Oto dwa elementy, które zrobią z Serial Cleaners małe arcydzieło
Sprytny twist w rozgrywce i fenomenalny klimat. Krakowskie Draw Distance udowadnia, że potrafi kombinować równie dobrze co 11 bit. Kontynuacja ciepło przyjętego Serial Cleanera to coś więcej niż "Serial Clenear 2".
Pozornie więcej tego samego. Twórcy gry o czyszczenia śladów w miejscu zbrodni robią prosty skok dwie dekady później - z kolorowych, funkowych lat 70. prosto w brudne, hip-hopowe lata 90.
Gdyby na tym z grubsza kończyła się innowacja, pomijając obowiązkową paletę nowych map czy drobne usprawnienia w rozgrywce, powiedziałbym: "pas". Ale po tym, co mówi o swojej grze samo Draw Distance i po trailerze, który pokazano na Future Games Show, jestem grubo zaintrygowany.
Pierwsza odsłona postawiła wszystko na zaskoczenie. Oto bohaterem nie był hitman czy asasyn, a zawodowy czyściciel, który miał zatrzeć dowody nieperfekcyjnej zbrodni. Trzon rozgrywki obudowano bardzo solidnie rekwizytami prosto z lat 70. - a więc spodnie-dzwony, intensywne kolory, taneczna, funkowa muzyka, nawiązania do filmów.
Przy realizacji sequelu ekipa musiała zdawać sobie sprawę, że element zaskoczenia już nie przejdzie. "Reskin" gry byłby może dobry, by wycisnąć trochę grosza z grona dotychczasowych fanów, ale nie budować renomę marki i studia. Dlatego potrzebny był twist.
Cleanerów dwóch
I tym twistem jest to, że na scenę wchodzi więcej niż jeden "cleaner". Nie, nie robi się z tego kooperacja. Nie robi się z tego "hero game". Główna koncepcja "Serial Cleaners" opiera się na tym, że nie wystarczy już wrzucić zwłoki do kontenera i zwiewać po wypłatę.
Na zwiastunie wyraźnie widać, że każda z postaci ma inne zadanie. Czyściciel-psychopata tnie zwłoki na kawałki, a dopiero jego kolega, przypominający bohatera "jedynki", wyciera ślady mokrej roboty. To nie koniec. Sposób, w którym na początku działamy, będzie wprost wpływał na to, ile roboty będziemy mieli po wejściu do akcji drugiego człowieka.
Do tego bohaterów będzie łącznie aż czterech, ale "Serial Cleaners" nie pozwoli nam wybierać stale tej samej ekipy, a narzuci ją dla konkretnej misji. Szykuje się zatem mocne przeobrażenie rozgrywki, bez dublowania schematów z "jedynki". Ale twistu dopełnia estetyka, która jak dwa pasujące puzzle wpisuje się w świat gry.
"Zbrodnia z przymrużeniem" oka została skierowana bardziej na tor brudu i brutalności, połączonej z ciut wypraną z kolorów stylistyką lat 90. I chociaż błyskawicznie dokleja się do tego łatkę "tarantinowskości", a scena z trailera to wprost hołd dla "Fargo" braci Coen, ja czuję, że rozciąga się tu również aura "Hotline Miami" i pierwszego "Postala" - minimalizm, hardkorowość, naturalizm.
Z drugiej strony nie da się też nie odczytać tropów związanych z kulturą uliczną tamtej dekady. "Serial Cleaners" nie idzie jednak prostym tropem gangsta rapu, który bez problemu mógłby wypełnić klimatem całą grę. Zamiast westcoastowego luzu, czuć tu zdecydowanie bardziej ducha wschodniego wybrzeża - zwłaszcza w tych miejskich sceneriach.
Sztuka sprzątania
Zatem panuje tu nie N.W.A., Dr. Dre, Snoop Dogg czy inni muzycy ze stajni Death Row, ale zdecydowanie bardziej nowojorski sznyt spod szyldu Mobb Depp, Nasa, duetu Eric & Rakim czy Wu-Tang Clanu. Nawet w ich teledyskach przewija się podobna do "Serial Cleaners" stylistyka, choćby na poziomie palety barw czy widocznej w krótkich przebitkach estetyce lo-fi.
Ale przez całą tę mozaikę przewija się jeszcze jeden, jeszcze bardziej niszowy i jeszcze ciekawszy motyw - twórczość Jean-Michel Basquiata (tu krótkie wideo z kanału TED). Legenda nowojorskiego street artu, człowiek wpisywany w poczet pionierów graffiti (i kultury hip-hopu zarazem), który jednak szybko wskoczył na półkę nowojorskiej bohemy i forpoczty nowoczesnej, miejskiej sztuki.
To właśnie do jego twórczości odwołują się grafiki na początku i końcu trailera. O tych fascynacjach Draw Distance dało znać już wcześniej, przekazując na aukcję WOŚP nietypowy obraz.
Tropy Basquiata tkwią też w rapie, choć nie są tak mocno widoczne. Najłatwiej je dostrzec na okładkach płyt innego, kultowego zespołów z Nowego Jorku - Tribe Called Quest. Nie pasowało mi tylko jedno. Ten mniej znany w powszechnej świadomości artysta zmarł jeszcze w 1988 roku. Jak to się ma do osadzonej o dekadę później gry? O to spytałem ekipę od "Serial Cleanera".
- Wyprzedzał epokę. Był jedną z ważniejszych osób, które wprowadzały street art na salony, a także stanowił wielką inspirację dla artystów działających w latach 90 - mówi nam Grzegorz Pamuła, główny artysta przy grze. - Korzystanie z twórczości Basquiata, która zakończyła się na schyłku lat 80., przy tworzeniu gry, której akcja toczy się w latach 90., nie jest naciągnięciem. To nurt artystów z tego okresu - dodaje Andrzej Kolarski, drugi główny artysta.
- Klucz jest też taki – czym inspirowali się artyści, którzy definiowali sztukę, look, grafikę etc. lat 90.? Myślę, że masa młodych twórców w latach 90. była pod ogromnym wpływem tego, co w latach 80. stworzył Basquiat i nieśli pochodnię dalej za niego – połączenie neoekspresjonizmu ze street artem - puentuje Krzysztof Szczudłowski, game designer.
Draw Distance kolejny raz pokazuje, że szuka w grach "czegoś więcej" i rozwija sztukę kombinowania, żeby sprzedać nam nową grę, a nie drugi raz to samo. A to dwie najważniejsze cnoty dla każdego twórcy.
Gra "Serial Cleaners" będzie dostępna na PC (platformy Steam, GOG, Epic Games Store) oraz konsole w drugiej połowie 2021 roku.