe ścieżki patrolowe, kryjemy się w cieniu lub w krzakach, odwracamy uwagę kamieniem, chowamy się w klatkach. Wszystko w akompaniamencie szczątkowej inteligencji wrogów: chciałem udusić przeciwnika, ale "coś mi się źle kliknęło", więc po czasie zeskoczyłem z jego karku i schowałem się w trawie tuż obok jego nóg. Wróg oczywiście nie znalazł mnie i jeszcze dodał, że "jest wszystko w porządku, jest dobrze, dobrze robią, pozdrawiam cały Mordor".
Gra pozorów
The Lord of the Rings: Gollum to przygoda na 15-20 godzin, ale gra nie ewoluuje w żaden istotny sposób. Z czasem pojawią się drążki, kilka nowych przeszkód, elfy mają mniejszą tolerancje na nasze przekradanie się i tyle. Twórcy stwarzają pozory urozmaicenia rozgrywki, wprowadzając teoretycznie fajne elementy (sterowanie naszym towarzyszem), tylko że są one podane w taki sposób, że w zasadzie mogłyby zostać wyparte przez zwykłe cutscenki. O! Dobrze, że sobie przypomniałem!
Daj mi posłuchać muzyki
Cutscenek jest od groma i można obcować z nimi z umiarkowaną przyjemnością, zwłaszcza, jeśli ich bohaterem są "grube ryby" Mordoru. Co knuje Rzecznik Saurona? O co się spiera ze Świecarzem? Nie powiem, w pewnym momencie byłem nawet zainteresowany rozwojem fabuły i tego, jak poradzi sobie protagonista. Cutscenek jest jednak dużo za dużo. W The Lord of the Rings: Gollum mamy całkiem niezłą ścieżkę dźwiękową, jednak często działo się tak, że nie mogłem "wkręcić się" w jakiś utwór, bo wspominane cutscenki wybijały z rytmu. Nie ma takiego słuchania, koniec imprezy.
To może fabuła daje radę?
Może. Z chęci poznania fabuły wybiło mnie pasmo irytującego wspinania się i pokonywania przeszkód. Niestety, frustracja w tym przypadku brała górę. Jeśli miałbym za coś pochwalić The Lord of the Rings: Gollum to jest to oczywiście sposób ukazania protagonisty: rozdarty, dwulicowy, pełen sprzeczności. Aktor głosowy wykonał tutaj kapitalną robotę.
Znalazła się jedna perełka
Twórcy poszli dalej. W toku rozgrywki słuchamy sprzeczek Sméagola z Gollumem, ale też zadbano, by te kontrastujące ze sobą osobowości otrzymały własną mechanikę. W The Lord of the Rings: Gollum kilka razy walczymy sami ze sobą: jeśli w kluczowych momentach chcemy wybrać ścieżkę Sméagola, to momentalnie swoje trzy grosze wtrąca Gollum i mamy konflikt interesów. Musimy więc przekonać jedną ze stron do swoich racji. Olbrzymi potencjał, ale szkoda, że tak mało tego dostaliśmy.
A może dwie?
Pochwalić też mogę kilka lokacji z początkowej fazy rozgrywki. Klimat Mordoru da się wyczuć, ale to nadal za mało. Dodam jeszcze notoryczne przycinanie się gry (grałem na PC, ustawienia max, na takim sprzęcie), a co więcej, dwa razy nie mogłem kompletnie pchnąć rozgrywki dalej i rozkładałem ręce w akcie bezradności.
Werdykt
The Lord of the Rings: Gollum to gra archaiczna w swoich założeniach, liniowa, mająca do bólu powtarzalne aktywności, które zabijają wszelką radość i nie ratuje tego wspomniana perełka. Ja chyba lepiej bawiłem się w Redfall.
- kreacja głównego bohatera; aktor głosowy wykonał kapitalną robotę
- miejscami klimatyczna
- przyzwoita ścieżka dźwiękowa
- nieintuicyjne sterowanie
- powtarzalność
- irytujące zagadki
- system podpowiedzi nie działa
- ekstremalna liniowość
- save'y często w nieodpowiednich miejscach
- nieadekwatna cena
- ogólny stan techniczny produkcji
Grę testowaliśmy na PC. Kod recenzencki dostarczył wydawca.
Sebastian Barysz, dziennikarz Polygamii