Hitman wrócił. I ma najlepsze momenty w swojej historii [Recenzja]
Łysy wrócił. Nadal ma kod kreskowy na karku. Nadal z lubością korzysta z garoty. Nadal jest mistrzem przebieranek. I choć to stary wyga, którego trudno nauczyć nowych sztuczek, jest w swoim fachu niezastąpiony. Nie bez powodu jest też jednak sam.
Skradanki z krwi i kości to dziś gatunek niemal wymarły. Kolejne "Assassin's Creed" stawiają na akcję i przygodę, a ukryte ostrza wymieniają na rzucaniem toporami (i robią to dobrze!), o "Splinter Cell" mało kto dziś pamięta, a piąty "Metal Gear Solid" ma już prawie sześć lat. No i "Hitman". Seria-legenda, choć dziś nieco pokryta patyną.
W 2016 r. Io Interactive postawiło na lifting przygód Łysego. Fryzura ta sama, ale już otoczenie całkiem nowe. Większe mapy, bardziej złożone i wielopoziomowe były (i wciąż są!) absolutną piaskownicą. Problemem nie staje się sposób zlikwidowania celu, ale zdecydowanie się na konkretny pomysł. I to się nie zmieniło.
Głośnik czy whisky?
Weźmy pierwszy kontrakt w "Hitman 3". Słynny już Dubaj i ceremonia otwarcia nowego drapacza chmur.
W środku poza nieprzebranymi tłumami i zapierającymi dech widokami znajdziemy dwa cele. I jeżeli graliście w którąkolwiek z poprzednich odsłon – wiecie co was czeka. Spacer i obserwacja. Zatruć drinka? Może podłożyć wybuchową piłeczkę golfową? A gdyby tak przegrzać instalację elektryczną na wystawie towarzyszącej imprezie? Albo sprawdzić wypadkową grawitacji i odkręcenia kilku śrub z głośnika na rusztowaniu? A co z tradycyjną snajperką i rozwiązaniu sprawy przecinającą powietrze kulą ołowiu?
Pomysłów i sposobności jest zatrzęsienie. Całe szczęście ich realizacja to osobny temat. Bo jeżeli chcemy wejść na rusztowanie, trzeba "pożyczyć" przebranie pracownika technicznego. Jeśli przyśni nam się kariera barmana, polewającego 60-letnią whisky, to ktoś inny musi "wyskoczyć" z ciuchów. Klasyka klasyki.
Dubaj, jak na pierwszą misję (samouczek ma osobną mapę), wrzuca debiutantów na głęboką wodę. Licznik odkrytych pomieszczeń pokazuje 55 sztuk. To naprawdę dużo. A skoro drapacz chmur to przepych, więc do ich zwiedzania potrzebne będą cierpliwość i wygodne buty. "Hitman" toczy się swoim tempem. Można po prostu wbiec, uprzeć się na jedno rozwiązanie i zlikwidować cel "na czas".
Dla mnie główną zabawą było właśnie to powolne i mozolne wyszukiwanie kolejnych możliwości i obserwacja poziomu ryzyka ich wykonania. Ewentualne zauważenie prowadzi bowiem do strzelaniny, a w tych łysy radzi sobie przeciętnie. Ale dla nowicjuszy jest też najniższy poziom trudności, gdzie gra przechodzi się niemal sama.
Czy jest na sali detektyw?
Duże i złożone poziomy pokazały siłę, ale i bolączki w poprzednich odsłonach. Łatwo było zapomnieć się na Kolumbijskiej prowincji czy w tętniącym życiem Bombaju, tracąc z oczy meritum. I trójka swoją największą siłę pokazuje, nie w rozbuchanych, otwarto-światowych sceneriach, a w kameralnym otoczeniu.Dokładniej - w wiktoriańskiej posiadłości Dartmoor, gdzieś pośrodku niczego w Wielkiej Brytanii. Ta misja to cudowna odskocznia od hitmanowych standardów i bodaj najlepsza w całej serii.
Zostajemy tam wysłani na pogrzeb pewnej damy, która upozorowała własną śmierć. Na miejscu okazuje się, że samobójstwo popełnił ktoś inny z jej rodu. I to w noc poprzedzającą zaaranżowany pogrzeb. I tym samym Agent 47 nie tylko musi zlikwidować cel, ale również rozwikłać zagadkę tajemniczego samobójstwa.
Io rozegrało ten poziom po mistrzowsku, cytując kryminalne klasyki czy ubiegłoroczny kinowy hit "Na noże" (bardzo przy okazji polecam). Oczywiście podejrzani są wszyscy mieszkańcy posiadłości, w domostwie pełno jest tajnych przejść i zakamarków, a fabuła gęstnieje. Cudo. W dodatku kompletnie niespodziewane.
Czego nie można powiedzieć o głównej osi fabularnej. Będąc w połowie gry (za mną cztery z sześciu zleceń), zupełnie nie interesują mnie kolejne przerywniki. Niby śledzimy większy spisek, niby to ważne dla bohaterów, a nawet dla losów świata, ale całość podano w tak statyczny, że aż drewniany sposób. Utrzymując tym samym kiepską formę z poprzednich odsłon.
Nowy nie znaczy mądrzejszy
Wizualnie twórcy zapowiadali fajerwerki. W końcu "Hitman 3" trafił też na PlayStation 5 czym Io Interactive mocno się chwalił. I trzeba im oddać – efekty świetlne wyglądają przepięknie. Liczba generowanych postaci na metr kwadratowy też robi wrażenie. Gorzej, gdy zaczniemy się im przyglądać. Wszechobecne kopiuj/wklej to norma. Niespecjalnie urokliwa do tego.
Trzecia lokacja, czyli podberlińska opuszczona fabryka, zamieniona w klub techno, niby czaruje tłumami (i brakiem spadków animacji), niby parkiet wypełniony po brzegi, jak w najlepszych przedpandemicznych czasach, ale trudno pozbyć się wrażenia, że graficznie seria jednak zatrzymała się w 2016 r.
"Hitman" cały czas ma olbrzymi potencjał. Skradanek na rynku jest niewiele, a czas spędzony z Agentem 47 może bawić. Żaden puder nie przykryje zmarszczek, które seria ma od dawna. Łysy najmłodszy nie jest i czuć to nawet w nieco drewnianym sterowaniu. Inteligencja przeciwników? Nie stwierdzono. Jednemu strażnikowi rzucałem trzy monety pod rząd, jedna po drugiej, aż dotarł tam, gdzie chciałem, czyli pod wór z cegłami. Spoiler alert: wór wygrał.
Niby taka konwencja, ale "Hitman" błaga o nowe pomysły, a nie powielania schematów sprzed lat. I niestety schematyczność, choć ujawniająca się z czasem, nadal jest największym grzechem Agenta 47. A może to cecha całego gatunku, który dotarł do ściany?
Narzekam i narzekam, ale nie mogę powiedzieć, żeby źle mi się grało w trzeciego "Hitmana". Przeciwnie. To świetny kontrapunkt do innych, pędzących na złamanie karku tytułów i nieźle sprawdza się jako odskocznia. Pytanie: czy o takiego "Hitmana" chodziło twórcom?
Ocena: 3,5/5
Producent: Io Interactive
Wydawca: Cenega
Platforma: PC, PS4, PS5, XONE, XSX, Switch, Stadia
Data premiery: 20 stycznia 2021
Graliśmy na PlayStation 5. Grę do recenzji udostępniła Cenega.