Pierwsze wrażenia: The Saboteur
The Saboteur to ostatni w miarę głośny tytuł, jaki pojawi się w 2009 roku. Produkcja zamkniętego niedawno studia Pandemic raczej nie wskoczy na szczyty zbliżających się nieubłaganie podsumowań mijających 12 miesięcy, ale może dać nam kilka wieczorów dobrej zabawy z Drugą Wojną Światową w tle. Już od początku gry widać, że nie będzie to kronika, opisująca historyczne wydarzenia. Wstęp jest naprawdę ciekawy i bez zbędnego pośpiechu przedstawia nam głównego bohatera, jego przyjaciół oraz motywację, która sprawi, że Sean Devlin przyłączy się do francuskiego ruchu oporu.
Po półtorej godziny, jakie spędziłem z grą zdecydowanie mam ochotę na więcej, a to znaczy, że ostatnia gra z logo Pandemic coś w sobie ma. Na pewno tym czymś nie jest grafika. Czarno-biały Paryż wygląda intrygująco, ale jest to efekt "inności" wybranego kierunku estetycznego, a nie jego wykonania. Ba, gdy wyzwolimy dzielnicę i powrócą do niej kolory, jak na dłoni widać problemy z aliasingiem, słabe tekstury czy olbrzymi popup detali, a gorzej zrealizowanego ognia nie widziałem już dawno. Modele postaci w większości są przyjemne dla oczu, ale już ich sztywna animacja w trakcie dialogów potrafi zasmucić. Same rozmowy to też ciekawy temat. Pandemic nie wygładzało językowo wypowiadanych kwestii, co znaczy, że w w trakcie mojego krótkiego kontaktu z grą poznałem spory wachlarz irlandzkich przekleństw, a "słowo na f" pojawiło się co najmniej kilkanaście razy. Gra posiada polską lokalizację kinową i w trakcie czytania napisów wyłowiłem takie kwiatki jak (uwaga, cytuję) "lachociąg" i "nazigówna". Kategoria wiekowa 18+ zobowiązuje i przyznam (choć może zabrzmi to dziwnie), że miło w końcu wcielić się w faceta, który lubi wypić, zaliczyć skok w bok i bez ogródek mówi, co myśli. Gdy trzeba rozwiązać problem pięściami, również się nie ociąga. Ciekawie wygląda zderzenie początkowo beztroskiego bohatera z wojną i jej dramatami, które szybko dosięgają jego najbliższych.
Scenki przerywnikowe zyskały przez to naprawdę sporo. Ich minusem jest fakt, że postacie mówią po angielsku ale z okropnymi akcentami. Sean nie drażni, natomiast pozostałe postacie już niestety tak. Uwielbiam Allo! Allo!, ale Francuzi z The Saboteur naprawdę przesadzają... Przejdźmy do rozgrywki, bo nie napisałem jeszcze o niej ani słowa. Tak naprawdę, na razie polegała ona głównie na jeżdżeniu samochodami. Model jazdy należy do tych pozbawionych wyrazu, więc nie jest to specjalnie rajcujące. Sean nie wspina się na budynki z gracją Ezio, ale cieszy mnie, że kolejna gra daje możliwość rozbudowanej eksploracji również wyższych partii miasta. Oczywiście nie mogę się doczekać wspinaczki na Wieżę Eiffla! System walki wręcz oferuje sporo opcji, ale dotychczasowe bijatyki nie wzbudziły we mnie większych emocji. Są łatwe i panuje w nich chaos, bo Sean nie reaguje zbyt sprawnie na komendy gracza. W trakcie gry będziemy zdobywali nowe umiejętności (zresztą tyczy się to nie tylko walki), więc może one tu nieco pomogą. Devlin korzysta z broni, i ładunków wybuchowych, jak prawdziwy zawodowiec, ale potrafi również eliminować przeciwników bez rozgłosu. Ciche zabójstwa to oczywiście standard, ale w Saboteur możemy również przebierać się w mundury zabitych nazistów. Infiltrując w ten sposób bazę wroga lepiej naprawdę zachowywać się spokojnie. To miła odmiana po Assassin's Creed 2, gdzie tak naprawdę nikt nie zwracał uwagi na szaleńca skaczącego z dachu na dach. Tu nie ma tak łatwo!
Miłośnicy zaliczania gier w 100% znajdą tu kilka przyjemnych "rozpraszaczy uwagi", jak porozrzucane po mieście widokówki, czy nazistowskie posterunki i instalacje (np. "szczekaczki) których usunięcie znacząco uprości życie Seanowi i pozwoli zarobić na zakupy u lokalnych przemytników. O stopniu ciekawości misji ich zróżnicowaniu oraz tempie rozgrywki nie mogę powiedzieć jeszcze zbyt wiele, choć te elementy na pewno będą miały niebagatelne znaczenie dla oceny końcowej. Na razie, po zaliczeniu prologu i kilku zadań, mam sporą ochotę na więcej krnąbrnego Irlandczyka kopiącego tyłki nazistów. Odpowiedź na pytanie, czy zabawa w tej piaskownicy spodoba mi się tak, jak wprowadzenie znajdziecie w recenzji. Maciej Kowalik