Graj utracony: Żądam telenowel!
Nie żartuję. Chcę zagrać w grę, w której ja ją kocham, ale ona mnie nie chce, bo wierzy tamtemu, a on jest tak naprawdę zły i chce ją wykorzystać, a jej przyjaciółka tego nie dostrzega, a mój kumpel mnie wykorzystuje, ale ja choruję i ona mi pomaga, i się w końcu zakochuje, ale jest już zaręczona i rodzina jest po stronie tamtego, i naprawdę cudów trzeba, i miliona zbiegów okoliczności, żebyśmy w końcu byli razem, ufff.
Realizmowi wielkie tak! Tymczasem siedzę przy Księciu, wcześniej przy Alanie i Bogu Wojny, jeszcze wcześniej przy Just Cause, odwiedziłem też Rapture i Pandorę - zaraz po tym, jak wykończyłem swojego komandora Sheparda, każąc mu wykonywać każdą, najdrobniejszą choćby misję poboczną. A wcześniej był chyba Wolfenstein i trzecia próba wciągnięcia się w Dragon Age. Nieudana zresztą.
Patrzę na ten zestaw tytułów i myślę sobie: ja chyba oszalałem. Spędzam czas na produkcjach infantylnych, bzdurnych i odrealnionych, moja córka nawet gdyby siedziała całe dnie i oglądała kanały dla dzieci w telewizji, mogłaby na mnie patrzeć z góry. Zresztą zarówno kanały dla dzieci i rynek gier łączy to, że praktycznie w ogóle nie ma tam fabuł realistycznych. Albo fantasy, albo science-fiction, albo horror, albo w najlepszym razie rzeczywistość podszyta niesamowitością lub rzeczywistość odjazdowa na granicy nierealności. "Zwykłych" historii ani w grach, ani na kanale Jetix nie uświadczymy.
Różnica polega na tym, że moja córka ma dwanaście lat, a ja trzy razy więcej i chętnie bym przyjął trochę realizmu. Jakąś komedię, kryminał, dramat obyczajowy, thriller polityczny, może nawet psychologiczną fabułę o międzyludzkich zależnościach. Takiego wirtualnego Mike'a Leigh albo Sama Mendesa.
Potworom nie! I mieczom też nie! Ale nie, nie ma. Albo rozrywka dla trzynastolatków, albo nic. Nie wiem jak Wy, ja jestem tymi mieczami i potworami wypełzającymi zza krzaka ciut zmęczony, dlatego trzy gry ostatnio przykuły moją uwagę bardziej niż inne: Heavy Rain, Conviction i Alpha Protocol. O tej pierwszej już pisałem i tym bardziej ją doceniam, im więcej czasu mija od jej zakończenia. W stu procentach realistyczny kryminał, z wymyślonymi postaciami, z emocjami, z zagadką, która sprawia, że nie spoczniemy, póki nie skończymy. Tak, wiem, że jako gra jest to produkcja marna i że scenariusz obfituje w czarne dziury, ale cholera - było to wyjątkowe.
Na tym tle przygody Sama Fishera i Michaela Thortona są znacznie mniej angażujące emocjonalnie, ale przynajmniej realistyczne, umiejscowione tu i teraz. Niestety są też niepokojąco bliźniacze, spod znaku "ojej, wszyscy na mnie polują, ale ja i tak się dowiem, o co tu chodzi". Zupełnie jakby po sukcesie filmowej trylogii o Bournie, nie było nam już dane doświadczyć innego thrillera szpiegowskiego. Więcej nie piszę, za krótko grałem w AP, żeby się wypowiadać. Ale obiecuję sobie wiele, przede wszystkim dlatego, że to chyba pierwszy realistyczny RPG w historii. Bez blasterów, bez magii, bez mutantów. Nie kojarzę żadnego innego, chyba że za RPG uznamy San Andreas.
Chcemy gier dla dorosłych! Z kilku przyczyn upatruję w grach RPG przyszłości elektronicznej rozrywki. Po pierwsze (wyłączamy z rozważań jRPG, zieeew) oferują w miarę otwarty świat rozgrywki, dając nam swobodę przemieszczania się. Po drugie, niezależnie od efektów, autorzy za każdym razem starają się sklecić jakąś sensowną fabułę. Po trzecie, będąca u podstaw każdej dobrej fikcji metamorfoza bohatera jest wpisana w mechanikę gry. Po czwarte, to właściwie jedyny gatunek, gdzie nasze wybory przynajmniej w teorii powinny mieć znaczenie, kształtując świat przedstawiony. Mógłbym postawić spore pieniądze na to, że jeśli jakaś gra zmieni oblicze branży, to będzie to erpeg.
Erpeg, który w końcu opuści poziom kanału Jetix i będzie produkcją dla dorosłych, na razie nikomu - z uwielbianym przeze mnie Mass Effectem włącznie - nikomu się to nie udało. Mimo szumnych zapowiedzi i bałwochwalczych recenzji, każdy dorosły, który ma do czynienia z kulturą inną niż dla nastolatków, musi uznać, że Dragon Age, Mass Effect, Fallout czy Wiedźmin to mimo wszystko produkty infantylne, które mają w sobie dokładnie tyle dorosłości, aby pryszczaty czternastolatek mógł mieć wrażenie, że obcuje z czymś bardziej dojrzałym, niż on sam. Umówmy się, że połowa tomów Harry'ego Pottera jest bardziej dojrzała niż najbardziej dorosła gra - samo określenie jest zresztą dość oksymoroniczne.
Na początek przydałoby się zerwać ze schematem broń/magia, czyli opuścić rejestry fantastyczne i wkroczyć do prawdziwego świata. I Alpha Protocol to robi, i mam nadzieję, że robi to dobrze, i że to pierwszy krok do RPG-ów, które jak już odrzucą magię, to potem odrzucą miecz, a w końcu i samą ideę wielogodzinnej rozwałki.
Chcemy ślubu zamiast bossa!
Czy mam na myśli RPG "Przygody Magdy M."? Tak jest, właśnie to mam na myśli. Pierwszy bym złożył preorder na taką grę. Bo też wyobraźmy sobie:
1. Zaczynamy jako urzędnik średniego szczebla w korporacji. Nasza tabula rasa jest bardziej rasa, niż jakiegokolwiek innego RPG-owego bohatera po amnezji lub wskrzeszeniu. Jesteśmy nikim z niczym. I jest ona - poznana na szkoleniu skończona piękność, trenerka z zewnętrznej firmy, gwiazda sprzedaży bezpośredniej, absolutnie poza naszym zasięgiem.
2. Naszym celem nie jest zbawić świat. Musimy tak pokierować naszym życiem, żeby zdobyć Ją. Musi to trwać całą rozgrywkę, gdyż jak wiadomo, w każdej porządnej fabule obyczajowej chodzi o łapanie króliczka.
3. Różne są drogi do serca i łóżka kobiety. Możemy skupić się na korporacyjnych gierkach i wybrać drogę renegata lub idealisty, żeby awansować jak najszybciej, i wejść na orbitę stanowisk, w których ona się pojawia.
4. Możemy rzucić ścieżkę kariery i zająć się robieniem jak najszybciej jak największych pieniędzy, wierząc, że żadna laska nie odmówi propozycji zjedzenia kolacji na prywatnym jachcie. Albo zostać artystą w nadziei, że z nudów wybierze neurotycznego wariata zamiast ułożonego bankiera.
5. Questy to nie młotkowanie potworów na bagnach, tylko kołowanie dziewczyny dla kumpla, godzenie zwaśnionych kochanków i pocieszanie przyjaciółki, żeby się nie pocięła. Przypomnijcie sobie wszystkie misje na przykład z ME, gdzie trzeba było tylko coś zbadać, albo pogadać. Naprawdę były takie nudne? Do dziś pamiętam sprawę ściągania zwłok żony z pierwszej części albo rozwiązanie problemów miłosnych krogańsko-asarowej pary z drugiej.
6. Jednocześnie cały czas musimy pracować nad swoimi męskimi statystykami, które zwiększają nasze szanse. To nie Simsy, że można nauczyć się wszystkiego z książek, trzeba przejść swoje upokorzenia w klubach, w łóżku i na randkach, zanim odblokujemy opcje dialogowe mistrzowskiego podrywu i umiejętność czterokrotnego doprowadzenia do orgazmu bez wyjmowania. Ciężki będzie wybór, czy zdobyte punkty doświadczenia wydać na grę wstępną, czy siłę perswazji. W końcu po nic nam gra wstępna, jak się perswazja nie powiedzie. A też głupio ciągnąć do alkowy, żeby się nie popisać. Tak jest, "choice is our weapon" i nieraz doprowadzimy kogoś do łez, i nieraz zbierzemy w zęby w czasie wykonywania misji pobocznych.
7. Oczywiście szybko pojawi się też rywal numer jeden, główny antagonista z sześciopakiem na brzuchu, białymi zębami i kartą kredytową z białego złota. Gorszy niż Saren, wszystkie statystyki wymaksowane.
8. Dużo osób poznamy po drodze, z wieloma skrzyżują się nasze losy. Może po wszystkich sercowych przygodach nie będziemy już chcieli Jej? Może kto inny potowarzyszy nam w jednym z wielu alternatywnych zakończeń? Przygodna kochanka na ślubnym kobiercu? Kot w kawalerskim mieszkaniu? Kumpel od radosnego greckiego seksu bez zobowiązań?
Naprawdę, tak szczerze, biorąc pod uwagę, że cały czas byśmy mieli swoje półki pełne giwer, mieczy i czarów obszarowych - nie zagralibyście w coś takiego?
Zygmunt Miłoszewski