Sprzedaż Switcha, Splatoon 2 i Arms - w Nintendo lecą korki od szampana
Jest bardzo dobrze, po prostu.
Nim w przypadku Nintendo będziemy mogli pisać o "spokojnej sytuacji", firma zmierzy się jeszcze z wieloma stresującymi miesiącami. Switch walczyć będzie (moim zdaniem) do przyszłorocznego E3 - wtedy ostatecznie zobaczymy, jak maluje się przyszłość tego sprzętu. Czy zewnętrzni wydawcy przyjdą, czy "wielkie N" będzie tańczyć do końca w pojedynkę (a jeśli tak, to ile ma na to sił). Czy nowe produkcje nadal będą pojawiały się tak regularnie, jak w obecnym roku. Czy konsola będzie dalej miała silne znaczenie w mediach. Ale na razie... jest dobrze. Dla kogoś, kto w taki sposób kontynuuje swoją egzystencję po utopionym Wii U, to chyba nawet bardzo dobrze.
Bardzo dobrym wynikiem może pochwalić się także Arms. Na całym świecie sprzedano 1,18 miliona kopii specyficznej mordoklepki. Jak na zupełnie nowe IP, przy promocji którego obrano niewłaściwą strategię (zamiast chwalenia głębi systemu, mami się widzów sterowaniem ruchowym, nieobowiązkowym przecież), to liczba przekraczająca już magiczną barierę sześciu zer zasługuje na pochwałę. Mnie szczególnie uspokaja, bo mijają kolejne tygodnie, a ja nie potrafię tej produkcji odłożyć. Życzę jej, by na stałe wpisała się do kalejdoskopu Ninny. A rosnąca baza użytkowników zapewni kolejne duże aktualizacje.
No i Switch sam w sobie. Tutaj mamy nie wynik sprzedaży, a liczbę rozesłanych do dystrybutorów jednostek. 4,7 miliona konsol. Wciąż z planem powiększenia tej liczby do dziesięciu milionów przed zakończeniem roku fiskalnego, czyli do marca 2018 roku. Pomiędzy 1 kwietnia a 30 czerwca rozeszły się niemal 2 miliony sprzętów. Odrobinę wolniej niż po premierze, ale a) nadal stabilnie; b) pamiętać należy o sprzeczkach z Apple o części fabryczne (przez które produkcja nie jest tak szybka, jak pragnąłby wydawca). Największym hitem wśród gier pozostaje wciąż Zelda (3,92 miliona), ale Mario Kart 8 Deluxe już depcze jej po piętach (3,54 miliona).
Następne takie zestawienie dopiero za kwartał. Dzisiejsze nowiny są uspakajające. Nintendo pewnym krokiem idzie do przodu. W zanadrzu ma kolejne spore premiery (Mario + Rabbids: Kingdom Battle, Pokken Tournament DX), a potem najważniejszy tytuł sezonu jesiennego - Super Mario Odyssey. Jeżeli sprzedaż sprzętu nie zwolni do świątecznej gorączki, założony w marcu cel osiągną z palcem w odpływie. A stamtąd już krótka droga, by wymazać wstydliwy wynik Wii U.
Adam Piechota