Medal of Honor Airborne - recenzja

Medal of Honor Airborne - recenzja

Medal of Honor Airborne - recenzja
marcindmjqtx
19.09.2007 07:39, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Marka Medal of Honor liczy sobie już 8 lat. Przez ten czas ukazało się aż 14 gier z serii, czyli niemal dwie rocznie! Przyznacie, że jest to spora liczba. Niestety tylko kilka z Medali było wartych naszej uwagi, a na dobrą sprawę od czasu Allied Assault seria powoli staczała się na dno. Obecna we wszystkich częściach konstrukcja misji polegająca na biegnięciu przed siebie wąską ścieżką wyznaczoną przez autorów zwyczajnie się graczom przejadła. Nie da się przecież w nieskończoność powielać tych samych schematów, szczególnie gdy zarówno pola walki, jak i rodzaje broni mamy bardzo ograniczone. W tym roku Electronic Arts postanowiło więc gruntownie odświeżyć serię dodając element, który ma być powiewem świeżości dla całego gatunku. Mowa oczywiście o skokach spadochronowych. Czy im się udało? Zapraszam do dalszej części recenzji.

Pomysł jest prosty - gracz wciela się w rolę szeregowca Boyda Traversa, członka Amerykańskiej 82. Dywizji Powietrzno-Desantowej. Na początku każdej misji wyskakujemy z samolotu i opadamy na spadochronie w wybrane przez siebie miejsce na polu bitwy. To my decydujemy o kolejności i sposobie wypełniania rozkazów. Całość jest rozwinięciem pomysłu znanego z Medal of Honor: Vanguard. Podobnie jak możliwość modyfikowania naszej broni. Po zabiciu określonej liczby wrogów danym karabinem automatycznie otrzymujemy do niego dodatki. Dzięki temu możemy korzystać ze zwiększonej pojemności magazynka, zaczepić bagnet, czy przerobić snajperkę na wyrzutnię granatów. Możliwość modyfikacji jest ciekawym patentem i z chęcią zobaczę ją w jak największej ilości innych gier.

Pierwszy kontakt z Medal of Honor Airborne może was zadziwić. Tu naprawdę wiele zależy od miejsca, w którym wylądujecie. Jeśli znajdziecie się w bezpiecznej strefie lądowania, oznaczonej zielonym dymem, możecie liczyć na zebranie zapasu amunicji i apteczek, oraz na towarzystwo innych kompanów. Wraz z nimi łatwiej się naciera na pozycje wroga, nasi towarzysze broni nie wypełnią co prawda żadnego zadania bez nas, jednak w walce stanowią cenne i dość skuteczne wsparcie. Niestety Sztuczna Inteligencja żołnierzy (również wrogich) nie stoi na wysokim poziomie. Nie oczekujcie po nich pokazu umiejętności taktycznych - postacie tu potrafią tylko biegać i strzelać. Odniosłem również wrażenie, że umiejętność chowania się zanika u Nazistów wraz z rozwojem gry. Jednak to nie inteligencja, lecz ilość naszych przeciwników świadczy o ich sile.

Jak wygląda właściwa rozgrywka? Wyskakujemy z samolotu, opadamy wśród gradu pędzących w naszą stronę pocisków i decydujemy co chcemy dalej zrobić. Jeśli wybraliśmy sobie snajperkę to lądujemy w miejscu oddalonym od pozycji wroga. Dzięki temu możemy sobie swobodnie przymierzyć i pozdejmować przeciwników z dużej odległości. Ze snajperką zastosowano tu ciekawy patent. Celność naszych strzałów zależna jest od sposobu w jaki naciśniemy spust. Szybkie szarpnięcie oznacza zazwyczaj chybienie, należy więc powoli naciskać przycisk na padzie, bowiem brak nagłych ruchów oznacza zdecydowanie wyższe szanse na trafienie.

Jeśli preferujemy walkę na krótkie dystanse możemy wybrać shotguna lub Thompsona i wylądować w samym środku wrogich pozycji. Często skończy się to naszą śmiercią zanim zdążymy w ogóle podnieść broń do walki, warto jednak popróbować, bowiem taka taktyka sieje ogromny zamęt w szeregach przeciwnika. Sama walka dostarczy wam sporo emocji, między innymi ze względu na dobrze rozwiązany system chowania się za osłonami. Wciskając lewy spust przechodzimy do trybu dokładnego celowania, a wychylając lewą gałkę decydujemy o sile i kącie naszego wychylenia się. Odpowiednie korzystanie z ochrony, jaką dają nam rozmaite elementy otoczenia znacznie zwiększa nasze szanse na przeżycie, zwłaszcza na najwyższym poziomie trudności.

Ogólnie jednak nie jest aż tak różowo, jak mogłoby się z początku wydawać. Pole bitwy jest stosunkowo małe, co ogranicza swobodę wyboru miejsca lądowania. Tylko część rozkazów możemy wypełniać w dowolnej kolejności, czasem jest tak, że dopiero po wykonaniu kilku odblokowują się następne. W część miejsc da się dojść tylko jedną drogą, nie ma więc również mowy o zbyt dużej swobodzie.

Plansze są nierówno zaprojektowane. Szumnie zapowiadana wielopoziomowość jest porządnie zrealizowana tylko w trzech z nich (Husky, Varsity i Der Flakturm). Pozostałe są proste i mało rozbudowane wertykalnie. Największą ich wadą jest jednak ilość - walczyć możemy jedynie podczas sześciu misji! I o ile pierwsze trzy ukończymy dość szybko, to ostatnie dadzą nam popalić. Przejście gry na normalnym poziomie trudności zajmie Wam około 10 godzin, nie jest więc tak źle. Mi zajęło 12-13, ale ja się po prostu nigdzie nie spieszyłem. Czas gry jest jednak zależny nie tyle od rozbudowania poszczególnych misji, lecz od poziomu trudności. Ostatnie trzy levele będziecie wielokrotnie powtarzać, ponieważ zginąć tam można dosłownie na każdym kroku i ciężko jest obrać jakąś taktykę, pozwalającą na przetrwanie.

Pierwsze trzy kampanie (Husky, Avalanche i Neptune) gra się świetnie. Deweloperzy zróżnicowali przeciwników, dzieląc ich na 10 typów, w zależności od stopnia doświadczenia bojowego i posiadanej broni. Podział ten jest dość sztuczny, lecz na potrzeby gry sprawdza się bardzo dobrze. Do czasu. Podczas operacji Market Garden przyjdzie nam zmierzyć się z elitarnymi żołnierzami SS ubranymi w maski gazowe i strzelającymi do nas z Panzerfaustów. Nie wiadomo po co im te maski, w grze nie ma przecież gazu. Zupełnie nierealistyczne jest również strzelanie do piechoty z broni przeciwpancernej. W następnej misji spotkamy zaś jeszcze bardziej absurdalnych przeciwników. Superżołnierzy (obowiązkowo w maskach gazowych), których oczy świecą się na czerwono, dzierżących w łapach MG42 i niesamowicie odpornych na nasz ogień. Potrzebne są 4 headshoty ze snajperki by ubić skurczybyka. Jego maska gazowa musi być kuloodporna.

Przez umieszczenie takich adwersarzy gra zupełnie traci świetny klimat pierwszej połowy i wesoło dryfuje w stronę znaną nam choćby z Return to Castle Wolfenstein. Jest to straszny idiotyzm i niweczy wysiłek autorów włożony w wierne oddanie wielu innych detali. To największa wada gry, która skutecznie obniża ocenę trybu dla jednego gracza. Miało być realistycznie, wyszło niestety groteskowo. Po dwóch - trzech misjach nadchodzi również uczucie znużenia. Mimo nowego podejścia do tematu pojawia się nuda, bo okazuje się, że z jednych schematów wpadliśmy w drugie. Skok na spadochronie (który wykonujemy prawie za każdym razem gdy zginiemy) to trochę za mało, by przyciągnąć graczy na dłużej. Szczególnie, że struktura samych misji niczym nie zaskakuje. Mamy tu zdobycie jakiegoś punktu, zniszczenie czołgu, wysadzenie w powietrze dział przeciwlotniczych, składu amunicji lub jakiejś innej rzeczy. Nic czego byśmy już nie widzieli.

Wykonanie gry stoi na wysokim poziomie. Grafika Was z pewnością nie zmiażdży, wszystko jednak wygląda solidnie. Włoskie chatki, rzymskie ruiny, normandzkie bunkry, niemieckie fabryki - wszystko wygląda tak jak powinno. Bardzo dobrze oddano klimat wojny, możemy się poczuć, jakbyśmy tam byli. Graficy wywiązali się ze swojego zadania, niestety nie można tego samego powiedzieć o koderach. Miałem spore problemy z teksturami, o czym możecie posłuchać na ostatniej polygadce. Nie wiem czy to wina silnika Unreal Engine 3, czy sposobu jego implementacji przez Electronic Arts, ale faktem jest, że dość często zdarzało mi się widzieć niedoczytane tekstury na obiektach. W kilku miejscach musiałem czekać nawet minutę-dwie aż wszystko wróci na swoje miejsce. Również wybuchy wyglądają biednie i schematycznie, gdy rzucimy granat to eksplozja zawsze wygląda identycznie, w dodatku niemając wpływu na otoczenie.

Nie można się za to w żadnym razie przyczepić do muzyki i efektów dźwiękowych. W trakcie rozgrywki usłyszymy utwory nagrane specjalnie przez orkiestrę i trzeba przyznać, że brzmi to świetnie. Niejedna gra może pozazdrościć tak klimatycznego podkładu muzycznego. Odgłosy wojny oddano bez zarzutu, wszelkie strzały, eksplozje, czy pojazdy brzmią znakomicie, o czym wspominałem przy okazji zapowiedzi.

Tryb multiplayer nie został tu dodany na siłę i stanowi mocną stronę gry. Muszę przyznać, że to jedno z najlepszych drugo wojennych multi w jakie miałem okazję grać. Gra jest dość szybka, ale nie arcade'owa. Rozgrywka jest płynna i satysfakcjonująca. Ciekawym patentem jest możliwość skoku na spadochronie - drużyna Aliantów może respawnować się właśnie w ten sposób. Opadając na spadochronie decydujemy gdzie chcemy wylądować, da się nawet zabić przeciwnika spadając na niego.

Niestety multiplayer ma mnóstwo wad. Najważniejszą jest żałośnie mała liczba trybów gry. Dostępne są tylko trzy. Tak, nie przewidziało się wam. Trzy. Z czego dwa są swoimi wariacjami. Czyli na dobrą sprawę dostępne są dwa tryby. Dwa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem grę z tak żenująco niską ilością trybów multi. Do naszej dyspozycji oddano: Team Deathmatch, Team Deathmatch Airborne i Objective Airborne. Ten ostatni polega na zdobyciu i utrzymaniu trzech flag znajdujących się na mapie. Faktem jest, że w przypadku większości gier gracze i tak koncentrują swoją uwagę tylko na kilku trybach rozgrywki, nie usprawiedliwia to jednak kastracji tego elementu. Inne wady multiplayera to kiepska animacja postaci, mało efektywny kod sieciowy (sporo lagów, sporadyczne trudności ze znalezieniem gry) i dziwne bugi. Podczas pierwszej rozgrywki doświadczyłem samoczynnego przełączania się moich broni co dwie sekundy. Ogólnie jednak multi jest ciekawe i dość wciągające. Warto również zaznaczyć, że w MOHA gra sporo Polaków, nie powinniście mieć więc problemów ze znalezieniem chętnych do gry, którzy mówią Waszym ojczystym językiem.

Czy więc Medal of Honor Aibrone jest powiewem świeżości w gatunku strzelanek osadzonych w realiach Drugiej Wojny Światowej? Na pewno gdyby zabrakło obecnych tu urozmaiceń to gra nie byłaby warta niczyjej uwagi. Jednak ich obecność nie czyni z MOHA od razu gry wybitnej, czy nawet bardzo dobrej. Początkowo świetny tryb dla jednego gracza z czasem zabija monotonia i przeciwnicy wzięci z innej bajki. Ciekawy multi cierpi zaś na brak większej ilości trybów. Największą więc wadą gry jest za mała ilość urozmaiceń. Jeśli jednak lubicie tego typu produkcje, to nie będziecie zawiedzeni. Medal of Honor Airborne jest po prostu produktem solidnym.

Antoni Łuchniak

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)