Ratchet & Clank: Rift Apart, czyli gra, która przyspawała mnie do pada [Recenzja]
"Ratchet & Clank: Rift Apart" wygląda obłędnie, wciąga bezlitośnie, przy okazji opowiada historię z morałem, przy której młodsi się wzruszą, starsi uśmiechną, natomiast wszyscy będą się po prostu doskonale bawić.
Następnego dnia pracę zaczynałem o 6 rano. "Położę się spać wcześniej" – pomyślałem, z takim założeniem chwytając za pada i włączając telewizor. Po chwili przywitał mnie napis "Ratchet & Clank: Rift Apart". Była godzina 21. Chwilę później zrobiła się 3 rano. Dlatego czujcie się lojalnie ostrzeżeni: od tej gry nie sposób się oderwać!
Ratchet and Clank na pełnym gazie
Trzymając się sztywnych ram gatunkowych, trzeba przyznać, że miłośnicy platformówek nie mogą narzekać. W październiku 2020 r. zadebiutował świetny "Crash Bandicoot 4: It's About Time", w lutym na Nintendo Switch trafił wyborny "Super Mario 3D World + Bowser's Fury", a teraz właściciele PlayStation 5 otrzymują grę "Ratchet & Clank: Rift Apart". Nie będę trzymał was w niepewności. Grę wspaniałą.
Ale będąc zupełnie szczerym, trudno najnowszą produkcję Insomniac Games traktować wyłącznie jak platformówkę. To pełnoprawna gra akcji. Strzelania jest co niemiara, do tego latanie, używanie pojazdów, a nawet pojedynki na arenach. Jeden pomysł goni tu kolejny, a fabuła zaczyna z gazem wciśniętym w podłogę, którego nie puszcza do napisów końcowych.
Nie znasz serii Ratchet and Clank? Nic nie szkodzi
Chronologia w serii to zawiła sprawa. Gra, którą prawdopodobnie pamiętacie najbardziej, czyli "Ratchet & Clank" z 2016 roku to remake jedynki. Ale nie w skali jeden do jednego. Insomniac Games zdecydowało wprowadzić usprawnienia, które ewoluowały z każdą kolejną odsłoną serii. A tych było w sumie 13. Pięć z nich składa się na serię określaną mianem "oryginalnej", kolejne pięć trafiło pod szyld "future", a pozostałe były spin-offami. I w zasadzie nie ma to żadnego znaczenia, ale z kronikarskiego obowiązku dodam, że "Rift Apart" jest kontynuacją serii "Future" właśnie. Ostatnim jej przedstawicielem był "Ratchet & Clank: Into the Nexus".
Ale o serii można wiedzieć tyle, co o częstotliwości migracji brunatnych wiewiórek na południu Madagaskaru. Gra wprowadza nas w świat Ratcheta i Clanka w sposób, który zręcznie godzi nowicjuszy i wyjadaczy. Oto bowiem dwójka bohaterów ma odebrać wyróżnienie za (kolejne) uratowanie galaktyki, ale gdy wszystko, co mogło pójść nie tak, idzie jeszcze gorzej, znikąd pojawia się doktor Nefarius, który rozpętuje międzywymiarowe piekło. Dosłownie.
Czasoprzestrzenne przeskoki dały możliwość płynnego wprowadzenia nowej postaci do bogatego już uniwersum. W ten sposób poznajemy innego przedstawiciela gatunku Lombaxów, a w zasadzie przedstawicielkę – Rivet. Bohaterka nie ma, przynajmniej początkowo, pomagiera na plecach i posiada tę samą paletę umiejętności co Ratchet. Różni się od niego natomiast charakterem. Jest zadziorna i nieufna, posiada też ciekawą historię, którą będziecie musieli odkryć samodzielnie.
Reszta historii to zlepek utartych klisz i mniejszych lub większych parodii, ale podana w sposób tak łatwo przyswajalny, że przymykam oczy na fabularne kalki.
Karaoke z piratami
Tam, gdzie niedomaga pędząca na złamanie karku fabuła, całość podciągają postaci. Rozpisane ze swadą, posiadające swoje doświadczenia i niepowtarzalny charakter. Ratcheta i Clanka nie sposób nie lubić, Rivet porywa od pierwszej chwili, podobnie, jak Kit, której historia ujęła mnie chyba najbardziej. Ale tu znów muszę się ugryźć w klawiaturę, w obawie przed spoilerami.
Ale nie tylko pierwszy plan aż iskrzy od pomysłów. Mamy wyluzowanych, hippisowskich wręcz mnichów, przezabawnych inżynierów z gatunku mortów czy rubasznych piratów. Ci ostatni zaproszą nas nawet na wspólne i bardzo specyficzne karaoke.
Warto w tym miejscu pochwalić aktorów podkładających głosy. Zwłaszcza w wersji oryginalnej. Ale polski dubbing to również kawał koronkowej roboty. Na tyle koronkowej, że ani nie razu nie kusiło mnie, żeby pominąć przerywnik filmowy. A to z kolei oznacza, że "Ratchet & Clank: Rift Apart" sprawdzi się również dla osób, które lubią oglądać, jak gra ktoś inny.
Aby uporządkować galimatias spowodowany pojawiającymi się wszędzie dziurami między wymiarami, będziemy musieli zwiedzić kilka planet. Każda w odrębnym klimacie. Mamy cyberpunkowe miasto, mamy pustynne bezdroża rodem z "Borderlandsów", nie brakuje kosmicznej stacji oraz czegoś dla miłośników dżungli.
Każda z planet tętni życiem. Szczegółów jest tyle, że początkowo nietrudno o oczopląs. Chyba jeszcze nigdy żadna gra nie dawała takiego poczucia głębi i przestrzeni. Insomniac skwapliwie korzysta z dobrodziejstw, które posiada PlayStation 5 i nawet jeśli w danym momencie nie atakują nas gargantuiczne hordy przeciwników, na ekranie ciągle coś się dzieje. Flora i fauna żyją własnym życiem i może nie jest to poziom znany z najbardziej rozwiniętych rpgów, gdzie o innej porze dnia i nocy NPC wykonują inne czynności, to ich natłok po prostu robi wrażenie.
Ratchet and Clank to nowo generacyjny oczopląs
Ale najbardziej magiczne rzeczy dzieją się w ruchu. Gdy Ratchet lub Rivet rzucają się w bitewny wir, czuć rozmach każdej strzelaniny. Wrogów jest mrowie i co chwilę z tytułowych szczelin wypadają kolejni. Z każdych wypadają cenne śrubki (waluta w grze), wszystko się mieni i rusza. Mało? To dorzućmy jedną z broni. Np. Rękawicę Apokalipsy, która wystrzeliwuje zastępy małych Agentów Zagłady, walczących po naszej stronie. Nagle ruchu jest jeszcze więcej.
A konsola ani drgnie. Ani się nie nagrzeje. Dla pecetowców to norma. Ale dla właścicieli konsol – całkowicie nowy świat. Bez spadków animacji, bez zawieszania. Nic. A grałem głównie w trybie trybie performance, czyli z dynamicznym 4K i włączonym ray tracingiem. W sumie do wyboru jest opcja: ze śledzeniem promieni i 60 fps, ale niższą rozdzielczością lub 30 fps, ale z wyższą rozdzielczością, szczegółowością i dodatkowymi efektami. Bez względu jednak na wybór – ruch w tej grze to czysta poezja. Natomiast audiowizualnie "Ratchet & Clank: Rift Apart" gra we własnej lidze.
A przecież nie tylko walczymy. Ratchet i Rivet biegają, kręcą młynki na kolejnych turbinach, ślizgają po monstrualnych rampach, ujeżdżają ślimaki, a nawet latają.
Strzelaj, zwiedzaj, powtórz
Słówko o broniach. Takiego arsenału może pozazdrościć nawet Doom Guy. Od "zwykłych" strzelających karabinów, przez precyzyjną snajperkę, czy wspomnianą Rękawicę Zagłady, wyrzutnie rakiet, granatów, broń, która zamraża albo inną, zamieniającą przeciwników w rośliny przez tajną broń o nazwie RHINO lub po polsku ŻUBR. Ta ostatnia to kolejny dowód szaleństwa i pomysłowości ekipy Insomniac. Broń otwiera bowiem jedną z czasoprzestrzennych szczelin, z której wypadają losowe obiekty. Raz będzie to wybuchająca beczka, innym razem… robo dinozaur z "Horizon Zero Dawn". Kosmos.
Strzelania jest cała masa dlatego ważne, żeby sprawiało przyjemność. Na szczęście ekipa pracująca nad "Ratchet & Clank: Rift Apart" wie, co robi. Bronie są poprzypisywane do kół, które wywołujemy trójkątem. Każde z nich możemy dowolnie modyfikować. Między kołami przeskakujemy triggerami. W sumie w każdym z kół zmieścimy 8 broni. Wymaga to zatem żonglerki, bo amunicji wiecznie brakuje. Na szczęście gra się wtedy pauzuje, co pozwala na chwilę oddechu w szaleństwie. Uspokajam tych, którzy boją się "wybicia z rytmu gry". Jeżeli macie taką ochotę, całość da się przejść, używając zaledwie kilku broni.
Tym bardziej że każdą z nich ulepszamy w dwojaki sposób. Pierwszy jest banalnie prosty. Im częściej z danej pukawki korzystamy, tym szybciej zwiększą się jej statystyki. Inne ulepszenia kupujemy za znalezione kryształy rarytarium. Zapomnijcie jednak o siedzeniu z nosem w statystykach. To zręcznościówka, a nie rpg, więc balans między poszczególnymi broniami jest baaardzo umowny.
Jeszcze więcej atrakcji
"Ratchet & Clank: Rift Apart" to też wbrew pozorom gra olbrzymia i wypełniona po brzegi atrakcjami. Grać będziemy nie tylko dzielnymi lombaksami, ale również Clankiem, który rozwiąże międzywymiarowe zagadki środowiskowe oparte na fizyce, oraz jako mały bocik zwalczymy wirusa, hakując kilka urządzeń. Z kolei na specjalnej arenie czeka na nas garść wyzwań.
Wspominałem o znajdźkach? Tych jest cała masa. Od złotych śrubek, przez elementy pancerza (który daje różne bonusy) po sprytnie poukrywane pluszowe misie. Warto przy tym dodać, że zdobycie platyny nie będzie wymagało tu małpiej zręczności. To jedna z tych "do zrobienia". Główna oś fabularna pęka po około 15 godzinach. Ale na szukających wrażeń po zakończeniu gry czeka tryb wyzwań i najwyższy poziom trudności.
Ten ostatni pojawia się natomiast nieco zbyt późno. Nieduży, ale jednak problem "Ratchet & Clank: Rift Apart" polega na zbyt niskim poziomie trudności.
Poza tym naprawdę trudno doszukać się tu jakichkolwiek wad. "Ratchet & Clank: Rift Apart" wygląda obłędnie, wciąga bezlitośnie, przy okazji opowiada historię z morałem, przy której młodsi się wzruszą, starsi uśmiechną, a wszyscy będą się po prostu doskonale bawić. Lepszego prezentu i wizytówki PlayStation 5 nie mogło sobie wymarzyć.
Ocena 4,5/5
Platforma: PlayStation5,
Producent: Insomniac Games,
Wydawca: Sony Interactive Entertainment,
Data premiery: 11.06.2021,
Wersja PL: dubbing lub napisy.
Grę do recenzji podrzuciło Sony Interactive Entertainment Polska.