Soul Hackers 2. Gra antyczna w swoich założeniach [RECENZJA]
Japońskie gry RPG to produkty unikatowe na skalę światową. To, co w tytułach zachodnich byłoby gwoździem do trumny, w produkcjach japońskich jest uznawane za zaletę. Soul Hackers 2 zbiera całą japońszczyznę do kupy i mówi: "Oto jestem".
Redakcja testowała grę Soul Hackers 2 na laptopie ROG Zephyrus Duo 16 z procesorem Ryzen™ 9 6900H oraz kartą graficzną GeForce RTX™ 3080 Ti w ramach współpracy promocyjnej z marką ASUS Republic of Gamers.
Japończycy uwielbiają rozbudowane serie i uniwersa, jeśli o gry chodzi. Z tego względu często dość sceptycznie podchodzę do poznawania nowych światów - w końcu w ramach danej marki powstało już kilkanaście produkcji, jak się w tym odnaleźć? Stwierdziłem jednak, że pewnych kwestii nie da się przeskoczyć i do świata Shin Megami Tensei wsiądę przez Soul Hackers 2.
Plusem takiej decyzji jest to, że tytuł ten nijak nie łączy się fabularnie z poprzednimi częściami gałęzi Devil Summoner, więc mogłem poznawać świat bez zamartwiania się o wcześniejsze losy bohaterów. I bardzo dobrze, bo przy tej ilości dialogów, które zaoferowali nam twórcy, każdy kolejny byłby udręką.
Soul Hackers 2 - młoda dziewczyno, ocal świat
W Soul Hackers 2 wcielamy się w postać Ringo, która jest agentką organizacji AION. Choć nazywanie jej dziewczyną, kobietą, jest mylne. To tylko postać, którą przyjął byt, którym jest Ringo, aby najlepiej spisywać się podczas swojej misji, którą jest (rzecz jasna) ratowanie świata. W przygodzie towarzyszy jej inna agentka, Figue.
Już w pierwszej misji orientujemy się jednak, że Figue nie będzie naszym bezpośrednim towarzyszem. Zamiast tego wraz z postępami w grze będziemy budować swoją drużynę. Wykorzystamy do tego de facto trupy. Kolejne postacie, które będą w naszym teamie, giną na chwilę przed naszym pierwszym spotkaniem. Dzięki unikalnej umiejętności hakowania dusz Ringo przywraca kolejnych bohaterów do życia, przy okazji zdobywając władzę nad ich demonami.
Śmierć każdego z bohaterów nie jest przypadkiem. Wspólnym mianownikiem każdej z postaci są byty nazywane "Covenant". Informacje na ich temat będziemy pozyskiwać w trakcie przechodzenia gry. Dość powiedzieć, że jest ich pięć, a zebranie całego kompletu przez jedną osobę może umożliwić jej zniszczenie świata.
Tempo rozgrywki jest usypiające
To wszystko jest naprawdę zagmatwane, szczególnie jeśli próbuje się to wyjaśnić w skrócie. Fabuła nie jest jednak na tyle porywająca, by poświęcać jej wiele czasu. Inne zdanie na ten temat mają twórcy gry, którzy przygotowali okropnie dłużące się dialogi, bardzo powolne przerywniki filmowe, a do tego wszystkiego dorzucili jeszcze dodatkowe scenki między Ringo a jej towarzyszami, podczas których możemy zacieśniać nasze więzi, pijąc trunki w lokalnym barze.
Co prawda po wciśnięciu "R" możemy włączyć podczas dialogów tryb przyspieszony. Wówczas jednak nie przeczytamy absolutnie nic i więc to jest opcja ekstremalna, stworzona raczej z myślą o tych, którzy będą przechodzić grę powtórnie. Ale powolne są nie tylko dialogi.
Świat przedstawiony w Soul Hackers 2 obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, podróżujemy po ulicach miast i "lochach", które przyjmują formę plątaniny monotonnych korytarzy. Wycieczki po nich są naprawdę długie, a tempo poruszania się Ringo nie zachwyca. Grając, ciągle miałem wrażenie, że tej grze brakuje funkcjo podwójnego przyspieszenia rozgrywki. Gracze nie straciliby na takim zabiegu absolutnie nic.
Nie jest tak źle
Mimo ślimaczego tempa, Soul Hackers 2 to tytuł całkiem grywalny. Turowa walka, bazująca na podatnościach na konkretne rodzaje ataków jest satysfakcjonująca, a dla fanów japońskich gier RPG jest czymś naturalnym. Urozmaiceniem w tym klasycznym modelu walki są sabaty.
Mechanika ta jest dość prosta, ale w ciekawy sposób wpływa na przebieg walk. Jeśli zaatakujemy przeciwnika atakiem, na który jest podatny, do gry wkroczy demon przypisany do danej postaci. Po zakończeniu naszej tury wszystkie przyzwane w ten sposób demony atakują wszystkich naszych przeciwników. Nie jest to nic, co rewolucjonizowałoby system walki, ale w przypadku pojedynków z większą liczbą przeciwników umożliwia ciekawe taktycznie zagrania.
Nie brak aktywności
O ile sam wątek główny jest kiepski, męczący, nudny, przytłaczający i naiwny, o tyle na brak aktywności nie ma co narzekać. W Soul Hackers 2 znalazło się kilka sklepów, które pozwalają nam kupować przedmioty użytkowe, pożywienie, a także ulepszać nasz sprzęt. To ostatnie jest najbardziej zajmujące, ponieważ do ulepszeń wymagane są konkretne przedmioty, które pozyskujemy podczas eksploracji lochów.
Oprócz tego czekają na nas zadania poboczne, lecz te są zbudowane bardzo kiepsko. Powtarzamy wycieczki po tych samych lokacjach, szukamy kogoś lub czegoś, po czym wracamy złożyć raport. Kilka pierwszych misji nie męczy, ale im dalej, tym gorzej. Tym bardziej, że na mapie nie mamy oznaczonego miejsca, gdzie możemy spodziewać się znajdźki lub bohatera, którego poszukujemy, więc za każdym razem musimy ów loch przeczesywać krok po kroku, licząc, że w końcu trafimy na nasz cel.
Plusem jest to, że podczas eksploracji natykamy się na demony, które możemy zwerbować do swojej ekipy. To właśnie konkretne demony odpowiadają za rodzaje ataków i odporności naszych bohaterów, więc dobór odpowiednich demonów jest kluczowy.
Cała zabawa zaczyna się jednak, gdy uzyskujemy dostęp do Cirque de Goumaden. W cyrku możemy bowiem łączyć ze sobą demony, tworząc kompletnie nowe stwory. To angażujące i satysfakcjonujące zajęcie. Uwielbiam bawić się tą mechaniką i odwiedzać cyrk po każdym zdobytym demonie, by sprawdzać, co mogę sobie teraz "ulepić". A design demonów jest na tyle dobry, że zawsze z zainteresowaniem sprawdzam, co jeszcze na mnie czeka. Krasnoludek, duch, koń, syrena czy staruszka biegająca na czworaka.
Fan serwis - aż za dużo
Atlus umie uśmiechnąć się w stronę graczy. O tym, że tak jest, można przekonać się dość szybko. Jeden z pierwszych demonów, którego spotkamy na swojej drodze, wygląda jak typowa postać tworzona przez fanów "furry". Kostiumy, które można zakupić z DLC, również są ukłonem w stronę fanów. Niektóre stroje nawiązują do Persony, niektóre są dość jednoznacznie nacechowane. Wystarczy przejrzeć kostiumy przygotowane dla postaci Milady.
W grze można natknąć się też na nieco drobniejsze gesty w stronę fanów. Moim faworytem jest sklep "Breaking Mart", będący odpowiednikiem japońskiego "FamilyMart". Logo sklepu jednoznacznie nawiązuje jednak do Breaking Bad, popularnego serialu.
Nie myśl, tylko się baw
Mam wrażenie, że Soul Hackers 2 to gra wycelowana w dość wąską grupę docelową. Nie jest to tytuł zbyt ładny (żeby nie powiedzieć, że wygląda jak produkcja sprzed dekady), fabularnie nie porywa, eksploracja jest powolna, a jej jedynym plusem wydaje się być dobra walka, a mimo to może się podobać.
Grając w Soul Hackers 2 czasem czułem potworne znużenie i niechęć, a mimo to biegłem przez te lochy, zbierałem kolejne demony, łączyłem je ze sobą i starałem się zbalansować całą drużynę. Nie wiem, czy chciałbym przechodzić tę grę ponownie, na pewno nie chciałbym robić tego zbyt szybko. Z drugiej strony - przy drugim podejściu mogę spokojnie pominąć wszystkie dialogi i przerywniki filmowe, a co za tym idzie, pozbyć się największej wady produkcji. Być może ktoś z modderów wpadnie na pomysł stworzenia narzędzia, które przyspieszy rozgrywkę, wówczas byłoby całkiem ciekawie.
I choć w recenzji wybrzmiało naprawdę sporo cierpkich słów, nie wątpię, że najlepszą oceną dla Soul Hackers 2 będzie czwórka. W natłoku wad, sama rozgrywka trafia w mój gust na tyle, że muszę ocenić ten tytuł pozytywnie. Jestem przekonany, że ci gracze, którzy jednak nie czują się dobrze w japońskich klimatach, mogliby odbić się od tytułu bardzo szybko, zanim zdąży się on rozkręcić. Mimo to zachęcam do sprawdzenia, jeśli przetrawicie taką dawkę japońskości w grach, przetrawicie już wszystko. No prawie.
W Soul Hackers 2 graliśmy na naszej platformie testowej ASUS ROG Zephyrus DUO 16. Klucz do gry dostarczył nam jej wydawca, firma Cenega.
Karol Kołtowski, dziennikarz Polygamii