Splatoon 3 przemaluje Switcha. Ale do premiery długa droga
"Splatoon" to na papierze jedna z "tych dziwnych gier" na Nintendo. Wieloosobowy paintball, który wygrywa ten, kto przemaluje mapę na swój kolor. Kuriozalne? Bardzo. Grywalne? Jak diabli.
Dziwny to był Nintendo Direct. Zapowiadany jako pierwszy, duży wirtualny pokaz Big N od miesięcy, nie dostarczył niczego co zatrzęsie światem gier. Absolutna, choć też absolutnie spodziewana cisza i ani słowa o "Bayonecie 3", nowym "Metroidzie" o "Legend of Zelda" nie wspominając. I tak miano gwiazdy 50-minutowego pokazu otrzymał "Splatoon 3".
Pierwsza i druga odsłona "Splatoon" przekonała do siebie wszystkich, którzy z grą mieli styczność. Oryginalność, charakter i całe wiadra grywalności. Trzeba tylko dać im szansę. Ale fani Nintendo należą do szczodrych i seria spokojnie rozeszła się w 15 milionach sztuk. Jedynka jeszcze na Wii U, dwójka już na Switcha. A teraz przyjdzie domknięcie trylogii. W nieco posatapokaliptycznym sosie.
Widać tu zalążek czegoś na kształt trybu fabularnego, ale to pewnie przygrywka do szalonych wymian ognia... Wróć. Farby w potyczkach wieloosobowych. Kto raz spróbował, ten wie, że z tej ścieżki nie ma odwrotu. Problem jest tylko jeden. "Splatoon 3" światło dzienne ujrzy w 2022 r.