Ponad 140 milionów dolarów na koncie Star Citizena pokazuje, że gracze zupełnie się nie szanują
Mimo wielkiego nieporozumienia, jakim okazało się No Man’s Sky, nadal rzucamy pieniędzmi w czyjeś obietnice
10.01.2017 | aktual.: 11.01.2017 10:51
Kiedy ostatni raz pisałem o Star Citizenie w kontekście zebranych pieniędzy, licznik pokazywał nieco ponad 127 milionów dolarów na koncie Cloud Imperium Games. Wtedy też dowiedzieliśmy się, że premiera Squadron 42, kampanii fabularnej tego space sima, została przełożona na bliżej nieokreślony termin w 2017 roku. Prawdopodobnie, bo ciężko uwierzyć mi w zapewnienia człowieka, który na razie słynie z niespełnionych obietnic.
Dziś, równo trzy miesiące od tamtej notki, zebrana kwota urosła do 141,263,340 dolarów. To ponad 14 milionów dolarów więcej niż w październiku. Wnioski? Mamy siebie w głębokim poważaniu. Już ogrywając poprzednią alphę, oznaczoną numerem 2.5, można zauważyć, że jak na taki budżet i tyle lat w produkcji, gra Chrisa Robertsa oferuje bardzo niewiele. Ostanio dostaliśmy kolejną aktualizację, dodającą do gry zapowiadany ponad rok temu moduł FPS – Star Marine – i parę nowości w jedynym dostępnym na razie układzie planetarnym, czyli Crusaderze. Choć określenie „układ planetarny” jest nieco na wyrost, bo to po prostu jedna planeta i jej okolice.
Wydawałoby się, że powinniśmy w końcu przestać obrzucać Robertsa naszymi pieniędzmi i zacząć rozliczać go z tego, co obiecał. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, nadal nie mamy problemu z płaceniem dużych przecież pieniędzy za wizję, a nie produkt. A przecież mieliśmy w ubiegłym roku piękny przykład niewypału w postaci No Man’s Sky.
Tam też były obietnice wielkiego, żyjącego wszechświata, który możemy zwiedzać we własnym tempie. Pełnego obcych ras, czasem ze sobą walczących, kiedy indziej – handlujących. Żeby było ciekawiej, gracz mógł opowiedzieć się po którejś ze stron, a Sean Murray mgliście, bo mgliście, ale jednak potwierdzał, że da się też spotkać innych odkrywców.
A teraz najlepsze: gracze zawiedzeni grą Hello Games przesiadają się na… właśnie Star Citizena, a jako jeden z argumentów podają eksplorację. Eksplorację, której obecnie w tym space simie nie ma. Innymi słowy: „Skoro czujemy się oszukani grą, która wyszła, przesiadamy się na grę, której nie ma (ale będzie super, bo Chris Roberts tak mówi)!”
Star Citizen: Star Marine Preview
Oczywiście zawsze można powiedzieć, że to przecież nasza sprawa, na co wydajemy swoje pieniądze, a przecież zbiórka na Star Citizena jest dobrowolna. Proces powstawania gry jest dość otwarty i faktycznie, choć to jedno wielkie pasmo opóźnień, wiemy na czym stoimy. Jednak nie w tym problem.
Wydawcy, deweloperzy czy w ogóle wszyscy oferujący produkt bądź usługę działają tak, że robią dokładnie tyle, na ile im się pozwala. To dlatego w ostatnich latach doświadczyliśmy plagi DLC, które nie tyle rozszerzały fabułę, co łatały dziury z podstawki. Z tego samego powodu co rok dostajemy odgrzewane kotlety albo gry, o jakość których nikt nie dba. Bo po co, skoro preorder złożony?
Jest to również przyczyną gnicia gier we Wczesnym Dostępie na Steamie, wysypu kolejnych, działających dokładnie tak samo, survivali czy zainteresowania programem większych wydawców, którzy go zupełnie nie potrzebują. Cholera, niektórzy poszli w swej bezczelności tak daleko, że oferują płatne DLC do będących ciągle w produkcji tytułów. A żeby w pełni cieszyć się grą musimy zapłacić za nią dwa razy. Pierwszy raz za podstawkę, drugi – za season passa.
ARK: Scorched Earth Expansion Pack!
Kto jest temu winien? EA? Activision? Ubisoft? Weterani branży, którzy w Kickstarterze znaleźli sposób na bezpieczny biznes? Nie. To my, gracze, sami sobie ten syf zafundowaliśmy. A potem dziwimy się w komentarzach i na forach, że traktuje się nas jak idiotów.
Bartosz Stodolny