Crash Bandicoot 4: It's About Time. To naprawdę był najwyższy czas na kontynuację. Wyszła cudownie [RECENZJA]
Nie znajduję innego określenia na nowego Crasha. Jest cudowny. Poziomy są cudowne. Są cudownie trudne. Potrafią też cudownie zirytować. Bossowie są cudowni. Pomysłowość twórców jest cudowna. Ich notoryczne puszczanie oka do gracza jest cudowne. To po prostu cudowna gra.
08.10.2020 17:35
Naughty Dog zajęło się robieniem gier poważnych. I powrót do przygód Crasha mógłby być odczytany jako skok na kasę/odcinanie kuponów/niezbyt mądry ruch (niepotrzebne skreślić). Dlatego dobrze się stało, że za "czwórkę" wzięła się ekipa Toys For Bob.
O żółtodziobach nie może być mowy. To w końcu oni bardzo zręcznie odrestaurowali najpierw "Crash Bandicoot N. Sane Trilogy" a potem "Spyro Reignited Trilogy". Znali zatem materiał źródłowy od podszewki, dopiero co go przecież odświeżyli. Widać to i czuć na każdym kroku.
Historycznie to bezpośrednia kontynuacja "Crash Bandicoot: Warped". A więc trójka niezmordowanych - Neo Cortex, N. Tropy oraz Uka Uka - uciekają z międzywymiarowego więzienia, do którego ich wsadziliśmy ponad 20 lat temu, robiąc przy okazji dziury w czasoprzestrzeni. Zrelaksowany Crash, odpoczywający po niezliczonych wojażach na brzegu plaży musi zatem rzucić się w – nomen omen – wir, chwytać jabłka, a potem złoczyńców.
I od pierwszej sekundy twórcy puszczają nam oko. Oto bowiem tuż obok plażowego baru leży sobie dmuchane koło w kształcie Spyro. A to tylko jedno z dziesiątek nawiązań.
Nie lubisz platformówek? Tym bardziej spróbuj
Historia jest prosta i czytelna dla "nowych", jak i pełna nawiązań, dla "weteranów". I bardzo dobrze. Od premiery trójki minęło już ponad 20 lat i nie każdy łapie się na falę nostalgii i sentymentu.
Każdy natomiast złapie się na konstrukcje poziomów. Akcją raz widzimy zza pleców Crasha (lub Coco), kiedy indziej z boku, a czasami czekają nas totalne niespodzianki. Jeżeli lubicie trójwymiarowe platformówki - poczujecie się jak w domu. Jeśli nie - istnieje duża szansa, że tę konkretną pokochacie.
"Crash 4" wymaga od nas nie tylko kociej zwinności i refleksu, ale umiejętnego korzystania z nowych zabawek. Owszem, nadał głównie skaczemy i kręcimy bączki, ale do tego możemy manipulować wymiarem, co pozwoli na materializowanie się różnych elementów. Nauczymy się też używać ciemnej materii, a wraz z nią skoków na olbrzymie dystanse. Nie obędzie się też zabaw z grawitacją, a nawet tytułowym czasem. Mało?
To dorzućmy do tego gościnne postaci, nad którymi będziemy okazjonalnie przejmować kontrolę. Każda z nowym zestawem umiejętności i spory urozmaiceniem rozgrywki. Wciąż mało?
W grze pojawiają się również... pojazdy. Albo obiekty/urządzenia pojazdy przypominające. Prowadzi się je koszmarnie, ale jaka satysfakcja, gdy dotrzemy do skrzynki z literką "C".
Przegrałeś? Odpocznij
Muszę was w tym momencie ostrzec. Nowy Crash to tak naprawdę stary, dobry Crash. A to znaczy, że sterowanie nie zmieniło się przesadnie, co w połączeniu z - momentami - sadystyczną kamerą doprowadzi was do szewskiej pasji. Tu nadal nie ma miejsca na błędy. Niektóre sekwencje będziecie powtarzać po kilka, jeśli nie kilkanaście razy. Jeden piksel za daleko i zabawa zaczyna się od początku. A jeżeli wybierzecie "klasyczny" poziom trudności (z ograniczoną liczbą żyć)... Cóż. Życzę wam powodzenia i zdrowia.
Crash potrafi być trudny. Czasem nawet przesadnie. Punkty zapisu gry, od których zaczynamy po kolejnej wtopie, bywają od siebie bardzo oddalone. A jak wam przeszkód mało, to każdy etap można przejść na jednym życiu, zaliczyć bonusową mapę, przebiec w określonym czasie i znaleźć sekrety. Platyniarze będą mieli co robić. Ja nie dałem rady.
Dobra rada ode mnie. Jeśli gra zacznie was frustrować, a jakiś fragment wyda się nie do przejścia - wyłączcie ją. Pójdźcie na spacer. Wypijcie herbatę. Przeczytajcie książkę. Przejrzyjcie Polygamię. A potem do "Crasha" wróćcie. To naprawdę działa. Zapewniam.
Najlepsze, że od tego natłoku aktywności nie pęka głowa. Robimy je tylko jeśli chcemy. Gra nas do tego nie zmusza. Sama historia kończy się po ok. 10 godzinach. Jeśli zatem mamy ochotę na więcej, jest co w grze robić.
Platformówkowy mistrz
Poziomy naprawdę są cudowne. Kolorowe, różnorodne, pełne detali i śmiertelnych pułapek. Nie brakuje ekwilibrystycznych skoków, bujania na linach i obowiązkowego ślizgania po torach czy rurach. Całość zgrabnie przeplata się z kreskówkowymi przerywnikami, utrzymanymi w duchu "Looney Tunes".
Jeśli chodzi o krajobrazy, czekają nas pirackie przeprawy, klimaty rodem z "Mad Maxa" lub serii "Borderlands", odwiedzimy scenerie zimowe, azjatyckie, trafi się nawet koncert metalowy z fenomenalnym bossem i ukłonem w kierunku nieodżałowanych serii "Guitar Hero" oraz "Rock Band".
"Crash Bandicoot 4" gdyby był odrobinę dłuższy, miał nieco bardziej wyrozumiałe sterowanie, a kamery nie trzymałby operator-deliryk (ale tylko mometami), mógłby spokojnie ubiegać się o tytuł najlepszej platformówki ostatnich lat. No tak, jest jeszcze "Mario Odyssey", do którego gra nie ma startu. Ale tak blisko wąsatego mistrza Crash nie był jeszcze nigdy.
Ocena 4/5
Platforma: PS4, Xbox One Producent: Toys for Bob Wydawca: Activision Data premiery: 2.10.2020 Wersja PL: tak Graliśmy na PS4 Pro. Wersję do recenzji udostępniło Kool Things.