Life is Strange 2 nie musi być ukończone, by trafić do Xbox Game Pass
Microsoft robi to dobrze.
Po co kupować karnet na cały sezon nowego dzieła Dontnod, skoro wystarczy opłacać „growego Netfliksa” od giganta z Redmond? Do usługi dołączy teraz cała „dwójka” (odcinek pierwszy, o którym pisała już Asia, oraz wszystkie cztery następne, gdy już się w końcu ukażą, oczywiście). A biorąc pod uwagę, że wcześniej wrzucono tam już „jedynkę” oraz Before the Storm - macie cały fenomen „Life is Cringe” dostępny w jednym miejscu. Jako osoba, która całkiem niedawno nadrobiła przygodę Max - a nawet popełniła z tej okazji (nie wiem dlaczego) budzący kontrowersje tekst - winszuję Microsoftowi wyczucia.
Zaczynam się zastanawiać, po jaką cholerę tego typu produkcje nadal wolą produkować w odcinkach. Znaczy - doskonale znam realne powody (lepszy kontakt z odbiorcą, reagowanie na opinie, dłuższy czas antenowy, możliwość rozłożenia kosztów), tylko czy będąc konsumentem takiego dzieła, nie łatwiej i lepiej dla własnej przyjemności poczekać te kilka miesięcy dłużej? Jak czytam entuzjastyczne teksty o pierwszym epizodzie „dwójki”, jasne, chciałbym od razu wskoczyć na pokład, ale chwilę później przypominam sobie, że w dniu premiery (zapewne najważniejszego) finału ledwo będę jeszcze kojarzył wątki z początku. Wiem, takie dylematy rozstrzygamy od lat, jednak "odcinkowość" przestała już chyba kogokolwiek zaskakiwać. Wiemy, że pod koniec będzie taniej i przyjemniej.
Ale wracając do wątku - oprócz emocjonalnych nastolatków i suchych żartów z nawiązaniami do „naszej” popkultury w styczniu Game Pass wzbogacą jeszcze: Ark: Survival Evolved, Aftercharge, Absolver, Just Cause 3 (akurat w oczekiwaniu na niedawną „czwórkę”) i… Farming Simulator 17. To teraz mają w garści nawet naszego naczelnego.
Ach, gdyby podobnie wyglądała zawartość abonamentu Nintendo…