Po godzinie testów przestaję się martwić o jakość Mega Mana 11
Prawie. Bo ścieżka dźwiękowa może trochę rozczarować.
O proszę. Mogę trochę poczuć się jak panowie-gamescomowcy. „Mega Man 11 - już grałem!” napisać, bo pewnie na ich miejscu chciałbym znaleźć chwilę, by sprawdzić w ruchu cholera-wie-którą-ale-na-pewno-nie-po-prostu-jedenastą odsłonę najstarszej legendy Capcomu jeszcze w Kolonii. A tak, w tajemniczych okolicznościach, bez żadnej szczególnej zapowiedzi (spowodowane jest to z pewnością trzęsieniem ziemi w Hokkaido oraz wynikającym z niego opóźnieniem nowego Nintendo Directa), pobrałem gamescomowe/e3-owe demko na swojego Pstryczka. Cztery razy przeszedłem, żeby zdecydować, czy od teraz naprawdę czekam na 2 października. I sam nie wierzę, że ekscytacja przychodzi mi z podobną łatwością.
Ryzykowne jest bowiem jakiekolwiek eksperymentowanie z formą tradycyjnie numerowanej serii Niebieskiego. Krytykowane. Dwie ostatnie odsłony robiły tak duży ukłon w stronę starszych graczy, że wypisz-wymaluj przypominały te z lat osiemdziesiątych. A „jedenastka” - przeciwnie. Trójwymiarowa oprawa. Która… niczego nie zmienia. Piękna po prostu jest. Gdy przebiegamy przez zewnętrzne fragmenty „kamiennego” poziomu, albo jego boss używa swoich najpotężniejszych ataków, zwłaszcza na przenośnym ekraniku można się zapomnieć i oglądać całość niczym ręcznie rysowanego indyczka. Oto współczesny Capcom. Wie, jak robić dobrze wszystkim fanom. (Obym tych słów nie pożałował na początku przyszłego roku, przy recenzowaniu Residenta i Devila)
Drugą, w skali standardowej rozgrywki Mega Manów niemalże rewolucyjną świeżynką, są specjalne moce bohatera. Zwalnianie czasu oraz „furia”, czyli strzelanie przez kilka sekund wyłącznie naładowanymi pociskami. Nigdy nie byłem przeciwnikiem takich zagrań i nadal nie będę ich krytykował tylko dlatego, że trafiły do gry, która „powinna być” maksymalnie hardkorowa. Są. Można o nich nie pamiętać. Można dzięki nim wszystko sobie ułatwić. To nasza decyzja - jak chociażby spowalnianie tempa rozgrywki w Celeste. Tak samo cztery poziomy trudności. Jeśli gracie na normalu i nie używacie dopałek, kilka razy dostaniecie solidne wciry, możecie być spokojni. A to nie Legacy Collection, nie zrobicie sobie punktu kontrolnego przed kłopotliwym fragmentem.
Najważniejsze, że mimo nowoczesnego podejścia, „bazowa” formuła pozostała niemalże nietknięta. Mega Manem steruje się dokładnie tak, jak w epoce ośmiu bitów. Poziom z demka, jeśli ma być idealnym reprezentantem całości, cieszy wszystkimi składowymi dobrego Blue Bombera: wyciągniętymi z odwłoka sekcjami platformowymi (no niech szlag trafi te momenty na taśmach), niemożliwymi do wyczucia podszefami, dobrym balansem hycania oraz strzelania, a nawet… świetną walką z bossem. Ha, czyli nie wszystko jest tak, jak kiedyś, bo równie fajnego starcia w klasykach byście nie uświadczyli. Infantylny Block Man zaczyna spokojnie, potem przemienia się w morderczego giganta, by finalnie, gdy Wasz pasek energii już sięga dna, wszystko podsumować desperacką furią. I te ostatnie sekundy naprawdę podbijają ciśnienie.
Dla wszystkich podburzonych wrażeniem, jakie „jedenastka” sprawia ze zwiastunów, najważniejsze będzie stwierdzenie, iż na liczbę w tytule, sugerując się jakością jednego etapu z ośmiu, serio zasługuje. Nawet grająca tam melodia jest całkiem-całkiem; rozczarowuje wyłącznie postawienie na radosną elektronikę zamiast rockowego brzmienia. Żółto-niebiescy chyba kumają, że cały rok budowania napięcia, dziesiątki wznowionych odsłon marki - to wszystko nie może pójść na marne.
Dlatego nie tylko przestaję się o Mega Mana 11 martwić, ale również rozkminiam, jak w tak przepchanym miesiącu zorganizować jeszcze trochę miejsca na porządne ogranie i napisanie godnej Poly recenzji. Czy muszę dodawać, że bardzo-bardzo polecam pobrać demko? Jest dostępne na wszystkich "dużych" konsolach.
Tak, również za zabawny uważam fakt, że gdy Keiji Inafune odchodzi z firmy, by pamięć o marce brudzić takim Mighty No. 9, Capcom całkiem realnie tworzy PRAWDZIWEGO Mega Mana. Jeszcze przyjdzie czas na szersze rozważania, spokojnie.